Raz jeden byłam przesłuchiwana na policji, świadek ze mnie sprawy żaden, wezwano na sam koniec śledztwa, jak już im się opcje wyczerpały

Policjant nie był ani miły ani niemiły, przesłuchiwał mnie nie ten prowadzący śledztwo, a jego kolega. Głównodowodzący powiedział parę zdań surowym tonem na temat kłamstw i w zasadzie tyle. Nie taki diabeł straszny jak go malują, choć wpływ na to miał fakt, że niewiele mogliby się od mnie dowiedzieć i dlatego nie było sensu naciskać.