Główna Poczekalnia Dodaj Obrazki Dowcipy Soft Szukaj Ranking
Zarejestruj się Zaloguj się
 

#legia


takie sędziowanie

nie jestem ani za jednymi ani za drugimi, ale jak się k🤬a widzi,że po raz kolejny sędzia odp🤬la syf na boisku drukuje na potęge 'bo Legia musi wygrać' to człowieka c🤬j strzela, za takie sędziowanie to od razu powinien być zawieszony dożywotnio co by więcej syfu nie robił swoją nędzną osobą
Jaki kraj taki sędzia
Konto usunięte • 2015-05-20, 22:48
Akcja dzieje się po meczu Legia - Jagiellonia w którym sędzia wydrukował karnego w 98 minucie dla legły.

Sklep sportowy:

kibic -poproszę koszulkę legii..
sprzedawca -a jaką piłkarska czy sędziowską?
Zmiana na pozycji lidera
Swirussss • 2015-05-11, 15:44
W ostatni weekend doszło do dwóch zmian na pozycji lidera. Lech wyprzedził Legie a Duda Komorowskiego, z tym że ani Legia ani Lech nie liżą dupy trzeciej Jagiellonii.
Ż🤬dek
Mercury001 • 2015-02-28, 18:48
Do błąkającego się ż🤬dka po warszawskiej pradze wieczorową porą podchodzi dwójka dresów:

- Ty, wyskakuj z komóry
- Nie mam, odpowiada spokojnie ż🤬dek
- To k🤬a z kasy
- Nie mam, odpowiada z jeszcze większym spokojem
- A wp🤬l chcesz ?!
- Aj waj! Krzyknął entuzjastycznie ż🤬dek i dodał z uśmiechem na ustach:
- A czy on aby koszerny ?

Legia grała w środę mecz w Kijowie z Metalistem Charków. Jak się jednak okazuje, część kibiców omyłkowo zapuściła się za bardzo na wschód Ukrainy i jeśli fakty się potwierdzą, zmieniła bieg historii.

– Chyba zdobyliśmy Donieck. Co robić? – napisał jeden z sympatyków warszawskiej drużyny na klubowym forum.

Z jego relacji wynika, że grupa około 200 fanatycznych kibiców mistrzów Polski pomyliła połączenia i trafiła na wschodnie tereny zajęte przez prorosyjskich separatystów. – Myśleliśmy, że to kibolstwo Metalista wita nas na stacji, więc bez zastanowienia poszliśmy w tan - opisuje Ted1970.

Na starciach na stacji kolejowej się nie skończyło. – Ciągle napływali nowi frajerzy, a my nie mogliśmy się zatrzymać. Ani się obejrzeliśmy, a znaleźliśmy się na jakimś placu, gdzie doszło do ostatniego, wygranego boju. To tam dowiedzieliśmy się od wiwatującego tłumu, że to nie Kijów, a jakiś Donieck – wyznaje krewki kibic.

Jeśli te informacje się potwierdzą - i nie okaże się na przykład, że chodzi o jeszcze inne miasto - wyczyn kibiców znacząco naruszy równowagę w regionie. Ci jednak mają też inne zmartwienia.

– Donieck Donieckiem, ale jak tam dziś grał Vrdoljak? – pyta Ted, który na zdjęciu profilowym pozuje przy transporterze opancerzonym zaparkowanym obok wzmacnianej przez postacie w zielonych szalikach barykadzie.

aszdziennik.pl/114031,kibice-legii-zamiast-na-mecz-trafili-na-wschodni...
Historia napisana przez Niko z forum Legii.
Mnie rozbawiła.

Ciepły, sierpniowy wieczór. Nyon. 3-piętrowy budynek nad brzegiem Jeziora Genewskiego. W gabinecie na końcu korytarza dzwoni telefon.

- Monsieur Michel, dzwoni pan Shigeki Mizushima z Tokio - odezwał się w czerwonej słuchawce przeuroczy głos jednej z przeuroczych sekretarek Michela.

- Tokio? – zamyślił się monsieur Michel. – Przecież Puchar Kontynentalny sprzedaliśmy już Arabom. Gdzie oni znów chcą mnie zaprosić? – zapytał sam siebie. Odłożył lekko tylko nadpalone cygaro do popielnicy, odchrząknął flegmę i zbliżył usta do czerwonej słuchawki.

- Oui? Tu Michel. Co tam słychać w Japonii? – kulawym angielskim zagadnął swojego rozmówcę.

- Mr Platini? This is Mr Mizushima speaking. Sharp vice director – zaczął Japoniec. – Pan wybaczy Panie Platini, ale jesteśmy bardzo zaniepokojeni tym, co dziś przeczytaliśmy w Asahi Shimbun oraz w Yomiuri Shimbun. Nie znam się na piłce, nie znam klubu Legia, ale znam się na wartościach. – mówił co raz bardziej zdenerwowanym głosem Japończyk - U nas w Japonii honor stoi ponad wszystkim. Honor i uczciwość. Chyba Pan nie chce Panie Platini, aby naszą, mającą 102-letnią tradycję, firmę kojarzono z nieuczciwością i brakiem zasad moralnych?

- Ale panie Mizu… - próbował wejść w słowo nieco wystraszony Michel.

- Dość! Jeżeli jeszcze raz którykolwiek z moich rodaków przeczyta, że moja firma Sharp wspomaga finansowo instytucję, która gardzi honorem i uczciwością, to kończymy współpracę – wygrzmiał Mizushima.

- Ale panie Mizu… -

- Milczeć! To moje ostatnie słowo. Wszystkie gazety o tym piszą. Nie pozwolę, aby mój Sharp był kojarzony z tą hucpą! Lepiej, żeby Pan to przemyślał. Więcej może Pan nie ujrzeć już ani jednego naszego jena włożonego w tę waszą Ligę Mistrzów!

Michel jeszcze przez kilka sekund trzymał czerwoną słuchawkę przy uchu mając nadzieję, że to jedynie okrutny żart jego kolegów. Czekał na wybuch rechotu po drugiej stronie kabla. Nic z tego. Telefon był prawdziwy. Sięgnął ponownie po swoje cygaro, ale zanim zdążył się porządnie sztachnąć kubańskim dymem na biurku znów zabrzęczał telefon.

- Merde! Co znowu? Nie teraz! – złorzeczył Francuz sięgając po telefon. – Oui? Qu'est-ce que c'est? – to już do czerwonej słuchawki.

- Ohhh, hello Michel. This is Mark Fields calling from Dearborn, USA. Ford Company. How are you my friend? – dzwoniący zaczął rozmowę w typowo amerykański sposób. – You know Michel, my tu z Ford Company dajemy dużo baksów na ten wasz soccer, na tą waszą Champions League. A ja tu czytam dziś w The New York Times, że wy tam w Europie jakieś grube wałki robicie. Sprzyjacie silnym, przepuszczacie bogatszych, lekceważycie małych. U nas w Ameryce takich rzeczy się nie lubi, you know. U nas się wspiera słabszych, gra się na zasadach „fair play”, you know... – zawiesił wywód Amerykanin, czekając na reakcję swojego rozmówcy.

- Lubię wasze hot-dogi – odpowiedział zadowolony z siebie Michel, bo choć to jedyne co mu się na szybko skojarzyło z USA, to wydało mu się całkiem błyskotliwe, a nawet zabawne.

- Gówno mnie obchodzi synu co lubisz! – odkrzyknął wściekły Jankes. - Ja lubię pieniądze. Duże pieniądze. Właśnie mieliśmy office meeting z działem marketingu i menedżmentu i Johnowi wyszło, że na tym jednym cholernym artykule w The New York Times jesteśmy w plecy jakieś 450 kawałków zielonych. Rozumiesz?! Szargasz dupku naszą nieskalaną opinią! Ford Company nigdy nie będzie uczestniczyć w żadnych niejasnych zabawach w ten wasz cholerny soccer. Chwilę temu dzwonił do nas jeszcze ten psik🤬s William z naszego oddziału Ford Company w Londynie. Tam też piszą o tych waszych przekrętach - Sky Sports, BBC, Daily Star. No wszyscy, God damn it! Całe londyńskie Citi dziś wzięło na tapetę tą waszą zasraną Champions League. Przez te wasze cholerne machlojki nasze papiery taniały dziś na parkietach w Hong Kongu, Frankfurcie i Nowym Jorku. Dobrze ci radzę synu – albo postąpicie zgodnie z duchem gry i gazety przestaną pisać takie rzeczy o naszym flagowym projekcie sponsoringowym albo kończymy tę cholerną współpracę!!!

-But mister-kanister, I want to… - próbował się tłumaczyć mały Francuz.

- Shut up, you son of a bitch! Champions League ma być uczciwa. Sport is sport, a money is money, rozumiesz synu? Mali mają bić wielkich, brzydkie kaczątko ma być łabędziem. Kminisz synu? My tu w Ameryce lubimy takie głodne kawałki, you know. Żadnego ciągania za uszy bogatszych. Understood? Czekam do końca tygodnia. Masz przywrócić elementarne zasady rywalizacji do tych rozgrywek albo pożegnacie się z naszymi baksami. Ameryka wam nigdy tego nie zapomni! – zakończył wściekły Jankes.

Tym razem Michel przejął się nie na żarty.

- Co tam ci Czesi, szlag z nimi. Ale mi tu pieniądze spiierdalają – przeszło mu przez myśl.

Podrapał się po lokowanej czuprynie, poluzował z lekka jedwabny krawat i zaczął obmyślać dalsze działania. Znów sięgał po cygaro, gdy biurkiem wstrząsnęła wibracja jego komórki.

- Oui? – odebrał nieco przestraszonym i zadziwionym głosem, bo w końcu niewielu ma numer na prywatną komórę.

- Zdrasti Misza. Zdjes Viktor. Viktor Zubkov. Ty znajusz?

- No da. Znaju, znaju – wydukał sparaliżowany strachem Michel. – Wy priesident i direktor Gazproma. Wy nasz sponsor, u nas wasze dziengi – dodukał Platini.

- Kanieczno. Nu i szto? Szto wy mi tam odpierdaalacie Misza? Padzwanil Siergiej z Kanarów, że nasza Liga Czampionów nie uczciwa. Padzwanil toże Walerij z Rio, że nasza Liga Czampionów nie uczciwa. I toże padzwanil Ivan z Niu Jorka, że nasza Liga Czampionów nie uczciwa. Globalno o tym piszajut. No, kak to tak? – bardzo spokojnym i wyważonym głosem spytał Viktor.

- Nu, towariszcz direktor… - spróbował odpowiedzieć Misza.

- Kurva wasza mać Misza! Szto wy sobie dumajecie, że ja szto? Durok?! Że my wam oczeń duże dziengi dajemy, a wy takie chuistwa odstawiacie? My Ruskie - uczciwy narod. Mnie tam wasze francusko-szwajcarskie układy nie interesno. Ale tam gdzie ruskie dziengi tam ma być uczciwie i sprawiedliwie. Kak u nas w Federacje. Paniał?

- Nu, towariszcz direktor… - ponowił próbę Misza.

- Tisza! Teraz ja gawarju. Ja ci wskażu szto wy teraz zdzielacie. Zawtra podzwanicie w Warszawu. Grzecznie przeprosicie i poprosicie o dakumienty i papiry. Wy nawet ich nie pasmatri tolko z razu dajecie nowy werdykt – „Wsio w pariadku Legio”. Ma być uczciwie, tak jak było na boisku. I tak: Legia w Lidze Czampionów, a te Szkoty do drugiej ligi. I wsio. Paniał?

- Paniał, paniał.

- No. I tak ma być. Wasze szczastie Platini, że Wołodia na kanikułach i gazet nie czyta. Jakby wiedział, na co nasze rubelki idą to by kazał was Platini zesłać do Woroneża albo i do Saratowa. Byliście Platini kiedy w Saratowie?

- W Saratowie niet. Nu ja był w Saragossie, kogda my igrali z Realem Saragossa w 1984…

- Tisza! Nie mam czasu na te wasze dyrdymały Platini. Nataszka mi stygnie. Mało czasu macie Platini, więc weźcie się w robotu. A teraz idź ty na chvj!

- Da, konieczno towariszcz general – odpowiedział Platini salutując w pusty dach.

Odłożył czerwoną słuchawkę. Kropla potu spadła na żarzące się jeszcze cygaro.

- Do dupy z tym cygarem - jęknął Francuzik. Wiedział, że sprawa jest poważna. Bardzo poważna. Sięgnął więc ponownie za opocony jeszcze telefon i zaordynował:

- Łączyć mnie z Łysym z UEFA. Natychmiast!

- Oui, monsieur Michel - odpowiedział w słuchawce przeuroczy głos tej przeuroczej sekretarki.

Długo na połączenie nie czekał.

- Łysy?! Ma być tak: dajcie tych Czechów do Ligi Mistrzów, a Szkotów wyjebuje... Co?! No, Polaków Polaków, przecież mówię. Jak możesz to od razu do ćwierćfinału ich wrzuć. Szkotów wyjebujemy. Nie da się? Dobra, to normalnie do kwalifikacji. Ale Szkotów wyjebujemy. Czemu się nie da? No dobra, to dajcie ich do tego Kazachstanu. Albo jak możesz to do Woroneża od razu albo do Saratowa. Byłeś kiedyś Łysy w Saratowie? No ja też nie, ale Wołodia był. Dobra, nie ważne. Słuchaj, jeszcze jedna sprawa. Chvjowiaszczo wyszło z tą Legią. Chcieliśmy wydymać Freda, a to Fred wydymał nas. Zrobimy tak: weź zobacz czy Niemiaszki mają autostrady i te lotniska. Masz napisać w raporcie, że nie mają, że nie zdążyli, że rozkradli. Nie wiem, cokolwiek, ale że nie mają. I zabierasz im finał Ligi Mistrzów i przerzucasz go do Warszawy, na Legię. Rozumiesz? Mają grać finał u siebie. I żadnych kurvva kar za race, bo ci włosy z jaj powyrywam! Co?! Gówno mnie obchodzi, że tam też nie masz. Bierz się do roboty, bo mało czasu!!

Michel miał dość rozmów na dziś. Bał się, że za chwilę zadzwoni McDonald’s, Heineken i MasterCard. Na szczęście sytuacja była już opanowana. Wiedział, że jutro znów słońce zaświeci dla niego. Jutro media znów będą stawiać go na piedestał i chwalić, że organizacja, którą kieruje zadziałała uczciwie i przyznała się do błędu. Sama z siebie, w imię czystego sportu. Zgodnie z mottem Federacji: „We care about football”.