tofur napisał/a:
no fajnie, fajnie... fantasy jest ogólnie zajebiste. Ale nie ma nic bardziej zajebistego niż "Władca pierścieni". seksu tam nie ma wcale, ale pod wzgledem złożoności i fabuły nie powstało od czasów Tolkiena nic bardziej zajebistego. Szkoda, że perfekcja jest wypierana obecnie przez motywy schlebiające prymitywnym gustom.
Uważasz, że seks to prymitywne gusta? Martin jest przez wielu określany jako współczesny Tolkien i da się zauważyć, że są pewne podobieństwa. Był jednak swego czasu wywiad z Martinem, którzy przyznał, że przecież hobbity też musiały się r🤬ać i rozmnażać, tylko za czasów Tolkiena publiczne mówienie o tym było tematem tabu. Dziś żyjemy w czasach, gdy seks luźno występuje w popkulturze i traktowany jest tak jak powinien - jako czynność, która towarzyszy zdecydowanej większość ludzi. Więc pisanie o tym nie spotka się dziś z krytyką.
Poza tym śmiem twierdzić, że jeśli chodzi o złożoność fabuły, to trylogia Tolkiena nie dorównuje sadze Martina. Ale to tylko moje prywatne odczucia po przeczytaniu obu tych serii.