Główna Poczekalnia Dodaj Obrazki Dowcipy Soft Szukaj Ranking
Zarejestruj się Zaloguj się
 

#żul

Kupiłem menelowi maślankę...
Halman • 2017-07-01, 15:37

kupiona i wręczona dziś maślanka żulowi który zauważył mnie przed biedronką jak piję z ochotą ten mleczny napój, stwierdzi że nie chce pieniędzy ani jedzenia ale że jest ciepławo wiec prosi "o ludzki odruch". Maślanka tania wiec się wróciłem do biedronki, kupiłem, i podarowałem.. Pan do którego lepiej się nie zbliżać na 3 metry podziękował, zajął miejsce na pobliskiej ławce zrobił łyka i... to co widać na nagraniu...
nigdy k🤬a więcej dokarmiania pasożytów!!!
Dywagacje o polskich żulach
Konto usunięte • 2017-06-12, 14:36
Pod postem o żulku, który próbował wydębić kasę od księdza napisałem komentarz o moich przygodach z menelami polskimi w czasie pracy w budce z fastfoodem. Pojawiły się komentarze, że mam otworzyć osobny temat o tym. No to proszę. Dla przypomnienia wrzucam treść swojego komenta.

Pracowałem prawie dwa lata w budce z fast-foodem w pewnym większym mieście w Polsce. Wieczorami, szczególnie weekendy, kręciło się sporo żulków, bo ciężko ich nazwać bezdomnymi. Często byli dość dobrze ubrani, pewnie dostawali ciuchy z jakiejś pomocy społecznej. Gęby typowo przechlane, często poobijane zapewne po walce żuli. Do nas, pracowników, bardzo rzadko przychodzili. Czasem jeden czy drugi się trafił. Znacznie częściej podchodzili do klientów czy zwykłych przechodniów prosząc o pieniądze. Najczęściej ludzi im po prostu kupowali, nie dając kasy, bo wiadomo- "na jedzenie, na jedzenie", a zaraz wróci z flachą jakiegoś jabola.

jednak w mojej pracowniczej "karierze" kręciciela zapiekanek zdarzyło się kilka kwiatków. Był jeden, który chodził wiecznie o kulach z jedną nogą w gipsie i żebrał, bo jest niepełnosprawny itd. Ludzie się dawali nabrać i hajs zgarniał. Raz mi się zaśmiał w twarz, że on tak sobie tu godzinę postoi pod budką i "zarobi" 30-40 zł, a ja tu śmigam za dyszkę na godzinę. Inny chciał wejść w układ z jednym z pracowników. Miał niby ktoś kupić mu jedzenie, ale kumpel miał nie kasować zamówienia tylko poudawać i po odejściu osoby podzielić się zostawionym hajsem z żulem po połowie. Nikt na to nie poszedł. Inny znowuż miał pewien układ z nami. Był dosyć miły, grzeczny, nie wyglądał źle. Dostawał trochę jedzenie spod lady, ot nic wielkiego. Pewnym razem przyszedł i akurat miałem ruch, więc nie mogłem mu podarować czegoś na ząb. Tak się wk🤬ił, krzyczał, że on czekać nie będzie, że co to ma znaczyć. To go grzecznie sk🤬iłem. Za kilka dni przyszedł i udając głupiego prosi o to co zawsze. Ja mu na to, że nie dam, bo odj🤬 manianę i koniec układu. Znowu się wk🤬ił, awantury narobił i polazł.

Jak widzicie, te c🤬jki kombinują na różne sposoby by wykiwać ludzi dobrego serca. Ja również po pracy w tamtym miejscu mam zasadę, że nie daje im kasy i c🤬j. Doskonale wiem co z nią robią.

Się rozpisałem, jak wam nie będzie odpowiadać moja opowieść to wyjebcie do pieca. Przynajmniej sam mogłem wylać tutaj żale na żulerków polskich miast.

Pozdrawiam serdecznie i zapraszam do dyskusji.
Dżentelmenel
TT4 • 2017-04-04, 19:15
Pani poczeka, ja pomogę...

FBI
happyface • 2017-03-07, 21:06
Na Łazarskim rejonie nie jest kolorowo



Po tagach nie znalazłem.
Uczciwy żul
eloguma • 2017-03-02, 9:21
Idzie prezes dużej firmy ulicą, kiedy łapie go za rękaw żulik i mówi:
- Prezesie, pan da 100 rubli!
- A na co?
- Kupię wódki, narąbię się i będę spać pod płotem.
Prezes wyciąga komórkę i dzwoni do kadrowej:
- Halo? Proszę wywalić głównego księgowego, ja tu uczciwego człowieka znalazłem!
wp🤬lam sie w taxi
Konto usunięte • 2017-02-12, 14:32


nie ma to jak jogging po wódzie
Czym jest Zespół Podstawowy - P

Dwie osoby posiadające prawną zdolność do wykonywania medycznych czynności ratunkowych. Ratownik - kierownik zespołu ratownictwa medycznego i ratownik - kierowca ambulansu. Obie osoby z wykształceniem medycznym - czy to po studium, czy po studiach w kierunku ratownictwo medyczne.

Jest 6:45

Zawsze przychodzimy na zmianę 15 minut przed rozpoczęciem dyżuru. Jest to czas, by przygotować się do pracy, albo pop🤬lić głupoty z poprzednią zmianą i wypalić szybkiego fajka na balkonie.
Kierowca Ratownik (KierRat) sprawdza stan paliwa, płynów, stan licznika km.
Ratownik - kierownik ZRM - wyposażenie przedziału medycznego. Stan ampularium z lekami, stan narkotyków (BEZWZGLĘDNIE), poprawność działania defibrylatora, ssaka, poziom tlenu w butlach, stan podręcznego sprzętu (strzykawki, igły, paski do glukometru, maski tlenowe, opatrunki itd.).
Gdy auto i sprzęt są sprawdzone, przejmuję dyżur od kolegów i zgłaszam gotowość dyspozytorowi medycznemu.
Wchodzę do dyżurki. Sprawdzam teczkę z dokumentami, parzę kawę. Jest 7:00.

7:05

Nowe zgłoszenie o kodzie pilności 2.
Wezwanie do kobiety, która od tygodnia słabo się czuje. Mieszka 100 m od przychodni, ale lekarz odmówił wczoraj wizyty domowej, a ona nie jest w stanie dotrzeć samodzielnie do przychodni.
Czas do wyjazdu - 3 minuty. Kawa zostaje na biurku.
Dotarcie w ciągu 6 minut.
Proszę zamknąć psa. "Ale on nie gryzie". Tłumaczę kobiecie, że mamy na sobie tysiąc zapachów, bo bywamy w różnych domach. O ile spodnie i koszulkę ubrałem świeże dziś rano, to kurtki nie prałem od dwóch tygodni, bo nie mam na to czasu. "Nie gryzie". Nie wejdę. Choćby to był mały york, to nawet one potrafią boleśnie up🤬lić w kostkę. Pańcia w końcu zamyka psa w łazience. Ujada toto niemiłosiernie.
Standardowe badanie: ciśnienie, pulsoksymetria, poziom glukozy we krwi, EKG dla pewności, szybkie badanie neurologiczne, ciepłota ciała.
Dyspozytor wywołuje mój zespół i pyta, kiedy będziemy kończyć, bo dwa kilometry dalej mężczyzna lat 45, będąc w pracy, spadł z dużej wysokości, rozbił głowę, stracił na chwilę przytomność i nie może ruszać nogami.
Wywiad i szybkie badanie zajmują około 25 minut. Wypełnianie dokumentacji medycznej - kolejne 15. Zespół jest zablokowany na przynajmniej 40 minut.
Odmawiam wyjazdu. Pojedzie karetka z miasta położonego 13 km dalej (jest najbliżej miejsca zdarzenia).
Słyszę przez radio, jak dyspozytor woła inny zespół. Dojadą na sygnale w 10 minut. My dojechalibyśmy w 3 minuty, ale jesteśmy zajęci.
Pani, która nas wezwała, okazuje się mieć gorączkę i rozwiniętą infekcję, którą należałoby leczyć antybiotykiem. Prosi ZRM o receptę.
Od kilkunastu lat zespoły ratownictwa medycznego nie wypisują recept, nie wystawiają zwolnień lekarskich. Poza tym jesteśmy ratownikami, nie ma wśród nas lekarza.
Zalecam pani wizytę w pobliskim ośrodku zdrowia.
Czasem, jeśli jest to znajoma przychodnia, zdarza mi się zadzwonić do koleżanki z rejestracji i poprosić o ustalenie wizyty. Kończymy wizytę w miejscu zdarzenia. Czas zakończenia: 7:50. Dyspozycja - powrót do bazy.

8:00

Otwieram śniadanie, wypijam na łyk czarną, gorzką i wystygłą już kawę.

8:15

Nowe zgłoszenie o kodzie pilności 2.
Wezwanie do przychodni - mężczyzna zgłosił się do lekarza z uczuciem kołatania serca. Lekarz zaleca transport na oddział kardiologii do specjalistycznego szpitala.
Wywiad od lekarza POZ (Podstawowej Opieki Zdrowotnej) brzmi: pacjent mówi, że czuje kołatanie serca. Z racji tego, że chodzi o serce, kieruje pacjenta na oddział kardiologii.
Pytam o parametry życiowe - ciśnienia nie zmierzono. EKG nie wykonano. Cofam kierowcę do ambulansu po kardiomonitor. W zapisie EKG - popularne dość schorzenie - atrial fibrillation - migotanie przedsionków. Nieleczone może prowadzić do udaru mózgu, zakrzepicy, zawału mięśnia sercowego. Od kiedy kołacze? Od wczoraj wieczorem. To nie pierwszy raz, kiedy kołacze.
Wiem, że na Szpitalnym Oddziale Ratunkowym (SOR) w najbliższym mieście dyżuruje dzisiaj kardiolog. Podejmuję zatem decyzję, że nie będziemy gonić do szpitala wojewódzkiego 30 km dalej. Pacjent sam schodzi do karetki, siada na fotelu, zapina pas. Po około 15 minutach jesteśmy na SOR-ze. Kardiolog ogląda pacjenta, zleca ponowne wykonanie EKG i pozostawia pana na kilkugodzinnej obserwacji w szpitalu. Zgłaszam dyspozytorowi przekazanie pacjenta w SOR, otrzymuję godzinę zakończenia i dyspozycję na planowe mycie ambulansu.

9:30

Wjeżdżam na myjkę.
Raz w tygodniu zaplanowane jest mycie i pełna dezynfekcja karetki i sprzętu wielorazowego użytku. Zajmuje to około 2 godzin. Od zewnątrz robi to pracownik myjni. Mycie i dezynfekcja w środku to moje zadanie. Od sufitu do podłogi, cztery różne środki chemiczne do dezynfekcji, potem naświetlanie lampą bakteriobójczą.

11:30

Wjazd do garażu. Kierowca podpina auto pod "smycz" - ładowanie akumulatorów medycznych w karetce i postojowe, elektryczne ogrzewanie.
Zespół w stanie gotowości.
Mam chwilę na uzupełnienie dokumentacji medycznej z dwóch poprzednich wyjazdów i zjedzenie drugiego śniadania.

12:00

Nowe zgłoszenie o kodzie pilności 2.
Pani przejeżdżała główną ulicą i zauważyła, że na trawniku leży człowiek. Nie zatrzymała się, tylko pojechała dalej, ale spełniła obywatelski obowiązek i wezwała pomoc.
Dojeżdżając na miejsce, widzę znajomego już żuleiro, który z racji niewidzenia od nadużywania dykty (denaturatu), ma ksywę taką, a nie inną...
- Oczy, k🤬a, znowu ty? Weź sp🤬alaj do domu, bo ci służby wezwę i pojedziesz na dołek.
- Dobra, kierowniku, nie robimy problemów.
Oczy oddala się z miejsca zdarzenia. Odstąpiono od wykonywania czynności. Pacjent odmówił podania danych osobowych (ufff... przynajmniej dwa kwity do wypisania mniej). Czas realizacji zlecenia: 35 minut.

13:05

Nowe zgłoszenie o kodzie pilności 1.
Wyjazd o najwyższym priorytecie. Czas do wyjazdu - 1 minuta. Bezwzględne użycie sygnałów świetlnych i dźwiękowych.
40-letnia kobieta dostała napadu drgawek. Jest nieprzytomna, toczy pianę z ust. Znane nam Pueblo - osiedle mieszkań socjalnych. Czas dojazdu - 4 minuty.
Wchodzimy na trzecie piętro, obładowani jak małe Mongoły. Plecak (25 kg), defibrylator (15 kg), butla z tlenem (7,5 kg), teczka z dokumentami (waga znikoma przy poprzednim ekwipunku). Faktycznie - w mieszkaniu znajduje się kobieta w wieku około 40 lat i jej konkubent (w niższych warstwach społecznych jest to konkubent, w wyższych nazywają się przyjaciółmi lub partnerami). W mieszkaniu walają się kiepy od papierochów i puste butelki po Starogardzkiej. Kobieta siedzi na łóżku, nie bardzo jeszcze czai, co się wydarzyło. Konkubent opowiada, jak to kilka dni temu miał urodziny i do wczoraj świętowali. Dziś jeszcze nie zdążyła się napić alkoholu i nagle dostała drgawek.
Pomiar parametrów, obserwacja, czy przypadkiem nie doznała urazu głowy. Zauważam przygryziony język. Choruje na padaczkę? Choruje, ale nie bierze leków. Robię zastrzyk z Clonazepamu, aby zabezpieczyć ją przed kolejnym napadem, zalecam KATEGORYCZNE zaprzestanie picia alkoholu (podziała jakoś do wieczora) oraz niezwłoczną wizytę w poradni lekarza neurologa, wykupienie recept i regularne branie leków.
Zakończone "po, w miejscu". 13:45.

13:45

Nowe zgłoszenie o kodzie pilności 1.
Wypadek komunikacyjny, jedna osoba poszkodowana, przytomna. Mężczyzna, lat 35.
16 km od aktualnego miejsca położenia. Czas dojazdu 13 minut.
Na miejscu straż pożarna (w całym ekwipunku, dwa wozy bojowe) oraz policja.
Poszkodowany w tym zdarzeniu ma założony przez strażaków kołnierz ortopedyczny i chodzi wokół samochodu. Jak się okazuje, jechał drogą osiedlową, drugi kierujący, wyjeżdżając z parkingu, uderzył w tylną, prawą ćwiartkę jego osobowego Fiata Uno. Prędkość wypadkowa znikoma. Na samochodzie sprawcy otarcie na zderzaku. Na samochodzie "ofiary" wgniecenie na tylnym błotniku. Poszkodowany pamięta doskonale, co się stało, zgłasza przeszywające bóle w odcinku szyjnym kręgosłupa i mroczki przed oczami. Doświadczenie każe mi z góry zasądzić, że są to "bóle odszkodowawcze", ale wnikliwie badam urazowo "poszkodowanego", mierzę parametry życiowe.
Tłumaczę, że z racji odniesionych "obrażeń", po zakończeniu czynności drogówki, może zgłosić się do najbliższego SOR celem prześwietlenia kręgosłupa.
Poszkodowany kategorycznie upiera się, że chce jechać karetką, bo się okropnie źle czuje i do tego ma mdłości.Tłumaczę, że w ten sposób zablokuje ZRM na co najmniej pół godziny. On płaci składki i mu się należy.
Poza tym, przewiezienie ambulansem do SOR będzie lepiej widziane w towarzystwie ubezpieczeniowym. Rozkładam ręce, kiwam na drogówkę i mówię, że w tej sytuacji muszę go zabrać na konsultację do SOR.
Patrol drogówki zostaje uwięziony na tej drodze osiedlowej, dopóki "poszkodowany" nie opuści szpitala. Jeśli wskutek wypadku doszło do uszkodzenia ciała na okres powyżej 7 dni, potraktowane to zostanie jako wypadek i trzeba wezwać ogniwo wypadkowe. Standardowa konsultacja w SOR trwa około 2 godzin.

15:00

Kończymy zlecenie. Na podjeździe odpalam fajka, po czym wracamy do bazy. Może jakiś obiad? I kawa?

15:15

Nowe zgłoszenie o kodzie pilności 1.
Mężczyzna lat 65, ból w klatce piersiowej, nasilający się od wczoraj. Teraz oblany potem, blady, ciężko oddycha.
Wieś Wygwizdów. 20 minut na dojazd na sygnale. Stado baranów na drodze.
Wbiegamy do domu obładowani sprzętem. Mężczyzna zgłasza, że czuje, jakby mu słoń na klatce piersiowej usiadł. Ciężko mu się oddycha. Na co czekał od wczoraj? "Bo myślałem, że mi przejdzie". Srać na kolejność procedur. Najpierw EKG. Uniesienie odcinka ST w EKG. Klasyczna, książkowa fala Pardee nad dolną ścianą serca. Podaję tlen. W tym samym czasie ustalam miejsce w ośrodku hemodynamiki (kardiologii interwencyjnej) - JEST! W szpitalu 40 km dalej. Wysyłam teletransmisję i dzwonię do kardiologa dyżurnego. Referuję pacjenta. Kolega mierzy ciśnienie, poziom glukozy we krwi, saturację, czyli wysycenie krwi tlenem. Na coś choruje? Na jakieś leki jest uczulony? - Nie. Podaję kwas acetylosalicylowy w dawce 300 mg w postaci polopiryny. Nie mogę podać nitrogliceryny, która rozszerza naczynia wieńcowe i ból staje się znośny, bo jest zawał ściany dolnej. A może i prawej komory. Przeciwwskazanie. Zakładam dwa wenflony. Podaję przeciwbólowo morfinę. Przywieźć natychmiast na stół do koronarografii. 40 km, godziny szczytu, ponad pół godziny dojazdu.
Pytam dyspozytora, czy lata śmigło. Nie lata, bo chmury za nisko i pogoda niepewna. Pakujemy pacjenta na nosze. Kolega odpala silnik i sygnały i gnamy do szpitala wojewódzkiego, żeby zdążyć. Kardiomonitor pika miarowo około 80 razy na minutę. Jest nieźle. Tlen w wysokim stężeniu, druga dawka morfiny. Wołam przez radio SOR kardiologiczny szpitala i zgłaszam, że będziemy za około 20 minut. Będą czekać. Pacjent kilkukrotnie wymiotuje. Za pierwszym razem nie zdążam podać worka. Zarzygane nosze, podłoga, trochę jest tego na moich służbowych butach. Przekraczamy drzwi SOR-u, rozlega się dzwonek "pacjent w strefie czerwonej". Czeka zespół interwencyjny.
Wjeżdżamy na salę hemodynamiczną, przekładamy pacjenta na stół. Teraz już wszystko w rękach zespołu kardiologów. Wyjeżdżamy przez rozsuwane drzwi. Słyszę charakterystyczny dźwięk alarmu kardiomonitora. Migotanie komór. Ładowanie defibrylatora. Wyładowanie 200 J. K🤬a mać...
Nie interesuję się, co dalej... Fajka na podjeździe. My zdążyliśmy.

16:45

Proszę o czas techniczny na mycie sprzętu i uzupełnienie karetki.
Dostaję 20 minut. Pęcherz jest bardzo wytrzymały, ale już nie daję rady. Po drodze zjeżdżamy na Orlen. "Asiu, dwie kawy mogę prosić? I hot doga. Małego, na ostro". Po wyjściu z toalety dostaję od Aśki kawę dla mnie i kolegi. Nie każe płacić. Robi nam z prywatnej. Już wie, jaką pijemy. Hot dog na złagodzenie głodu.

17:30

Nowe zgłoszenie o kodzie pilności 2.
Psychiczne zaburzenia. Mężczyzna wielokrotnie leczony w szpitalach psychiatrycznych, kilka tygodni temu odstawił leki. Aktualnie ma zwidy i jest agresywny. Rozwala wszystko w domu. Przyjeżdżamy na miejsce. Pytam - gdzie jest policja? Nikt nie zadysponował. Proszę dyspozytora o wezwanie wsparcia. Czekamy w samochodzie blisko 20 minut, aż zjawi się patrol. Nie wchodzę. Bezpieczeństwo własne przede wszystkim. W domu czeka żona, a ja chciałbym wrócić dziś cały i zdrowy.
Mężczyzna zabarykadował się w pokoju. W kuchni, wśród rozbitego szkła, siedzi przestraszona żona. Policja próbuje sforsować drzwi. Mężczyzna jest agresywny. Proszą go o uspokojenie się. Dopiero po kilku minutach, na moją wyraźną prośbę, pacyfikują go gazem i zakuwają w kajdanki.
Niewątpliwie trzeba go zabrać do szpitala. Na szczęście jest trzeźwy. Gdyby w wydychanym powietrzu miał powyżej 0,5 promila, żaden lekarz psychiatra nie chciałby z nim nawet rozmawiać. Proszę policję o wsparcie w czasie transportu. Ich dyżurny odmawia. Co zrobić?! Trzeba sobie radzić. Pouczam pacjenta, że będę musiał na czas transportu zastosować wobec niego środki przymusu bezpośredniego. Podczas zakładania kaftana bezpieczeństwa szarpie się i wyrywa. Policjanci przytrzymują go i pomagają wsadzić na nosze. Przypinam go pasami. Patrzy złowrogo i wielokrotnie powtarza, że mnie załatwi, jak wyjdzie ze szpitala. Ja naprawdę nie robię tego po złości. Słyszałem już takie groźby wiele razy.

18:15

Wjazd na izbę przyjęć. Kolejka. Jak zawsze. Jesteśmy trzeci.

19:30

Nasza kolej. Lekarz stwierdza konieczność zatrzymania pacjenta w szpitalu. Nawet wbrew jego woli. Tylko... nie mają miejsc. Najbliższy szpital - 80 km dalej. Dzwonię z błagalną prośbą do dyspozytora. Na szczęście dzisiaj kolega od telefonów jest ludzki. Podeśle nam inny zespół - już z nocnej zmiany. I tak już jest po 19. Dziś mieliśmy iść z żoną do kina. Dzwonię i przepraszająco tłumaczę, że utknąłem i wrócę później. Jest wyrozumiała. Po 6 latach nie ma innej opcji. Musiała przywyknąć.

20:30

Wjeżdżamy na bazę. Zmywam pokład przedziału medycznego. Koledzy z nocnej zmiany przejmują karetkę. Rzucam w stronę nocnego kierownika ZRM, jakie ma braki - niech sobie uzupełni. Jeszcze tylko uzupełnić papierową dokumentację i wpisać wszystko do komputera.

21:00

Kończę dyżur na dzisiaj.
Jutro nocka. Ciekawe, co nowego przyniesie...

Materiał skopiowany z Joe Monstera. Nie każdy tam zagląda a warto przeczytać.
Autorem tekstu jest Dj_skibi.