Strona wykorzystuje mechanizm ciasteczek - małych plików zapisywanych w przeglądarce internetowej - w celu identyfikacji użytkownika. Więcej o ciasteczkach dowiesz się tutaj.
Obsługa sesji użytkownika / odtwarzanie filmów:


Zabezpiecznie Google ReCaptcha przed botami:


Zanonimizowane statystyki odwiedzin strony Google Analytics:
Brak zgody
Dostarczanie i prezentowanie treści reklamowych:
Reklamy w witrynie dostarczane są przez podmiot zewnętrzny.
Kliknij ikonkę znajdującą się w lewm dolnym rogu na końcu tej strony aby otworzyć widget ustawień reklam.
Jeżeli w tym miejscu nie wyświetił się widget ustawień ciasteczek i prywatności wyłącz wszystkie skrypty blokujące elementy na stronie, na przykład AdBlocka lub kliknij ikonkę lwa w przeglądarce Brave i wyłącz tarcze
Główna Poczekalnia Dodaj Obrazki Dowcipy Soft Szukaj Ranking
Zarejestruj się Zaloguj się
 

#prawdziwa

Witam, polecam przeczytać całość, bo historia na prawdę niezwykła.

Byłem dzisiaj na rybach i przydarzyło mnie się coś niezwykłego, nigdy tego nie doświadczyłem, ale po kolei. Wstałem sobie tak mniej więcej o 6 nad ranem, poszedłem nad jeziorko bo blisko mieszkam takiego fajnego łowiska, wziąłem ze sobą moja nową wędkę ale jakiej marki to nie wiem bo nie jestem w tym obeznany, komplet haczyków i chlebek na który łowie,doświadczeni wędkarze pewnie zapytają dlaczego nie robaki, otóż nie chciało mnie się ich kopać a zresztą mniejsza o to. no i ja idę nad to jeziorko, takie małe żadne tam wielkie i spotykam dwóch chłopaczków tak na oko jakieś ja wiem 16- 18 lat goło wąsy jak się to mówi, mieli na plecach dwa duże worki takie jak po kartoflach, trochę mnie to zdziwiło bo wory naprawdę wyglądały na ciężkie a jak już wcześniej wspomniałem ci dwaj to nie były jakieś pudziany tak na oko po 50 -60 kilo każdy, no i maja te wory w jednej ręce wypchane bo grube jakby tam był ze 50 kila kartofli, w drugiej ręce każdy miał po browarku, jakiej marki to nie wiem bo za bardzo nie zwróciłem uwagi. mówią do siebie dość głośno co mnie zdziwiło bo idą obok siebie a rozmawiali tak jakby siebie nie słyszeli. ja idę prosto na nich a oni prosto na mnie, ciągle do siebie nawijają dość głośno, ja se myślę naćpani, uciekli z psychiatryka czy co? zbliżają się do mnie ja do nich, patrzą się na mnie a ja na nich, atmosfera robi się dość napięta przynajmniej dla mnie bo nie jestem żadnym rambo nie mam uzika pod pacha co najwyżej to tą wędkę, ale se też tak myślę że szkoda byłoby rozbijać ją na ich łbach oczywiście jakby co bo ja nie mam w zwyczaju zaczepiać kogokolwiek, i se tak myślę że żal byłoby mnie tej wędki, ale z drugiej strony chyba ratowanie życia jest ważniejsze prawda? bo i po co mnie wędka jak pojadę do parku sztywnych, z bogiem będę te ryby łowił czy jak? dobra nie ważne, są coraz bliżej i bliżej, ja coraz bardziej zdenerwowany, dobra jesteśmy już na wyciągniecie dłoni, mijamy się, ja zaciskam tą wędkę w dłoni dość mocno, sytuacja robi się napięta jak baranie jaja. patrze cały czas przed siebie nie w podłogę bo gdzieś czytałem że to podobno oznaka słabości czy jakoś tak choć w internecie różne bzdury można natrafić, dobra sory bo znów zaczynam gadać o wątkach pobocznych ale sory tak już mam że mogę nawijać i nawijać bez końca, na czym to ja? aha to ja patrze w przód ,broń boże na nich, bo wiadomo że mógłbym zaraz usłyszeć " co się tak gapisz" i zarobić po papie za złe spojrzenie, no i tak idę mijamy się, oni są za mną, przyznam że w tym momencie trochi odetchnąłem i już myślałem że to była tylko panika z mojej strony bo nic mnie nie zrobili, byli trochę dziwni ale to szczegół. nagle słyszę za sobą "ej ziomuś", no to już wiedziałem że ta wędka na coś się przyda, obejrzałem się, a on do mnie "ziomuś, czekaj no" przystanąłem na chwile sam nie wiem dlaczego to zrobiłem, zawsze uczą żeby się nie zatrzymywać w poradnikach dotyczących starć na ulicy. dobra oni idą do mnie ja się na nich patrze , wędka w pogotowiu, myślę se uciekać czy grać kozaka, sparaliżowało mnie trochę, nagle ten mniejszy do mnie podchodzi kładzie butelkę na ziemi, z pleców powoli ściąga tego wora i mówi do mnie tak " ziomuś słuchaj czy nie chciałbyś kupić kila kartofli", myślę sobie jaja se ze mnie robi czy jak, no to rozwija ten wór i ja patrze no faktycznie kartofle. myślę sobie dobra wezmę od niego bo mnie jeszcze zglanuje, dałem mu piątaka a on na to że nie ma wydać a ja mówię reszty nie trzeba. potem każdy poszedł w swoją stronę, ja złowiłem dwa szczupaki i zjadłem se obiad z tymi ziemniaczkami no nie powiem było smaczne. to był dość dobry dzień.
Czy demony na prawdę istnieją?
e................y • 2014-01-13, 23:42
Sam kiedyś próbowałem przywołać demona, na moje nieszczęście – udało mi się. Nie podam wam jednak inwokacji której użyłem, gdyż nie chcę abyście przechodzili przez to co ja. Pewnej nocy jak już pisałem udało mi się go przyzwać, stawił się w moim pokoju, ciężko mi nawet opisać jak wyglądał, powiem tylko, że nie chciałbym już zobaczyć tego, co wtedy widziały me oczy. Demon usiadł na łóżku i spokojnym głosem przedstawił się – z wiadomych względów nie podam wam jednak jego imienia. Spytał czemu go wezwałem, a ja nie wiedziałem co odpowiedzieć, patrzyłem tylko na niego jak wystraszony szczeniaczek. Wtedy wstał i okazało się, iż jest gigantyczny, garbił się, aby zmieścić się w moim pokoju. Wydawało mi się, że zajmuje całe pomieszczenie, przytłaczał mnie swoją wielkością. Skoro mnie już wezwałeś, to może masz jakieś pytanie, pytaj śmiało – rzekł spokojnym głosem. Zebrałem się w sobie i zadałem pierwsze pytanie jakie wtedy przyszło mi do głowy. Spytałem demona: A srasz? Demon odpowiedział, że tak, czasami mu się zdarza, po czym zaczął się śmiać. Nie wytrzymałem i również wybuchnąłem gromkim śmiechem. Staliśmy tak i pękaliśmy ze śmiechu. Gdy się uspokoiliśmy, demon spytał czy może skorzystać z komputera, odpowiedziałem, że pewnie, nie ma problemu. Demon odpalił kompa, wszedł na twarzoksiążkę i sprawdzał tam coś dość długo po czym pożegnał się i wyszedł. Od tamtej pory nawiedzał mnie regularnie, zajmował komputer i opalał mnie ze szlugów. Naprawdę nie polecam. Ostrożnie z okultyzmem, z tego naprawdę nic dobrego nie wynika, możecie co najwyżej napytać sobie biedy.

Zaśmiane na głos, przeczytane na jakimś forum
Mała Syrenka
M................n • 2013-11-01, 20:50
Mała Syrenka - historia prawdziwa

ukryta treść


Tylko jedno zdjęcie dlatego wrzucam w spojler.
Dlaczego niektórzy nie powinni pić wódki
T................q • 2013-10-06, 12:16
Ostatnio było kilka prawdziwie ciekawych tekstów o negatywnych skutkach picia wódki, więc postanowiłem podzielić się z wami historią mojego znajomego, który tej alkoholowej przygody nie może wspominać dobrze (a raczej w ogóle).

Poszliśmy całą grupką znajomków na koncert Comy. Grali w plenerze za darmo, więc była kaska na drobne podk🤬ienie i można było poskakać w pogo. Traf chciał, że do naszej zgranej paczki dokuśtykał (ma jedną nogę krótszą) Bauer - pewien osiedlowy idiota, który był maskotką do pomiatania jednego z naszych znajomych (reszta, od "beki" z niedorozwoja wolała dobrą zabawę). Żebyście nie czuli współczucia dla tego półgłówka muszę nakreślić jego postać. Gość mimo krzywych nóg i opuszczenia przez rodziców nie jest wcale zacofany. Jest po prostu wk🤬iający - zawsze opowiada kogo ze znanych muzyków poznał. I nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, że po odrobinie alkoholu przylepia się do każdego i nawija o tym samym przez godziny, nie łapie żartów i żebrze cokolwiek ktoś ma (faje, alko etc.).
Gdy do nas dołączył olaliśmy go i po prostu pojechaliśmy się bawić. Koncert trwał, za kołnierz nie wylewaliśmy, w pogo się nie oszczędzaliśmy. Podobnie Bauer. Najpierw wypił trochę cytrynówki i to starczyło już by zachwiać jego nienaganną postawę. Mimo to, pił dalej - wyzerował połówkę wspomnianej cytrynówy i się zaczęło. Totalnie mu odp🤬liło. Próbował iść w pogo, ale zatrzymał się na betonowym wazonie, odbijał się od ludzi jak piłka, bełkotał coś i nie potrafił utrzymać pion (jakby na trzeźwo potrafił...). Wreszcie koncert się skończył i podjęliśmy próbę powrotu. Na wpół nieprzytomnego Bauera dociągnęliśmy na przystanek, gdzie zaległ w krzakach w gazonie. Co było jeszcze bardziej zabawne - idiota ubrał białe spodnie i jasną kurtkę, które już zaczynały wyglądać jakby je psu z gardła wyjąć. Pomijając fakt, że się sk🤬ił jak szmata; kto normalny na koncert i pogo zakłada jasne ciuchy?
Wreszcie przyjechał autobus i zapakowaliśmy do niego trupa. Dalsza część to opowieść moich dwóch znajomych, którzy go targali do domu.
Gdy dojechali na osiedle, Bauer wypadł z busa i nawet nie próbował się podnieść. Jakiś gość się doczepił, że jeżeli się nie ogarnie, to zadzwoni po psy. No to kumple postawili go do pionu, ten ustał, a gdy tylko tamten facet się odwalił i odwrócił, Bauer znów leżał. Gdy ponownie go podnieśli, oznajmił, że chce mu się srać. I teraz zaczyna się gwóźdź programu.
Najpierw Bauer rozj🤬 się na trawniku zaraz przy ulicy, ale nie był w stanie nawet zdjąć spodni, to też zaległ i w bezruchu kontemplował aspekty swojego życia. Gdy tylko znajomi go podnieśli, bo dość mieli czekania, aż tamten się wyleży znowu oznajmił, że musi, bezapelacyjnie i natychmiast, się wysrać. Zaciągnęli go w głąb osiedla, zostawili na trawniku i obserwowali.
Bauer zdjął spodnie, przewrócił się i wreszcie przybrał pozycję pająka (podparł się za plecami rękami) i zaczął walić kloca. Nie wiem czy stracił siły, podmuch wiatru był za silny, albo ulga tak duża, ale Bauer wpadł dupskiem w swój kał i próbując się podnieść tylko up🤬lił się bardziej (białe spodnie [*]). Wreszcie jakoś zaciągnął gacie i wołał pomocy z wstaniem. Przezwyciężając obrzydzenie, moi kumple pomogli temu idiocie. Gdy tylko się podniósł zaczął rzygać. Obrzygał przede wszystkim siebie i doczłapał się, wciąż porzygując gdzieniegdzie, do kolejnego gazonu (jak teraz na to patrzę, to były dla niego swego rodzaju checkpointy) i położył się w ziemi, która go wypełniała. Do pyska mokrego od bełta przykleiła mu się czarna ziemia przez co wyglądał jak bambo z Afryki. Poleżał tam chwilę i wreszcie znajomi przenieśli go pod dom. Rzucili pod drzwiami, zapukali i sobie poszli. Podobno otworzyła mu ciotka, która kazała mu spać obsranym, obrzyganym i obtoczonym w ziemi w swoim łóżku.

Od tej pory nikt nie utrzymuje z nim kontaktów.