Następny farciarz
📌
Ukraina ⚔️ Rosja
- ostatnia aktualizacja:
8 minut temu
#szczęście
tym razem miał farta, ale i tak umrze
Te coś w tym jest.. Choleraa..
Po prostu farciarze
Wpadł pod bmw, którym kierował. I... spadły mu buty
Rozpędzone bmw skosiło drzewo i uderzyło w betonowy mur. Policjanci nie znaleźli kierowcy we wraku. Leżał pod spodem, a głowę miał w miejscu tłumika.
Czy kierowca może wpaść pod samochód, który prowadzi? Czy bezpieczniej jest jeździć bez zapiętych pasów? A po alkoholu? W Zduńskiej Woli, odpowiedź na wszystkie te pytania powinna być twierdząca.
- Informację o wypadku przy ul. Łaskiej dostaliśmy po północy. Na miejscu zastaliśmy czarne bmw 530, kompletnie rozbite. Widok był makabryczny - maska zmiażdżona, szyby wybite, nawet opony odpadły - odpowiada uczestnik akcji ratowniczej. - I tylko kierowcy nie było. Za to spod podwozia wystawały czyjeś bose nogi. Byliśmy pewni, że to ofiara, pewnie śmiertelna, a kierowca uciekł. Aż tu nagle nogi zaczynają się ruszać i słychać prośby o ratunek.
Strażacy zaczęli podnosić wrak, a razem z nim uniósł się przyczepiony do podwozia 21-letni mężczyzna. Leżał tak, że nie był w stanie sam wydostać się spod auta. Głowę miał w miejscu, gdzie powinien być tłumik. Jednak w czasie wypadku został uszkodzony i to ocaliło mężczyźnie życie. W oczekiwaniu na ratowników wykopał sobie jedną ręką dołek w ziemi, żeby móc oddychać. - To wyglądało na cud. Okazało się, że to dopiero początek niesamowitej historii - mówi aspirant Jacek Kozłowski z policji w Zduńskiej Woli. - Mężczyzna przyznał, że jest nie tylko ofiarą, ale przede wszystkim sprawcą całego zamieszania.
Z relacji kierowcy wynikało, że po kłótni z dziewczyną wsiadł do swojej "beemki" i ruszył w miasto. Prawdopodobnie był nietrzeźwy, bo ratownicy wyczuli od niego wyraźną woń alkoholu, pobrano mu krew do badań. Jechał szybko i w pewnej chwili stracił panowanie nad samochodem. Bmw wjechało na pas zieleni, ścięło drzewo wyrywając je z korzeniami, dachowało, a w końcu uderzyło w betonowy mur. W czasie tych ewolucji kierowca, który nie był przypięty pasami, wypadł z samochodu i runął na ziemię. A na niego - koziołkujące auto.
Jakie obrażenia odniósł kierowca? - Lekkie zadrapania - opowiada ratownik. - Miał niewiarygodne szczęście.
Policyjni technicy, którzy badali zniszczone bmw, ocenili że gdyby kierowca nie wyleciał z auta przez okno (czyli gdyby zapiął pasy), to w czasie wypadku amortyzatory uszkodzonego pojazdu ucięłyby mu nogi na wysokości kolan.
Źródło: Gazeta Wyborcza Łódź
Takie cuda tylko w łódzkim
Rozpędzone bmw skosiło drzewo i uderzyło w betonowy mur. Policjanci nie znaleźli kierowcy we wraku. Leżał pod spodem, a głowę miał w miejscu tłumika.
Czy kierowca może wpaść pod samochód, który prowadzi? Czy bezpieczniej jest jeździć bez zapiętych pasów? A po alkoholu? W Zduńskiej Woli, odpowiedź na wszystkie te pytania powinna być twierdząca.
- Informację o wypadku przy ul. Łaskiej dostaliśmy po północy. Na miejscu zastaliśmy czarne bmw 530, kompletnie rozbite. Widok był makabryczny - maska zmiażdżona, szyby wybite, nawet opony odpadły - odpowiada uczestnik akcji ratowniczej. - I tylko kierowcy nie było. Za to spod podwozia wystawały czyjeś bose nogi. Byliśmy pewni, że to ofiara, pewnie śmiertelna, a kierowca uciekł. Aż tu nagle nogi zaczynają się ruszać i słychać prośby o ratunek.
Strażacy zaczęli podnosić wrak, a razem z nim uniósł się przyczepiony do podwozia 21-letni mężczyzna. Leżał tak, że nie był w stanie sam wydostać się spod auta. Głowę miał w miejscu, gdzie powinien być tłumik. Jednak w czasie wypadku został uszkodzony i to ocaliło mężczyźnie życie. W oczekiwaniu na ratowników wykopał sobie jedną ręką dołek w ziemi, żeby móc oddychać. - To wyglądało na cud. Okazało się, że to dopiero początek niesamowitej historii - mówi aspirant Jacek Kozłowski z policji w Zduńskiej Woli. - Mężczyzna przyznał, że jest nie tylko ofiarą, ale przede wszystkim sprawcą całego zamieszania.
Z relacji kierowcy wynikało, że po kłótni z dziewczyną wsiadł do swojej "beemki" i ruszył w miasto. Prawdopodobnie był nietrzeźwy, bo ratownicy wyczuli od niego wyraźną woń alkoholu, pobrano mu krew do badań. Jechał szybko i w pewnej chwili stracił panowanie nad samochodem. Bmw wjechało na pas zieleni, ścięło drzewo wyrywając je z korzeniami, dachowało, a w końcu uderzyło w betonowy mur. W czasie tych ewolucji kierowca, który nie był przypięty pasami, wypadł z samochodu i runął na ziemię. A na niego - koziołkujące auto.
Jakie obrażenia odniósł kierowca? - Lekkie zadrapania - opowiada ratownik. - Miał niewiarygodne szczęście.
Policyjni technicy, którzy badali zniszczone bmw, ocenili że gdyby kierowca nie wyleciał z auta przez okno (czyli gdyby zapiął pasy), to w czasie wypadku amortyzatory uszkodzonego pojazdu ucięłyby mu nogi na wysokości kolan.
Źródło: Gazeta Wyborcza Łódź
Takie cuda tylko w łódzkim
Nic tylko pogratulować szczęścia...
Dwadzieścia trzy punkty ze wskazówkami jak zapewnić sobie sukces w małżeństwie
Trochę za bardzo się rozpędził, mało brakowało ...
Może i nie zabawne , ale warte chwili zastanowienia. Może gimbusom się trochę klocki w głowie poukładają.
Dla prostaków :*
Gdy miałem 5 lat, mama zawsze mi powtarzała że szczęście jest kluczem do sensu życia.
Gdy poszedłem do szkoły, spytano mnie kim chcę zostać jak dorosnę. Odpowiedziałem że chcę zostać szczęśliwym człowiekiem.
Powiedziano mi że chyba nie zrozumiałem polecenia, na co odpowiedziałem że oni chyba nie zrozumieli życia.
Dla prostaków :*
Gdy miałem 5 lat, mama zawsze mi powtarzała że szczęście jest kluczem do sensu życia.
Gdy poszedłem do szkoły, spytano mnie kim chcę zostać jak dorosnę. Odpowiedziałem że chcę zostać szczęśliwym człowiekiem.
Powiedziano mi że chyba nie zrozumiałem polecenia, na co odpowiedziałem że oni chyba nie zrozumieli życia.
A był już tak blisko
Oświadczam iż jestem osobą pełnoletnią i wyrażam zgodę na ukrycie oznaczeń wiekowych materiałów zamieszczonych na stronie