Strona wykorzystuje mechanizm ciasteczek - małych plików zapisywanych w przeglądarce internetowej - w celu identyfikacji użytkownika. Więcej o ciasteczkach dowiesz się tutaj.
Obsługa sesji użytkownika / odtwarzanie filmów:


Zabezpiecznie Google ReCaptcha przed botami:


Zanonimizowane statystyki odwiedzin strony Google Analytics:
Brak zgody
Dostarczanie i prezentowanie treści reklamowych:
Reklamy w witrynie dostarczane są przez podmiot zewnętrzny.
Kliknij ikonkę znajdującą się w lewm dolnym rogu na końcu tej strony aby otworzyć widget ustawień reklam.
Jeżeli w tym miejscu nie wyświetił się widget ustawień ciasteczek i prywatności wyłącz wszystkie skrypty blokujące elementy na stronie, na przykład AdBlocka lub kliknij ikonkę lwa w przeglądarce Brave i wyłącz tarcze
Główna Poczekalnia Dodaj Obrazki Dowcipy Soft Szukaj Ranking
Zarejestruj się Zaloguj się
 

#niemiecki

Łacina
BongMan • 2014-01-08, 21:37
Pewien 98-letni pan chciał nauczyć się łaciny. Znalazł korepetytora i poprosił o lekcje.
- Ale dlaczego pan w tym wieku chce się łaciny nauczyć? - pyta.
- Wie pan, niedługo umrę i jak pójdę do nieba, to jak inaczej dogadam się ze świętym Piotrem jeśli nie po łacinie?
- Rozumiem. A co jeśli pójdzie pan do piekła?
- Niemiecki już znam.
Kogo to obchodzi?
P................k • 2013-11-16, 22:12
Będąc tydzień temu w Wiedniu natknąłem się na taki oto bilbord:


Reklama trochę dwuznaczna
II Wojna Światowa na Opolszczyźnie
r................0 • 2013-10-04, 2:43
Jak wiadomo Opolszczyzna przed drugą wojna światową należała do terenów Trzeciej Rzeszy. Nie dziwi więc fakt ,że trafiali tu polscy zesłańcy skierowani do Rzeszy na przymusowe roboty. Taki los spotkał także Bronkę, siedemnastoletnią dziewczynę, która trafiła do pracy u niemieckiego gospodarza w Ścinawie Małej pow. nyski. Owa Bronka na swoje nieszczęście zakochała się w miejscowym Niemcu ( z wzajemnością ). Film przedstawia jaka kara spotkała młodych ludzi za to że mimo prawnego zakazu potajemnie się spotykali. Losy młodej Polki nie są mi znane , natomiast młody Niemiec trafił na front wschodni. Nie będę pisał nazwisk, ale wiem ze człowiek, który obcina włosy został rozpoznany po latach przez... własną synową. Wiem że rodzice tej dziewczyny szukali jej po wojnie na terenie Opolszczyzny ale bez powodzenia.



Dla zaciekawionych więcej tu : polska.newsweek.pl/gerhard-i-bronia,30804,1,1.html
Moździerz Karl Gerät
m................m • 2013-08-01, 13:23
60-cm Karl Gerät 040 Uwaga długi temat
Karl Gerät był samobieżnym moździerzem(był to najcięższy moździerz IIWŚ), zaprojektowanym przez firmę Rheinmetall-Borsig do walki z umocnieniami Linii Maginota. Wyprodukowano tylko 6 egzemplarzy, którym nadano imiona bogów germańskich(Adam, Ewa, Ziu, Thor, Odin i Loki). Zanim jednak armia otrzymała pierwsze egzemplarze-bitwa o Francję była skończona. Karl Gerät przez długi czas nie miał okazji zaprezentować swoich możliwości. Wprawdzie niektóre egzemplarze brały udział w walkach na początku operacji Barbarossa, jednak były to sytuacje epizodyczne(jeden z nich-Ewa został wtedy dość poważnie uszkodzony). Prawdziwa okazja nadeszła wraz z oblężeniem Sewastopola w 1942r. W tym wydarzeniu wzięły udział 2 egzemplarze(Thor i Ziu), które w maju i czerwcu wystrzeliły ok. 197 pocisków.

Karl okazał się tylko połowicznie udaną bronią oblężniczą. Pocisk kalibru 600mm robił swoje, ale na tym niestety zalety się kończą. Aby jednak w pełni móc opisać jego charakterystykę, trzeba wpierw przyjrzeć się konstrukcji tego moździerza.
Schemat działa

Moździerz montowano na samojezdnej, gąsienicowej lawecie, napędzanej silnikiem benzynowym Daimler-Benz MB503, o pojemności 4450 cm³ i mocy 580 KM. Silnik umożliwiał jazdę z prędkością 10 km/h. Zgodnie z projektem wylot lufy moździerza był skierowany ku tyłowi pojazdu - na swoje stanowisko ogniowe moździerz wjeżdżał na wstecznym biegu. Przed rozpoczęciem ostrzału musiał on osiąść na podłożu, aby odciążyć zawieszenie.

Co do skuteczności bojowej, to przedstawiała się ona następująco:
Pocisk 600mm przebijał warstwę 2,5 metra betonu; trafienie w kamienicę powodowało, że pocisk przebijał kolejne stropy i zazwyczaj eksplodował w części parterowej, powodując zburzenie całej kamienicy i zasypanie piwnic pełnych ludności cywilnej. Broń charakteryzowała się bardzo małym(jak na ten kaliber) rozrzutem pocisków-co było ważną zaletą.

Szybkostrzelność natomiast, pozostawiała wiele do życzenia-wynosiła ok. 6 do 12 pocisków/godzinę.
Pocisk miał masę 2,7 tony, a zasięg broni wynosił zaledwie niecałe 3km.
Ładowanie pocisku do działa.

Załogę stanowiło 15-17 żołnierzy, a wraz z ochroną i obroną przeciwlotniczą dawało to 109 osób.

Dopiero w późniejszych latach dokonano usprawnień polegających na wydłużeniu lufy i zmianie typu pocisku, co znacząco zwiększyło donośność(aż do 10,7km) i ułatwiło ładowanie(nowe pociski miały mniejszą masę).
Ostatnią akcją bojową moździerza Karl, było powstanie warszawskie. W akcji wzięły udział 3 egzemplarze, które ostrzeliwały pozycję powstańców, a także pozycje sowieckie.

Jak można w kontekście powyższych wywodów ocenić tą konstrukcję? Nie należy mówić, że był konstrukcją nieudaną. Zamiast tego lepiej użyć słowa niepraktyczną; nieprzystosowaną do nowoczesnego, dynamicznego pola walki.

Filmik z akcji:





Reszta fotek i ciekawostki w komentarzach.
Znalezisko
wowku • 2013-04-17, 23:27
Mieszkam we Wrocławiu, w starej kamienicy, która ma jakoś ponad 100 lat i takie oto znalezisko zalazłem wymieniając z ojcem podłogi w mieszkaniu.

Wyrywek gazety pochodzi jak widać ze stycznia 1902 roku. Jak głosi nagłówek, pismo nazywało się mniej więcej Wrocławski Ogólny Wskaźnik.


Ze względu na moją niską znajomość języka piekieł (niemieckiego) nie zajmowałem się tłumaczeniem. Gdyby kogoś bardziej zaciekawiło mogę wrzucić dokładniejsze zdjęcia.

Swoją drogą to ciekawe, jakie jeszcze ciekawe rzeczy można znaleźć ukryte w starych kamienicach
Germanish supermarket
S................s • 2012-12-11, 22:51
Robiłem zakupy w niemieckim supermarkecie. Zapytany po niemiecku o coś przez kasjerkę odpowiedziałem z miłym uśmiechem na twarzy: "tak tak... nie p🤬l tylko pakuj". Przestałem się śmiać kiedy kasjerka odpowiedziała mi po polsku: "Pytałam pana tylko czy ma pan drobne"


Nie moje, nie bylo.
Języki obce
M................3 • 2012-11-08, 14:54
- Ile zna pan języków?
- Trzy
- Jakie?
- Rosyjski, angielski, francuski.
- Proszę powiedzieć coś po angielsku.
- Gutten tag.
- Ale to jest po niemiecku.
- To znam cztery…
Wydobycie "Androsa"
Kriski • 2012-11-03, 22:24
Ten wrak spoczywał na dnie kanału, na głębokości 9 m, grzebiąc pod swym pokładem 570 niemieckich uciekinierów.

Jednostka ratownicza "Herkules", uczestnik operacji podniesienia "Androsa".

W kwietniu 1948 roku Szczeciński Urząd Morski zlecił miejscowemu oddziałowi Linii Żeglugowych Gdynia - Ameryka (GAL) wydobycie z dna kanału portowego w Świnoujściu wraku niemieckiego frachtowca "Andros". Na całym polskim wybrzeżu trwała właśnie akcja oczyszczania portów i wód przybrzeżnych z pozostałości wojny.

S/s "Andros" zbudowany został w 1910 roku w na zamówienie niemieckiego armatora Deutsche Levante Linie z Hamburga. Statek miał wyporność 3048 ton. Była to dość spora jednostka, której długość wynosiła 102 metry, a szerokość kadłuba 14 metrów. "Andros" był typowym frachtowcem handlowym do przewozu towarów i pływał pod banderą armatora do 1940 roku. Wtedy wcielony został do marynarki wojennej jako jednostka pomocnicza.

Ofiara nalotu

Na początku 1945 roku "Andros" wykorzystany został jako transportowiec do przewozu uciekinierów i rannych z Kurlandii i Prus Wschodnich. Jego ładownie przebudowano i przystosowano do transportu ludzi. W marcu 1945 roku statek wypełniony uciekinierami wypłynął z Piławy i w dniu 12 marca około południa zawinął do świnoujskiego portu, cumując tuż przy Kapitanacie Portu. Kiedy nadleciały amerykańskie bombowce, "Andros" podjął próbę ucieczki z portu. Było jednak za późno. Jednostka trafiona dwoma bombami błyskawicznie zatonęła z 570 uwięzionymi pod pokładem pasażerami. Nad wodę wystawał tylko maszt i część nadbudówek. Zbliżał się koniec wojny. Niemiecka marynarka nie podjęła próby podniesienia statku i jako jeden z wielu wraków, pozostał w Świnoujściu.

Wrak widmo

Wrak "Androsa" spoczywał na dnie kanału, którego głębokość wynosiła w tym miejscu 9 metrów. Kadłub statku uległ znacznym uszkodzeniom w wyniku eksplozji bomb. Oderwany został dziób aż do pierwszej ładowni i przedniej grodzi wodoszczelnej. Bomby rozerwały też podwójne dno czwartej i piątej ładowni oraz zniszczyły główny pokład między lukami do tych ładowni. Ponieważ w ładowniach podróżowali stłoczeni uciekinierzy, wybuchy bomb spowodowały masakrę. Statek błyskawicznie zatonął, nie dając większych szans ludziom pozostałym pod pokładem. Na "Androsie" zginęło 570 ludzi. Niemcy nie podjęli próby podniesienia wraku. Do roku 1948 leżał on na dnie, wraz ze swoją makabryczną zawartością.
Masowy grób

Podobny widok ujrzeli nurkowie w ładowniach "Androsa". To zdjęcie wykonał na wraku transportowca "Goya" Grzegorz "Banan" Dominik. Nurek który dwa lata temu utonął podczas kolejnej wyprawy.

Wydobycie wraku "Androsa" zlecono stacjonującej w Szczecinie ekipie ratowniczej "Krab", zorganizowanej i kierowanej przez Józefa Leszczyńskiego, późniejszego kapitana żeglugi wielkiej. Cała ekipa składała się raptem z 15 ludzi, w tym 4 nurków i 2 cieśli okrętowych, dysponujących niewielkim pontonem stalowym z małym dźwigiem na pokładzie oraz szopą socjalną zamiast nadbudówki. Wyposażenie ekipy dalekie było od oczekiwań. Braki w sprzęcie nadrabiano zapałem do pracy i pomysłowością.

Pierwszy etap prac był najbardziej nieprzyjemny i polegał na oczyszczeniu ładowni ze szczątków ludzkich. Nurkowie, którzy dokonali oględzin wnętrza wraku byli zaszokowani widokiem ogromnej ilości trupów. Trzy brygady na zmianę wyciągały zwłoki, składając je do specjalnych skrzyń na nabrzeżu, dostarczonych przez Niemiecki Czerwony Krzyż. Zawartość skrzyń zasypywano wapnem i przewożono na cmentarz.

Pracujący przy wydobywaniu ludzkich szczątków nurkowie, początkowo nie wytrzymywali nerwowo. Dopiero z czasem przyzwyczaili się do poruszania w mętnej wodzie, wśród ludzkich zwłok, strzępów pościeli i odzieży, desek z rozbitych łóżek i resztek bagażu. I tak jednak zdarzały się mrożące krew w żyłach momenty. Jednym z nich był horror nurka, który penetrował zakątek ładowni. Został uwięziony przez poruszone prądem wody ludzkie szkielety. Kiedy wygrzebał się wreszcie, z tego masowego grobu na powierzchnię, był niemal oszalały ze strachu.

Kiedy ładownie wraku oczyszczono wstępnie z ludzkich szczątków, przystąpiono do uszczelniania kadłuba. Ekipy nurków i cieśli zbudowały prowizoryczną przednią gródź oraz wykonały szalunek na wyrwie w dnie statku. Aby wykonać tzw. plastry z betonu, zbudowano drewniany pomost pomiędzy nabrzeżem a statkiem. Po tym pomoście z cyrkową wręcz zręcznością, robotnicy dostarczali taczkami cement i wlewali przez prowizoryczny lej na dno wraku. Do uszczelnienia kadłuba zużyto łącznie 160 ton betonu, 15 ton stali i 30 ton kształtowników stalowych i prętów oraz 150 m sześć. drewna. Roboty, łącznie z podniesieniem wraku, trwały 7 miesięcy.

Z jeziora na złom

Aby wypompować wodę z "Androsa", ściągnięto jednostki ratunkowe "Smok" i "Herkules". Kiedy rozpoczęto pompowanie, wyłoniły się dwa problemy. Pierwszym było zapychanie się pomp przez różne drobne przedmioty, w tym także resztki ludzkie.

Nurek podczas prac na wraku.
Drugi był bardziej prozaiczny i rozpoczął się wraz z pogłoską o bogactwach w ładowniach "Androsa". Ktoś z robotników pochwalił się widocznie znalezionymi drobiazgami ze złota i gruchnęła wieść o rabowanych z wraku bogactwach. Napisała o tym lokalna i krajowa prasa, a czujny Urząd Bezpieczeństwa rozpoczął węszenie, przesłuchania i pierwsze aresztowania. Okazało się jednak, że na "Androsie" żadnych skarbów nie było oprócz osobistych przedmiotów ofiar tragedii.

W dniu 17 listopada 1948 roku "Andros" wynurzył się na rufie o 4 m i na dziobie o 2,5 metra. Bardzo ostrożnie przeholowano wrak na Starą Świnę i tam na mieliźnie ponownie zatopiono. Ostateczne usunięcie "statku - widma" nastąpiło w 1952 roku, kiedy to ekipa "Rak" ponownie podniosła jednostkę z dna i przeholowała na jezioro Dąbie. Tam "Andros" pocięty został na złom.