Główna Poczekalnia Dodaj Obrazki Dowcipy Soft Szukaj Ranking
Zarejestruj się Zaloguj się
 

#norwegia

Jak spędziłem 3 doby w norweskim areszcie
Konto usunięte • 2015-10-31, 12:00
Oczywiście nie ja Historia pewnego Polaka, który mieszka w Norwegii. Twierdzi, że opisane zdarzenia są prawdziwe. Na dole jest link, gość odpowiada na niektóre pytania w komentarzach.

Mówi się, że Oslo to miasto, w którym po zmroku łatwiej jest kupić heroinę niż piwo. Przechadzając się wieczorem główną ulicą centrum Karl Johans Gate szybko zauważysz, że żaden z czarnoskórych stojących na rogu ulic z tlącym się szlugiem w dłoni nie jest przypadkowym lokalsem czekającym na autobus. Idąc wzdłuż popularnej alei pubów, klubów i innych spelun, w których upodlisz się za kosmiczną cenę, stanowią oni uliczną alternatywę na zapotrzebowanie rynku sponiewierania się w weekend. Są widoczni, bezczelni i nie kryją się z handlem dragami nawet kilka metrów od przejeżdżających radiowozów.

W lokalu — jak to w Skandynawii — rozcieńczony, lany browar 0,4 kosztuje stówę. Barman nie sprzeda ci drugiego kieliszka ulubionej trucizny, póki nie skończysz pierwszego. Monopole są zamknięte w weekendy i po 18:00. Bary zamykają o północy. Nie da się, bracie. W głowie lekko szumi, a tobie ani się śni, żeby kończyć tę noc. I wtedy właśnie słyszysz: „psst... wanna have some fun, my friend?". A ty po całym tygodniu włażenia w dupę szefowi, z ostatnim wspomnieniem promieni słońca i aktualnej temperaturze -20, jedyne, o czym marzysz to właśnie, aby mieć jakikolwiek „fun". Bywa, że słyszysz to pytanie kilkanaście razy na jednej ulicy.

Warto wspomnieć, że stolica Norwegii znajduje się w czołówce europejskich miast pod względem zużycia amfetaminy. Wyobraź sobie lokalne ceny, wyobraź sobie popyt przy polityce pół-prohibicji na alkohol i możliwości szybkiego zarobku. Dotarcie tu z Polski przez Bałtyk zajmuje kilka godzin, gdzie ceny tych samych używek są nieporównywalnie tańsze, w związku z czym niejednemu Januszowi umiejącemu dodać na palcach jeden do jednego, zarysował się w oku złoty symbol dolara na myśl o zostaniu polskim Pablo Escobarem. A w razie czego — każdy chyba słyszał o norweskich więzieniach, prawda? Brak krat w oknach, osobne pokoje, meble z Ikei, a do tego spędzasz czas na zarzynaniu pada od Xboxa, dostajesz kieszonkowe i kończysz studia na koszt państwa niczym Breivik. Przynajmniej w teorii. W praktyce — studziłbym entuzjazm w tej materii.

Od początku: Wynająłem pokój w dużym domu w jednej z lepszych dzielnic Oslo, łącznie 6 domowników + dobudówka z osobnym wejściem. Rotacja ludzi była spora, jednak właściciel domu miał na to konkretnie wyj🤬e. Dawał ogłoszenie w necie i po kilku dniach miał już nowego lokatora. Jakoś po roku, do mieszkania na dole wprowadził się Polak. Rafał. Prosty chłopak po trzydziestce, rycerz ortalionu. Podobno gdzieś pracował, ale trudno było powiedzieć gdzie. Typ kolesia, którego życiowym osiągnięciem jest posiadanie Berlingo w gazie i składanki manieczek na CD w odtwarzaczu wewnątrz. Wiedzieliśmy o nim tyle, że jarał dużo szlugów i nie lubił mówić o sobie. Ponoć szwagier załatwił mu jakąś pracę, ale całymi dniami nie wychodził z domu, tylko często wyjeżdżał autem w nocy i wracał nad ranem. Niby nic. Nie mój cyrk, nie moje małpy.

Aż do pewnego piątku, kiedy wróciłem do domu po pracy, wrzuciłem obiad do mikrofali i wszedłem do swojego pokoju na piętrze. Po kilku minutach usłyszałem, jak ktoś wbiega po schodach, głośno tupiąc butami. „Ile razy mam powtarzać chłopakom, żeby tak nie nap🤬lali, bo cały dom się trzęsie?!" — pomyślałem. W tym momencie drzwi od pokoju wyleciały z hukiem pociągnięte strzałem z buta, a w nich zobaczyłem oślepiające światło latarki i wycelowane we mnie lufy broni. Takie rzeczy dzieją się tylko w filmach, więc moją pierwszą myślą było — to jakiś żart. Zanim dotarło do mnie, co właściwie się stało, dwóch rosłych policjantów zdążyło wyrzucić mnie z pokoju i zaprowadziło do salonu, gdzie na ziemi leżała już pozostała piątka domowników z rękami skutymi za plecami. O ja p🤬lę. To nie był żart.

Młodszy z funkcjonariuszy założył mi kajdanki na nadgarstki tak ciasno, że metalowe zaciski niemal uniemożliwiły dopływ krwi do dłoni. Po wstępnym przesłuchaniu każdego z nas w innym pomieszczeniu domu doszedłem do wniosku, że wszystkie pytania oscylują wokół naszej znajomości z Rafałem.

Kiedy zdali sobie sprawę, że łączy nas z nim tyle, co nic, powiedzieli, że drogówka zatrzymała go na autostradzie, ponieważ miał fałszywe tablice rejestracyjne i po wstępnym przeszukaniu Berlingo, znaleziono w środku hurtowe ilości amfetaminy. Jednak jego mieszkanie — technicznie rzecz biorąc — znajduje się w naszym domu i również jesteśmy podejrzani.

„Kumple nie uwierzą co za historia, kiedy opowiem ją wieczorem przy piwie w pubie" — pomyślałem. Nic bardziej mylnego. Po około 3-4 godzinach przesłuchań i przeszukań domu z nadpobudliwym owczarkiem niemieckim, powiedzieli, że musimy jechać na komendę i złożyć zeznania jeszcze raz. A tak „by the way"— u Rafała w pokoju znaleziono jeszcze więcej towaru.

Nie pozwolono nam zabrać nic, wyszliśmy tak jak staliśmy, policjant zawiązał mi sznurówki w najkach, narzucił kurtkę na plecy i wyprowadził przed dom skutego za plecami do jednego z radiowozów stojących na zewnątrz. Musiało to zrobić fantastyczne wrażenie na sąsiadach zgromadzonych przed domem. Otworzyły się drzwi i wrzucono mnie do auta razem z kolegą, instruując uprzednio, że w środku są kamery i mikrofony, więc jeśli odezwiemy się do siebie podczas jazdy — zatrzymają się i będzie trzeba czekać na kolejny radiowóz, który zabierze nas oddzielnie. Na miejscu okazało się, że to nie do końca komenda, a areszt policyjny, a pech chciał, że w piątki wieczorem nie prowadzi się przesłuchań.

- Będziecie musieli zostać do rana — oznajmił nam jeden z psów. To nie było zdanie, które chcieliśmy usłyszeć. Posadzono mnie na „recepcji", gdzie czekałem w kolejce do zarejestrowania. Przede mną grupka poobijanych bandziorów z kryminałem wypisanym na twarzy i czarnoskóry koleżka w dreadach, krokiem przy kostkach, t-shircie w rozmiarze 4XL i 2 bandanach na głowie — jednej w kolorach flagi Norwegii, druga Jamajki. Nie wiem, czy można było wyglądać jeszcze bardziej na stereotypowego dilera.

Nie zdążyłem się odlać od powrotu z pracy, spytałem więc, czy da radę ogarnąć to tutaj. Otóż tak, ale drzwi od toalety z widokiem na całą poczekalnię miały pozostać otwarte. Trudno.

Nie uwierzycie, ale ten tekst, że „nie mogę, kiedy tak wszyscy patrzą" znany z filmów, kiedy aresztowany kombinuje jak spieprzyć policjantowi oknem w kiblu — nie wziął się znikąd. Nie ma opcji, nie da się. Po minucie niezręcznej ciszy dałem sobie spokój i wróciłem do kolejki.

„Recepcjonista" zabrał mój telefon i kazał opróżnić kieszenie. Dwóch klawiszy zaprowadziło mnie do celi, przed którą zabrali mi buty i pasek od spodni. W zamian dostałem 3 metry kwadratowe, bez okna, czy zegara — więc nie sposób było dowiedzieć się, jaka jest pora dnia. W rogu stał kibel, w środku była też kamera i żółty materac na ziemi. Nic więcej. Ani jednego przedmiotu, k🤬a karcer.

Teraz czekało mnie przeszukanie. Po sprawdzeniu, czy nie mam nic przy sobie, kazano mi się rozebrać, aż znalazłem się w samej bieliźnie.

- Ściągnąć gacie, kucnąć i kaszlnąć głośno — usłyszałem.

- Are you fucking kidding me?- zapytałem.

Nie, nie żartowali.

Zostałem zamknięty.

Kiedyś oglądałem „Skazanych na Shawshank" i wiem, że w takich celach nawet największym twardzielom odp🤬la po kilku godzinach. Dopóki tego nie przeżyjesz, nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo rozp🤬ala psychikę bycie zamkniętym w sześcianie bez żadnego zajęcia, możliwości spojrzenia za okno, czy skupienia się na czymkolwiek poza gapieniem w ścianę. To nie to samo co bycie zamkniętym w pokoju w domu.

W ścianie przy drzwiach zamontowane były dwa guziki. Jeden do wezwania klawisza, drugi do włączenia „radia". Radio oferowało 4 utwory odtwarzane w koło. Swoją drogą fenomenalna playlista, na której znalazły się m.in. „Sympathy for the devil" Rolling Stonesów, a słysząc „Umbrella" Jaya-Z do dzisiaj skręca mnie w środku.

Nie trudno domyślić się, że nie przespałem ani godziny. Nad ranem klawisz zapytał, czy chcę iść na spacerniak albo wziąć prysznic — wybrałem spacerniak, wyszedłem z nudów. W międzyczasie oznajmiono nam kolejną wiadomość:

-Śledczy nie pracują w weekend, zostajecie do poniedziałku — Może wydawać się to śmieszne, ale w takich warunkach, wiedząc, że jesteś niewinny, brzmi to jak wyrok za morderstwo.

„Odp🤬li mi jak nic" — pomyślałem sobie. Kolejne 48 godzin w samotności były najdłuższymi dwiema dobami w moim życiu. W dużym skrócie — faktycznie robisz to, co na filmach, włącznie z robieniem pompek z nudów. W niedzielę mój mózg był już tak wyczerpany stresem, dwoma kromkami chleba z pasztetem dziennie i brakiem jakichkolwiek bodźców zewnętrznych, że się zwyczajnie zepsuł. Zacząłem mówić do siebie, krążyć po celi i odbijać się od ścian. Jestem przekonany, że po tygodniu w takich warunkach, zmiany w mózgu są nieodwracalne i zapewne tak by mi już zostało.

Wierz mi lub nie, ale wolności nie da się poczuć, jeśli ją masz, tak jak nie zwracasz uwagi na to, że oddychasz

Dobrze pamiętam myśli, które mi wtedy towarzyszyły. Najgorsza z tego wszystkiego była niepewność. W takiej chwili lęki zamieniają się w paranoję. Czekasz, zadręczając się z sekundy na sekundę coraz bardziej. Nie wiesz, czy kolejnego dnia policjant nie powie, że zostajesz dłużej, że muszą zbadać kolejny wątek. Może przetrzymają cię dłużej? Co z pracą? Nikt nie poinformował mojego szefa, że nie zjawię się w poniedziałek, pomimo upominania się o to. Znajomi i rodzina muszą stresować się faktem, że przestałem się odzywać. Nie wiadomo czy główny zainteresowany, nie pociągnie cię na dno za sobą, wkręcając cię w jakąś historię.

W drzwiach celi słyszysz dźwięk przekręcanego powoli klucza i czekasz jak skulony kundel na przyp🤬olenie pasem przez właściciela. Bo koniec końców tym właśnie jesteś, bez wolnej woli. Jesz, srasz i śpisz na komendę, pod czujnym okiem kamery. Wyjdziesz jak pies na smyczy na dziesięciominutowy spacer, kiedy „pan" ci pozwoli. Wierz mi lub nie, ale wolności nie da się poczuć, jeśli ją masz, tak jak nie zwracasz uwagi na to, że oddychasz. Jednak kiedy zrządzeniem losu jakiś sk🤬iel odetnie ci tlen, zdajesz sobie sprawę, że ten mały szczegół jest wszystkim. Możesz mówić i robić co tylko zechcesz, nikogo to nie obchodzi. Absurd jak w „Procesie" Kafki. Tortura dla mózgu.

Poniedziałek.

Zabrano mnie na przesłuchanie, które prowadzone było przez dziewczynę w wieku najwyżej 25 lat. Ze względów prawnych prowadzone było przez radiotelefon z polskim tłumaczem, który z kolei tłumaczył wszystko funkcjonariuszce na norweski. Po dwóch godzinach zeznań, tłumaczeń i rysowania na kartce planów domu, zostałem poproszony o numer PIN do telefonu i hasło do Facebooka.

Nie mając nic na sumieniu, nie myśli się o tym, jakie treści udostępniono na portalach społecznościowych lub o czym pisało się z kumplami — nie zakładałbym przecież tak abstrakcyjnej sytuacji, w której właśnie się znalazłem, do tego w Norwegii. Komizmu sytuacji dodał fakt, iż moim ostatnim SMS-em w telefonie była wiadomość od kolegi: czy słyszałem o tym, że w Kalifornii zalegalizowano marihuanę, a ostatnim postem na fejsie — spowodowanym nadejściem zimy — było zdjęcie kota w śniegu i podpisem „I fu****' love cocaine". Serio.

Policjantka powiedziała, że teraz porozmawia z sędzią, porównają zeznania i zdecydują czy przenoszą nas do więzienia, czy wypuszczają. Odstawili mnie do celi.

Po kolejnych kilku godzinach klawisz otworzył drzwi, kazał mi włożyć buty i zaprowadził piętro niżej.

- Przejdź przez te drzwi do następnego pomieszczenia i poczekaj, aż otworzą się kolejne — powiedział znudzonym głosem.

Drzwi zamknęły się za mną, następne otworzyły przed twarzą i ku mojemu zdziwieniu, znalazłem się na zewnątrz, gdzie czekali już na mnie pozostali domownicy — wyłączając oczywiście geniusza przemytu z Polski. Byliśmy zniszczeni psychicznie, wykończeni. Bez słowa wyjaśnień, informacji, czy czegokolwiek. Byliśmy wolni.

vice.com/pl/read/jak-spedzilem-3-doby-w-norweskim-areszcie?utm_source=vicefbpol
w komentarzach między innymi pisze coś o prawniku i odszkodowaniu
Piwo po 13 zł w Norwegii? Dla Polaka to żadny problem...
Konto usunięte • 2015-04-10, 23:05
Cytat:

30-letni Polak zaladowal tyle piwa do auta Mercedes Benz Vito, ze pojazd z trudem poruszal sie po szosie i opony byly prawie plaskie. Przez to zostal zatrzymany.

Celnicy w Kongsvinger zwrocili wczoraj uwage na pojazd z przyczepiona szwedzka tablica rejestracyjna, ktory sprawial wrazenie bardzo przeladowanego. Kierowca mial tak duze problemy z manewrowaniem auta, ze stanowil zagrozenie dla ruchu drogowego.

Po zatrzymaniu okazalo sie, ze pojazd wazacy 1,5 tony, zawieral ladunek piwa 6.020 puszek, total 3.010 litrow, i w sumie wazyl 4,6 ton.
Po zatrzymaniu znaleziono rowniez oryginalne polskie tablice.



Źródło: Forum - Norwegia . PL (niestety ten badziew nie pozwala dodawać linków, a jest tam zdjęcie vana).
Svein Aasjord i Trond Ivarjord zatrzymali silnik łódki by zobaczyć wieloryba długopłatowca zwanego humbakiem.

Humbaki osiągają ok. 15m długości i ważą ok. 35ton więc tak bliskie spotkanie z 6 osobnikami mogło być zaskoczeniem dla nich.

Wieloryby przypływają w tamto miejsce, wypuszczając powietrze co zwabia śledzie w jedno miejsce po czym gdy je "ścisną" po prostu je zjadają

docelowa akcja od 1:00
Rowerzysta vs dron
~Sunday • 2014-11-02, 16:38


Zakłócona prezentacja quadrocopterów w porannym programie norweskiej telewizji.
Jak to często bywa podczas transmisji na żywo, nikt specjalnie się nie przejął...
Survival w krainie Wikingów
Dziua • 2014-09-11, 22:14
*Survival w krainie Wikingów*
Czyli próba przetrwania w pełnej niedźwiedzi i nieprzebytych pustkowi Norwegii.

***
Z pewnością znacie lub przynajmniej kojarzycie Bear'a Grylls'a, który spopularyzował sztukę przetrwania wśród tysięcy osób na całym świecie. Wielu spróbowało pójść w jego ślady, niektórzy postanowili uwiecznić to na nagraniach. Ten jegomość, prosty student turystyki i rekreacji, który od prawie roku prezentuje na youtube jego samotne lub zespołowe przygody w ramach kanałów Adventurer oraz Adventurers, spróbował czegoś więcej niż dwudniowej wyprawy do lasu obok miasta. W towarzystwie kamery przemierzył tereny, które wieku temu zamieszkiwali Wikingowie, a obecnie najczęściej spotykanymi tam istotami są renifery i niedźwiedzie brunatne. Rewelacyjne widoki, spora dawka wiedzy survivalowej i klimat przygody, a wszystko to ładnie zmontowane i przedstawione w ciekawej formie. Zapraszam do oglądania



***

Dość długą i szczegółową relację z powyższej wyprawy możecie zobaczyć na nowo powstałym blogu prowadzącego: adventurer.cal.pl/

(Moderatorze, to nie jest materiał historyczny ani dokumentalny.)
Wymierająca Norwegia.
Konto usunięte • 2014-09-01, 13:36
Ostatnie wakacje spędziłem w Norwegii, jednym z najbogatszych krajów świata, i nie tylko w pieniądze, lecz również w bajeczne krajobrazy. Widok fiordów przywołuje klimat prastarych skandynawskich sag. Jak wielu młodych ludzi z Polski, postanowiłem w wakacje odwiedzić ten malowniczy kraj w celach zarobkowych. Chciałem także poznać, jak wygląda życie polskiego emigranta, choć nie zamierzałem tam pozostawać długo.

Jednakże, nie malownicze fiordy, jeziora czy zalesione wzgórza były najmocniej utkwione w mojej głowie, kiedy opuszczałem Norwegię z lotniska Oslo-Rygge we wrześniu. To zresztą jedno z trzech lotnisk, obsługujących norweską stolicę, całkiem sporo jak na miasto wielkości Gdańska lub Szczecina.

O ile już wtedy zwróciłem uwagę na dość spory odsetek egzotycznej ludności, niepasującej do stereotypu potomka Wikingów, to tym razem miałem wrażenie, iż w największych miastach Norwegii oni już dominują. Idąc po centrum Oslo, choćby i głównym deptakiem, ma się wrażenie, iż ponad połowa przechodniów nie ma za wiele wspólnego ani z Norwegią, ani ze Skandynawią, ani z Europą w ogóle. Będąc w dzielnicy Gamle (stanowiącej część centrum Oslo), spostrzegłem, że w promieniu mojego wzroku nie ma prawie nikogo o europejskim wyglądzie. Ulica była zdominowana przez imigrantów z Somalii, Pakistanu oraz innych egzotycznych dla nas krain.

W stolicy Norwegii mniejszości etniczne zaczynają także zdobywać monopol w konkretnych zawodach. Wystarczy podać za przykład, że korporacje taksówkarskie są totalnie opanowane przez Pakistańczyków. Z kolei Azjaci dominują jako pracownicy w sklepach spożywczych. Tymczasem Polacy opanowali sektor budowlany w Oslo, i nie tylko tam. Przechodząc koło jakiejkolwiek budowy w norweskiej stolicy i przysłuc🤬jąc się rozmowom budowlańców, można być pewnym, iż usłyszy się popularną formę przecinka wśród polskich robotników.

Pamiętam, jak ukazał się w norweskiej prasie artykuł o tym, że w Oslo pozostał już tylko jeden norweski etnicznie murarz. Pozostali to Polacy, z rzadka Litwini (co ciekawe, większość Litwinów w Norwegii zna dobrze język polski – pracując na budowach muszą władać nim nawet lepiej, niż norweskim). Naszła mnie wtedy konkluzja, że przecież nikt nie napisałby artykułu wyszydzającego sytuację, iż w Oslo nie ma już prawie norweskich taksówkarzy. Pojawiłyby się wtenczas oskarżenia o rasizm. Jednak w przypadku Polaków takiego problemu nie ma.

Nie chcę powiedzieć, że Polacy mają złą opinię wśród Norwegów. Zdarzyło mi się rozmawiać z nielicznymi w Norwegii nacjonalistami, i przekonywali, że mają pozytywny stosunek do Polaków, choć wiedzą, iż „Polacy mają problem z alkoholem”. Najbardziej obawiają się muzułmanów, zaś z Europejczyków – Rumunów (i chodzi tutaj o etnicznych Rumunów, nie zaś Cyganów), którzy podobno słynną z kradzieży samochodów oraz włamań.

Faktem jest natomiast to, że przybysz z Europy Wschodniej ma wyjściową sytuację najgorszą w Norwegii. Nie posiada obywatelstwa norweskiego – nie może liczyć na profity socjalne z tego wynikające. Nie jest jednak Somalijczykiem czy Nigeryjczykiem – nie przyznany zostanie zatem Polakowi status „uchodźcy” czy „ofiary wojny” (który z automatu dostaje znacząca część przybyszów z Afryki). Taki status gwarantuje przynajmniej pomoc państwa norweskiego w znalezieniu tymczasowego miejsca zamieszkania. Polak, Słowak, Węgier czy Litwin przybywający do Norwegii nie może liczyć na jakąkolwiek pomoc. Jest człowiekiem gorszej kategorii niż Somalijczyk.

O głównej państwowej agencji pracy, zwanej w skrócie NAV, Polacy w Norwegii powiadają, że zajmuje się ona utrzymywaniem imigrantów z Afryki oraz Bliskiego Wschodu oraz odsyłaniem Polaków z kwitem, w razie prośby o pomoc w znalezieniu pracy. Coraz także o pracę trudniej – jeszcze kilka lat temu wystarczał do tego język angielski (niekiedy nawet niekoniecznie) oraz para rąk do pracy. Obecnie rynek norweski jest tak przesycony, iż nawet płynna znajomość norweskiego (mającego zresztą sporo dialektów) nie gwarantuje znalezienia pracy. Wciąż poszukiwani są zaś doświadczeni hydraulicy, mechanicy samochodowi czy kierowcy ciężarówek.

Norwegia jako kraj zmienia się szybko. Budowane są kolejne meczety, podczas gdy norweskie kościoły świecą pustkami. Luterańska katedra w centrum Oslo to tylko bezpłatna ciekawostka dla turystów. Można zaryzykować tezę, że więcej już w Norwegii praktykujących muzułmanów, niż chrześcijan!

Norwegia nie jest już także, ani tak czysta, ani bezpieczna jak jeszcze dekadę temu. Ulice Oslo nie są czystsze od ulic Warszawy czy Krakowa, a mury pełne są przeróżnych malowideł. W wielu dzielnicach Oslo lepiej Norweżkom nie iść samotnie, zwłaszcza w strojach zbyt „wyzywających” dla muzułmanów. Norwegia i Szwecja to kraje z wyjątkowo wysoką liczbą gw🤬tów, dokonywanych na Skandynawkach przez egzotycznych przybyszów.

Cały swój sprzeciw wobec tego stanu rzeczy część Norwegów stara się pokazać głosując na Partię Postępu (Fremskrittspartiet), dowodzoną przez panią Siv Jensen, porównywaną czasem do Marine Le Pen z francuskiego Frontu Narodowego. Cieszy się ta partia poparciem ok. 1/5 mieszkańców Norwegii. W zasadzie jedyne co wyróżnia ją spośród innych norweskich partii to fakt, iż proponuje ograniczenie imigracji oraz kładzie nacisk na przyjęcie przez imigrantów „norweskich wartości”.

Te jednak norweskie wartości to głównie akceptacja feminizmu czy postulatów środowisk homoseksualnych. Pamiętam, jak spacerowałem głównym deptakiem Oslo, podczas trwającej w sierpniu kampanii wyborczej. Około tuzin partii i partyjek (z czego większość to różne odcienie lewicy, z komunistami włącznie) kulturalnie zajmowało koło siebie miejsca w namiotach i rozdawało ulotki oraz baloniki. Rzecz niemożliwa w Polsce, gdzie policja musiałaby odgradzać od siebie zwolenników dwóch centroprawicowych partii, które dominują w polskim życiu politycznym.

Z ciekawości podszedłem do stanowiska owej Partii Postępu, i okazało się, że ze wszystkich partii miała ona zdecydowanie najwięcej tęczowych emblematów oraz przypinek, być może uznają jej politycy, iż homoseksualiści najprędzej zaczną obawiać się zaprowadzania Szariatu pośród fiordów. Muzułmanie z tolerancji wobec tzw. mniejszości seksualnych zdecydowanie nie słyną.

Ciekawostką jest opinia o Polakach wśród egzotycznych imigrantów. Polaków nieco się obawiają, a to znaczy, że czują pewien respekt. Mają o nas opinię rasistów, którzy rozdrażnieni potrafią bić, i to nawet nie będąc pod wpływem alkoholu. Pakistańczycy dość dobrze znają kanon polskich przekleństw. Jakże inna opinia, niż o Norwegach, którymi imigranci pomiatają. Nie bez przyczyny, spora część Norwegów jest nie tylko zniewieściała, ale nie ma odwagi do czegokolwiek.

Jeśli zaś idzie o norweskich nacjonalistów, to jest ich bardzo mało, żeby nie powiedzieć – w ogóle. Nie ma nawet funkcjonujących w rzeczywistości organizacji narodowych, a pojedynczy nacjonaliści wydają co najwyżej pisma, gdzie sporą część zajmują inspiracje pradawnymi wierzeniami germańskimi oraz... fascynacje muzyką metalową. Można wręcz powiedzieć, że wśród fanów metalu w Norwegii można najczęściej spotkać nacjonalistów, choć ich nacjonalizm jest daleki od naszego rozumienia tej idei – opartej na tradycjach chrześcijańskich.

Norwescy nacjonaliści zresztą życia łatwego mieć nie mogą. Prawie wszystkim w Norwegii nacjonalizm kojarzy się z Andersem Breivikiem oraz Vidkunem Quislingiem, kolaborantem z III Rzeszą. Zresztą ogólnie nacjonaliści w Skandynawii cierpią na brak ciekawych odwołań historycznych, poza Finami, którzy mają w tradycji ruch Lapua.

Reasumując zaś wszystko co napisałem – serce się kroi, że dla tak pięknego kraju, jakim jest Norwegia, nie ma już raczej nadziei. Populacja muzułmanów rośnie w zastraszającym tempie, zaś jedynymi, którym zaczyna to istotnie przeszkadzać są tęczowi aktywiści. Dość smutny paradoks.

Żródło: prawy.pl/z-zagranicy2/5244-norwegia-ten-kraj-wymiera
Autor:Michał Kowalczyk
Norwegia
Snich • 2014-08-30, 0:49
Który z was sadole miałby jaja żeby tam wyjść ?