Strona wykorzystuje mechanizm ciasteczek - małych plików zapisywanych w przeglądarce internetowej - w celu identyfikacji użytkownika. Więcej o ciasteczkach dowiesz się tutaj.
Obsługa sesji użytkownika / odtwarzanie filmów:


Zabezpiecznie Google ReCaptcha przed botami:


Zanonimizowane statystyki odwiedzin strony Google Analytics:
Brak zgody
Dostarczanie i prezentowanie treści reklamowych:
Reklamy w witrynie dostarczane są przez podmiot zewnętrzny.
Kliknij ikonkę znajdującą się w lewm dolnym rogu na końcu tej strony aby otworzyć widget ustawień reklam.
Jeżeli w tym miejscu nie wyświetił się widget ustawień ciasteczek i prywatności wyłącz wszystkie skrypty blokujące elementy na stronie, na przykład AdBlocka lub kliknij ikonkę lwa w przeglądarce Brave i wyłącz tarcze
Główna Poczekalnia Dodaj Obrazki Dowcipy Soft Szukaj Ranking
Zarejestruj się Zaloguj się
 

#upa

Zbrodnia UPA w Podkamieniu
DarkSlayer • 2013-10-29, 19:51
Gdy na podolskich wzgórzach ludzie wybudowali kościół i klasztor, diabeł wściekły, że będzie się tam głosić chwałę Bożą, porwał z karpackich szczytów ogromną skałę i zamierzał zrzucić ją na świątynię. Gdy leciał, zapiał kur i szatan upuścił głaz na wzgórze tuż obok kościoła.Ludzie sprowadzili do Podkamienia słynący łaskami obraz Matki Boskiej. To jeszcze bardziej rozsierdziło diabła. Nie ustawał on w wysiłkach, by święte miejsce zniszczyć. Sprowadzał najazdy tatarskie, liczne wojny. Mimo zniszczeń, miasteczko i klasztor, rzec można sposobem cudownym, trwały i rozwijały się. Miejsce to zaczęto nazywać „Podolską Częstochową”. Stąd wzięła się nazwa miasteczka – Podkamień.Ale nadeszły dni straszne, jakie jeszcze nie bywały. Bestia wyszła z czeluści i wydała ludziom wojnę. Brat wydawał brata na śmierć i ojciec swoje dziecko; powstały dzieci przeciw rodzicom i o śmierć ich przyprawiały.

12 marca 1944 roku, w Dzień Pański, diabeł dopiął swego. Jego hordy wdarły się do klasztoru i pod okiem Podkamieńskiej Pani wymordowały zakonników i chroniącą się za murami ludność. Grasowały w całej okolicy. Tego dnia w pobliskich Palikrowach spełnił się apokaliptyczny obraz rzek czerwonych od krwi. „Ktokolwiek kiedyś będzie szedł lub jechał z Podkamienia do Palikrów, nich zatrzyma się przy cmentarzu (...) a potem, idąc dalej, niech przy moście spojrzy w lewo, tam nad rzeczkę, dwieście metrów od miejsca, gdzie (...) lała się polska niewinna krew, a rzeczka krwią płynęła.”(Zbigniew Iłowski)

Pani Podkamieńska repatriowała się do Wrocławia. W opuszczonym przez Nią miejscu nowy pan-szyderca umiejscowił szpital psychiatryczny. Dzisiaj po grobach podkamieńskich męczenników kręcą się w charakterystycznych strojach pensjonariusze psychuszki. Do pełnego szczęścia zabrakło diabłu tylko zburzenia świątyni. Mikołaj Falkowski tak opisuje to miejsce:

„Podkamień przyciąga uwagę niczym widmo na wzgórzu. Pięknie zlokalizowany, lecz zrujnowany, otoczony kamiennymi murami, nie pozbawiony śladów zaciętych walk, kryje w sobie mroczne tajemnice z lat II wojny światowej. Atmosfera spowijająca to wzgórze wciąż przeraża wspomnieniem ludobójstwa i widocznymi śladami sowieckiego barbarzyństwa.”

Ojciec Józef Bocheński, dominikanin, światowej sławy filozof, mający związki z Podolem, pisał we wspomnieniach: „Europa, nasza Europa – kończy się w Podkamieniu. Myślę, że kogoś, kto przeżył te wydarzenia, nikt nie nabierze na historyjki o Europie aż do Urala…”.

Bocheński mylił się – tego dnia w Podkamieniu i Palikrowach nie skończyła się Europa - skończył się cały świat.

A to przebieg zbrodni:

Według relacji ks. Józefa Burdy o. Marcin Kaproń, który w sobotę, 11 marca 1944 był w gminie w Podkamieniu w sprawie urzędowej, usłyszał od woźnego, że szykuje się napad na klasztor. Po powrocie do zabudowań nakazał on zamknięcie bram. Faktycznie, tego samego dnia pod murami klasztoru pojawił się oddział podający się za partyzantkę radziecką (inne świadectwo – za oddział SS walczący z banderowcami) i zażądał wpuszczenia do klasztoru oraz wsparcia w postaci żywności. Dowodzący obroną klasztoru spuścili posiłek na linach, a na żądanie domniemanych partyzantów sowieckich wysłali do nich delegację, która jedząc go razem z oblegającymi miała udowodnić, że jedzenie nie jest zatrute. Delegaci zostali wypuszczeni tego samego dnia, rozpoznali oni, że oblegającymi są Ukraińcy z UPA. Sprawiło to, że obrońcy tym bardziej postanowili nie opuszczać klasztoru i w miarę możliwości umocnili jego bramy i okna. W tym czasie wewnątrz murów obiektu przebywało na stałe co najmniej 300 polskich cywilów. Pod osłoną nocy część ludności wymknęła się z klasztoru.
Następnego dnia, 12 marca, wobec kolejnej odmowy otwarcia bram, oblegający zaczęli ostrzeliwać klasztor i rąbać siekierami furtę. Powstrzymały ich jednak strzały z dwóch posiadanych przez Polaków karabinów maszynowych. Wówczas dowództwo ukraińskiego oddziału zażądało opuszczenia budynków przez wszystkich ukrywających się tam Polaków, z wyjątkiem zakonników, obiecując wypuścić ich wolno. Kiedy Polacy zaczęli wychodzić z klasztoru, upowcy otworzyli ogień. Powstało ogólne zamieszanie, w którym napastnicy przedarli się do wnętrza klasztoru.
W dalszym toku wydarzeń zamordowanych zostało ok. 100 Polaków, nie licząc osób ukrywających się poza klasztorem na terenie Podkamienia[4]. Ciała ofiar były porzucane w miejscu zabójstwa lub wrzucane do klasztornej studni. Części osób udało się przetrwać w kryjówce na strychu.
Mienie klasztorne, stanowiące jedno z najbogatszych zbiorów precjozów i dzieł sztuki na ówczesnych Kresach, było przez kilka dni sukcesywnie i pedantycznie łupione, aż do zupełnego jego rozgrabienia, według kapłanów który ocaleli z tej rzezi skarby zrabowane przez Ukraińców sięgnęły kilku milionów dolarów. Pogromy przeniosły się także na teren miasteczka, gdzie trwały jeszcze przez kilka następnych dni. Bojówki banderowskie penetrowały zabudowania, ogrody i zagajniki, poszukując ukrywających się Polaków. Ewa Siemaszko szacuje, że w miasteczku zginęło więcej ludzi niż w samym klasztorze[2].
Osoby ocalałe z klasztoru podkamieńskiego (ks. Józef Burda, Paulina Reissowa) podawały liczbę ok. 150 zabitych. Publicysta Jacek Borzęcki relacjonując odsłonięcie pomnika ofiar mordu na portalu Wspólnoty Polskiej, mówił o ponad 120 ofiarach[5]. Wszystkie relacje brały jednak pod uwagę jedynie zabitych w samych zabudowaniach klasztornych. Ewa Siemaszko szacuje całkowitą liczbę zabitych w Podkamieniu na 400-600 osób[2]. H. Różański, H. Komański i Sz. Siekierka podają liczbę ok. 600 zabitych, pisząc zarówno o zamordowanych w samym klasztorze, jak i w czasie próby ucieczki z niego. Ci sami autorzy wskazują na związek między wycofaniem się UPA z Podkamienia a wejściem do miejscowości Armii Czerwonej, które nastąpiło 19 marca. Twierdzą też, że obok oddziału UPA w napadzie na klasztor brała udział 14 Dywizja Grenadierów SS.

Polscy wielbiciele Stepana Bandery
Mija kolejna rocznica rzezi na Wołyniu, gdzie ukraińscy nacjonaliści w bestialski sposób dokonali czystki etnicznej na Polakach w 1943 roku. Są jednak w naszym kraju ludzie, mieniący się patriotami, którzy ramię w ramię ze spadkobiercami tradycji OUN-UPA maszerują w jednym szeregu. To skrajnie prawicowa organizacja Narodowe Odrodzenie Polski.

Lipiec 2011 roku. Do Polski na zaproszenie działaczy NOP przyjeżdża delegacja nacjonalistycznej partii Swoboda. Spotkanie miało charakter absolutnie partnerski. Żadnych wzmianek o odpowiedzialności ideowych patronów ukraińskich nacjonalistów na Polakach nie było. Na stronie internetowej z kolei można było przeczytać, iż „przeszłość nie powinna jednak przysłaniać teraźniejszości, a zwłaszcza przyszłości” co jednoznacznie ma rehabilitować ukraińskie zbrodnie. Używając nacjonalistycznej retoryki należy stwierdzić, że NOP posiada dużą zdolność empatii i litości dla wrogów polskości.
Kim jest partia Swoboda? Ma ona ewidentnie nazistowskie korzenie. Do 2004 roku partia ta nosiła bowiem nazwę Social-nacionalna Partija Ukrajiny, ponadto wydawała gazetę „Socjal-Nacjonalista” na której widniał popularny wśród neonazistów znak Pancernej Deywizji SS Das Reich. Szczególną troską i kultem Swoboda darzy znane a antypolskich akcji żołnierzy OUN-UPA, którzy odpowiadają na masakrę na Wołyniu. W 2009 roku Swodoba we lwowskiej radzie obwodowej starała się proklamować uchwałę ustanawiającą „Dzień ofiar polskiego terroru we wrześniu 1939 roku”. Rok później, działacze Swobody zorganizowali protesty przed polskimi przedstawicielstwami na Ukrainie z hasłami „ Bandera naszym bohaterem”, „Armia Krajowa- bandyci” czy „Polsko, pokajaj się”. Swoboda przywiązuję dużą wagę do rocznic, podobnie jak polscy nacjonaliści. Mocno czczona przez ukraińskich nacjonalistów jest rocznica urodzin Stepana Bandery oraz akcje upamiętniające SS Galizien. Kto wie, może podczas nadchodzących uroczystości z okazji wybuchu Powstania warszawskiego, działacze NOP wystąpią w mundurach owianej złą sławą brygady SS RONA, która odpowiada m.in. za rzeź na Ochocie, gdzie śmierć poniosło wówczas ok. 10 tysięcy mieszkańców tej dzielnicy.

Narodowe Odrodzenie Polski słynie jednak z kuriozalnych fascynacji ideowych, które podobnie jak Swoboda mają jawnie antypolski charakter. Od kwietnia tego roku NOP znajduje się w sojuszu ze spadkobierczynią hitlerowskiej NSDAP, czyli neofaszystowską partią NPD, słynącą z wrogich Polsce haseł. Propagandowa tuba NOP, portal nacjonalista tak relacjonował te zdarzenie- „Nadeszła długo oczekiwana chwila: doszło do oficjalnego zawiązania Żelaznego Paktu (Eiserner Pakt) między Narodowym Odrodzeniem Polski a bratnią Narodowodemokratyczną Partią Niemiec. To krok naprzód w drodze do nowej, zdrowej, nacjonalistycznej Europy(...) W ramach sojuszu uzgodnione zostały warunki ponownego plebiscytu w mieście Gdańsk, kwestia uszanowania mniejszości niemieckiej na terenie woj. opolskiego, status aryjski dla Polaków w przyszłej, odrodzonej Rzeszy i nie tylko. Strona polska gorączkowo chce przekazać pod zarząd tymczasowy miasto Breslau niemieckiej administracji, aby ta załatwiła problem Rafała Dutkiewicza, lokalnego burdelu komunikacyjnego i wielu innych rzeczy. Polacy, w zamian za pomoc w oczyszczaniu miast z milionów Turków, pedałów i innych dziwolągów, otrzymają na terenie Niemiec specjalne strefy osiedleńcze w starosłowiańskich grodach (Chociebuż, Bełżno). Oba kraje połączy bogata arteria autostrad przyjaźni oraz super szybkich połączeń kolejowych. To zaledwie wycinek wszystkich dobrodziejstw, jakie czekają Polskę i Niemcy po nadchodzącej, brunatnej rewolucji”. Zapewne gauleiter Albert Forster byłby dumny z takich „Polakczków”, pytanie tylko, czy rodacy również. Kto wie, może 11 listopada działacze NOP świętować będą w końcu w Norymberdze.

Tak wygląda w praktyce patriotyzm skrajnej prawicy. Na podobnej zasadzie działa bowiem ONR, na marszach którego ochoczo maszeruje Rafał Ziemkiewicz. Działacze ONR, na zaproszenie słowackich narodowców uczestniczyli w Marszu za niezależną Słowacją. Manifestacja ta odwołuje się do rocznicy utworzenia Pierwszej Republiki Słowacji w 1939 roku. Gloryfikowano postać faszystowskiego przywódcy ks. Jozefa Tiso. Przypomnijmy, że Słowacja była państwem, które w kampanii wrześniowej brała czynny udział w pacyfikacji Polski. Gloryfikowanie wrogów naszego państwa, takich jak Tiso, Bandera, czy Hitler nie należy nazywać patriotyzmem albo tylko i wyłącznie zdradą stanu. Podkreślać to należy przy każdej okazji, gdy pełna werwy narodowa młodzież będzie wznosić pełne frazesów rzekomo patriotyczne okrzyki.

Dla sadolowych faszystów, nacjonalistow i innych tzw. "patriotów". Uprzedzajac skowyt powyższych chcialbym zakomunikowac, ze nie lubie ani faszystów, ani komuchów. Po prostu nie lubie fundamentalistów, a ci akurat sami sobie c🤬ja w dupe wkladają zawierając takie znajomości i przymierza.

Źródło przemyslawprekiel.natemat.pl/67657,polscy-wielbiciele-stepana-bandery
Wpis pochodzi z blogu niejakiego Mohorta (blog to kawał dobrej roboty) , jest wstrząsający, długi ale naprawdę warto przeczytać:

UPA swoimi bohaterskimi czynami wpisała się złotymi zgłoskami do sławnej historii państwa ukraińskiego (Wiktor Juszczenko)




Panu po lewej notkę powyższą dedykuję

30 sierpnia 1943r. oddziały UPA przeprowadziły ludobójczy rajd w powiecie lubomelskim.
Najwcześniej, w nocy, uderzono na wieś Kąty. Miejscowość otoczono a ludność mordowano za pomocą siekier itp. narzędzi, do uciekających strzelano. Zabitych i rannych wrzucano do studni. Z 310 mieszkańców Kąt uratowało się ok. 100 osób.
Następnie oprawcy ruszyli ku sąsiadującym ze sobą wsiom Ostrówki i Wola Ostrowiecka.
Ich mieszkańcy już coś przeczuwali. Poprzedniego dnia doszły ich wieści, że Ukraińcy w sąsiednich wsiach dziwnie się zachowują - piją na umór i wznoszą antypolskie okrzyki. Dzień wcześniej popi w Sztuniu i Połapach święcili podobno siekiery i noże. Na noc wystawiono więc warty. Gdy nic się nie wydarzyło, samoobrona (i tak skromna) uznała, że atak w dzień nie może nastąpić, rozeszła się do domów i pochowała broń.
Nad ranem obie wsie zostały opanowane przez zwarte, umundurowane oddziały UPA. Początkowo jednak nie mordowano:
Zachowanie tych ludzi nie zapowiadało nic złego. Można powiedzieć, że okazywali mieszkańcom wioski dużą życzliwość, nawet dzieci częstowali cukierkami. Pamiętam, podszedł do mnie młody Ukrainiec, pogładził po głowie, zapytał jak się nazywam, ile mam lat, gdzie mieszkam, a wszystko to z życzliwym uśmiechem [1]
Ukrainiec na koniu zbliżył się ku nam, pozdrowił i zawiadomił nas, żeby mężczyźni stawili się na zebranie na placu szkolnym. To jest obowiązek. Cóż było czynić. [Mój mąż] Stanisław przebrał się, coś niecoś się posilił i udał się na to zebranie (...) [2]
Próbujących uciekać zawracano do wsi. W Woli Ostrowieckiej wszystkich zgromadzono na w szkole i na szkolnym placu, jedynie około 40 kobiet i dzieci zamknięto w pobliskiej stodole. W Ostrówkach mężczyzn spędzono do budynku szkoły a kobiety i dzieci do kościoła. Co ciekawe, według świadków upowcy w Ostrówkach mieli wilczury na smyczy, co musiało być nowatorskim wkładem UPA w rozwój partyzantki.
Około godz. 10-tej w Woli Ostrowieckiej upowski oficer wygłosił do zgromadzonych mowę, w której wzywał do wspólnej walki z Niemcami. Mówił to tak porywająco i przekonywująco, jak to czynili politrucy sowieccy, że niektórzy słuchacze uwierzyli w ich zapewnienia. Następnie powiedział, że będą brać po sześciu mężczyzn na badania lekarskie i sprawnościowe, następnie zdrowych i zdolnych umundurują, uzbroją i utworzą polski oddział, obok oddziałów ukraińskich, w celu włączenia się do walki z Niemcami, których koniec jest bliski.[3]
W tym czasie w obu wsiach kopano już doły na zwłoki.
Po przemowie, około południa, zaczęto brać mężczyzn na „badania". Prowadzono ich do stodoły, czekał wykopany dół i rozebranych zabijano uderzeniami ostrych i tępych przedmiotów głowę, m.in. młotkiem do zabijania zwierząt i wrzucano do dołu.
W Ostrówkach po schwytaniu mieszkańców w pułapkę upowcy przestali kryć, jakie są ich zamiary. Wybijem was proklatych lachiw wsich - oznajmiono uwięzionym w szkole. Wówczas kilkuset mężczyzn zaczęło śpiewać „Kto się w opiekę odda Panu swemu". Wyprowadzano ich po kilku i mordowano bez użycia broni palnej miejscach, gdzie były wykopane doły.
Po zamordowaniu mężczyzn z Woli, kobiety, dzieci i starców zamknięto w budynku szkoły. Uwięzieni zaczęli przeczuwać, jaki los ich czeka. I tam zaczęto się modlić oraz wzajemnie wybaczać sobie winy. Kiedy skończyliśmy odmawiać druga bolesną część świętego różańca, mama pobłogosławiła nas i dała nam święte obrazki. Ja dostałem obrazek z Aniołem Stróżem, który przeprowadza przez wąską kładkę położoną nad rwącą rzeką dwoje małych dzieci. Z nim to przeszedłem przez śmierć do życia, bym mógł teraz zdać Światu relację z tych zbrodni. [4]
Także i ich zaczęto wyprowadzać po kilka osób, mordować i wrzucać do dołów.
Metodyczny spokój ludobójców zburzyły strzały z broni maszynowej. To wieś z oddali ostrzeliwali Niemcy, prawdopodobnie zaalarmowani przez Polaków. Rozpętało się piekło, które tak opisywał b. mieszkaniec Woli Ostrowieckiej:
Pilnujący nas Ukraińcy wpadli w popłoch, wybiegli na zewnątrz, drzwi szkoły zamknęli. Zaświtała nam nadzieja, że mordercy w popłochu uciekną. Niestety przyspieszyło to tylko decyzję dokończenia zbrodniczego dzieła. Mordercy zrezygnowali z mordowania pojedynczo każdej osoby z osobna i postanowili załatwić to zbiorowo. Do izb lekcyjnych, w których byliśmy zgromadzeni, zaczęto wrzucać granaty i strzelać z pistoletów maszynowych. Już pierwsze strzały i wybuchy granatów zabiły część osób - innych poraniły. Znaleźliśmy się jak gdyby w kręgu piekielnych czeluści: jęk rannych, płacz dzieci, rozdzierający krzyk matek, huk strzałów, wreszcie dym. Zbrodniarze spod znaku tryzuba podpalili budynek szkolny. W upalny sierpniowy dzień płonął jak pochodnia (...). Nie sposób wyrazić słowami grozy tej sytuacji, język jest tu zbyt ubogi.
Mnie śmierć jakoś omijała. Leżałem na podłodze rozpłaszczony do granic możliwości. Obok leżała sąsiadka Bohniaczka. Rozległ się kolejny huk. Granat ja rozszarpał. Jej krew i poszarpane ciało chlusnęło na mnie. Byłem w szoku, podczołgałem się do mojej siostry Ani. Potrąciłem ją. Już nie żyła. Kula u wylotu z czaszki wyrwała duży otwór. Otępiałem, straciłem poczucie rzeczywistości. Podniosłem głowę i ujrzałem leżącą i krwawiąca matkę. Jeszcze żyła. (...) Mama nie mogła się poruszać, granat rozszarpał jej stopy, krwawiła, spłonęła żywcem. Nie pamiętam, jak znalazłem się w drugiej izbie lekcyjnej. Na podłodze strzępy ludzkich ciał i dużo, bardzo dużo krwi.
Nie miałem już nikogo z najbliższych, zapragnąłem też umrzeć, zacząłem krztusić się dymem, pomyślałem: nałykam się dymu, uduszę i będzie koniec. Ale, gdzie tam, zakrztusiłem się raz i drugi i nic. A tymczasem zaczął płonąć strop budynku, zrobiło się ogromnie gorąco. Przeraziłem się tego ognia, lada chwila ten płonący strop mógł runąć na mnie. W ostatniej chwili wyskoczyłem przez okno. Rozległ się strzał, upadłem, poczułem silny ból, czoło zaczęło krwawić. Żar bijący od płonącego budynku zmuszał mnie do odczołgiwania się od niego. Leżałem w ogrodzie szkolnym pełnym trupów i rannych. Ciężko ranni błagali oprawców, by ich dobili. Ukraińcy z ogromną pasją pastwili się nad rannymi, kiedy na to patrzyłem chciałem wstać i krzyczeć. Strach przykuł mnie do ziemi, bałem się już nie śmierci lecz tych męczarni, jakie oni rannym zadawali. Byłem cały umazany krwią cudzą i własną. Trzykrotnie przewracali mnie i kopali, ale nie zorientowali się, że jeszcze żyję.
Obok mnie leżała kobieta - Maria Jesionek (...) Jej ośmioletni syn został też zastrzelony, ten zaś pięcioletni siedział tuż martwej matce, szarpał ją i wołał „ Mamo wstawaj, chodźmy do domu - płakał". Podbiegł do niego Ukrainiec, przyłożył lufę karabinu do głowy i strzelił. Dzieciak przewrócił się na plecy matki, a przywarłszy do jej pleców swoje plecy, wyciągnął ręce do góry jak w modlitwie.
Był to dla mnie koszmar, który tkwi we mnie po dzień dzisiejszy. Dochodziły mnie też inne głosy z różnych stron wioski. To towarzysząca ukraińskiej „powstańczej armii" tłuszcza wdarła się do opustoszałych domów i zabudowań i rabowała wszystko, co tylko było w obejściu, a kiedy już wszystko zagrabili podpalili domy i zabudowania.
Leżałem nieruchomo we krwi. Z płonącego budynku buchał okropny żar, czułem, że moje nogi są płonącymi głowniami. Czułem, że muszę odczołgać się dalej od buchającego żaru. Poruszyłem się. Padł strzał i poczułem dotkliwy ból w okolicach kręgów lędźwiowych. Pomyślałem, że to już koniec. Dla zlokalizowania źródła bólu lekko się poruszyłem, okazało się ani krzyż, ani brzuch nie były uszkodzone. A więc żyję! Mój Boże!
Leżałem, nadal udawałem martwego, czekałem. Z wolna cichły głosy zwycięskich „żołnierzy" UPA. Słońce chyliło się ku zachodowi. Podniosłem głowę. Nikogo nie było w pobliżu. Tylko ja - żywy pośród zmarłych. Dźwignąłem się z trudem stanąłem na oparzonych stopach. (...) Niczego już nie czułem, prócz bólu stóp i ogromnego pragnienia. Powlokłem się do pobliskiej studni z żurawiem, chciałem zaczerpnąć wody. O zgrozo. Studnia była pełna trupów. [4]
Tymczasem w Ostrówkach, które również zostały ostrzelane przez Niemców, upowcy wyprowadzili uwięzionych z kościoła i zaczęli pędzić w stronę lasu Kokorawiec. Gdy zrównano się z cmentarzem niektórzy starcy, świadomi czekającego ich losu i nie mający sił iść dalej, oświadczyli, że wolą zginąć na poświęconej ziemi. Gdy tylko przekroczyli bramy cmentarza, zostali rozstrzelani.
Ofiary po dotarciu do lasu zgromadzono na polanie otoczonej leszczyną, która stała się ich miejscem kaźni.
...padła komenda, żeby ludzie zrzucili z siebie grubszą odzież. Krzyczeli, by wychodzić z gromady po dziesięć osób na środek polany. Początkowo nikt nie chciał dobrowolnie iść na śmierć, bo każdemu życie miłe. Powstał płacz, lamenty, prośby, błagania, aby nas puścili, bo my nic nikomu złego nie zrobiliśmy. Oni nawet nie słuchali, robili się coraz wściekli. Rzucili się jak dzikie bestie, jak mocno wygłodzone zwierzęta i zaczęli wyciągać z tłumu, kto się pod rękę nawinął. Odprowadzali na środek polany, kazali kłaść się w koło, twarzami do ziemi. Zaczęli strzelać ofiarom w tył głowy, a my żywi musieliśmy na te tragedię patrzeć. Patrzeć jak giną niewinni ludzie i ich najbliżsi: babcie, matki, siostry, bracia, córki, synowie, bo byli wszyscy ze sobą spokrewnieni.
(...) Było im widocznie pilno, bo każdy [upowiec] odrywał z grupy parę osób o rozstrzeliwał. Na środku polany. Ludzie lamentując żegnali się ze sobą na wieczność. Matki brały swe dzieci i kładły obok siebie, obejmując je rękami. Tak odchodzili z tego świata na wieczność. Ja, mama, ciotka i bliżsi znajomi byliśmy razem w grupie, wciąż odciągając moment rozstania się z tym światem. Chcieliśmy jeszcze pożyć choć chwilę dłużej. Widziałem okropne sceny. Rozstrzeliwani w pośpiechu ludzie nieraz byli trafiani niecelnie. Zranieni śmiertelnie podrywali się konwulsyjnie i znów opadali na ziemię. Dobijano ich, ale najczęściej w męczarniach kończyli żywot. Z jednej grupy, popędzonej na miejsce kaźni po serii strzałów poderwała się mała dziewczynka, może sześcioletnia i zaczęła mocno krzyczeć: mamo, ale matka już nie żyła. Widząc to bulbacha podniósł karabin i strzelił w nią. Trafił ale nieśmiertelnie. Dziewczynka upadła, ale natychmiast się poderwała i krzycząc zaczęła iść po trupach, padając i wstając. Bulbowiec znowu w nią strzelił. Tym razem aż trzykrotnie. Dziewczynka wciąż podnosiła się i krzyczała. Zdenerwowany bulbowiec [powinno być: upowiec - przyp. Mohort] podbiegł do niej i dobił ja kolbą karabinu. Ludzie na ten widok odwracali się z płaczem.
I tak grupę po grupie wyciągano i zabijano. Tworzył się duży krąg, gdyż kazano kłaść jeden obok drugiego w nogach pomordowanych. Widać było pośpiech, bo głośniej krzycząc szybko wyciągali ludzi na pobojowisko, nie żałując przy tym razów.
(...) Mama powiedziała, żebyśmy poszli sami, po co mają nas szarpać i tak nas śmierć nie ominie. Przyglądać się tej zbrodni już dłużej nie było można. Wstaliśmy, pożegnaliśmy się ze sobą i najbliższymi. Z płaczem i okropnym żalem, że trzeba pożegnać się z tym światem, oddaliśmy się w ręce oprawców. Popędzono nas na miejsce kaźni. Poszło nas dziesięcioro na pobojowisko. Bulbowcy, jak dzikie bestie, krzyczeli „lachajte lachy chutko" (szybko kładźcie się Polacy). Mama jeszcze raz przycisnęła mnie do siebie, płakała i mówiła jakby do siebie: tyle dzieci wybijają, cóż one są winne. Nie mogłem płakać, zacisnęła mi się krtań i zrobiłem się zupełnie nieswój, obojętny z tego przestrachu. Kładąc się obok siebie, półgłosem odmawialiśmy pacierz. Mama objęła mnie mocno za szyję, ja zakryłem twarz dłońmi i z okropnym strachem wypowiedziałem na koniec „ niech będzie pochwalony Jezus Chrystus". Padły strzały z lewej i z prawej strony. Ja z tej grupy leżałem prawie w samy środku. Strzały zaczęły zbliżać się do mnie. Żal mi się mocno zrobiło, pomyślałem, że mam dopiero 13 lat, sama radość życia, taki piękny świat, a tu za chwilę czeka śmierć i już nigdy nie ujrzysz jasności: czy poczuję ból? Bliziutko padł strzał, bo poczułem podmuch powietrza. To musiało być w ciotkę, słyszałem mocne charczenie. Okropnie przeżywałem ostatnie chwile. Zdawało mi się, że we mnie wszystko ustaje. Następny strzał pada w mamę. Ziemia rozbryzguje się po mojej głowie. Poczułem, że coś ciepłego spływa po moim karku, ku lewemu policzkowi. Słyszę charczenie raptowny skurcz ciała. Poczułem, że mamy ręka przyciska mnie mocniej do siebie, potem ciało zaczęło się rozluźniać, bo ręka mamy zaczęła słabnąć łagodnie i tak pozostała bez ruchu. Nadeszła moja kolej. Oczekiwałem z napięciem, prawie martwy z przerażenia. Usłyszałem koło mnie strzał, szum w uszach i znów piasek posypał się po mojej głowie i rękach. Krótkie charczenie ale to już z prawej strony. Z biciem serca oczekiwałem na następny strzał, strzał we mnie, ale i ten usłyszałem nieco dalej i jeszcze jeden o kilka ciał dalej. Po tej krótkiej scenie mordu zapadła krótka cisza i nagle znów słyszę jak układają się w naszych nogach następne ofiary, płaczące i rozpaczające. Kiedy znów usłyszałem wystrzały z tyłu zacząłem w duchu modlić się i prosić Boga o przeżycie tych potworności.
Krótko to trwało, bo rozstrzeliwali ze zdwojoną szybkością. Spieszyli się bardzo. Leżałem żywy miedzy trupami, słyszałem lamenty, błagania, pisk zabijanych dzieci, myślałem, że nie wytrzymam, że zerwę się i będę uciekał, ale po chwili znów przychodziła myśl, że jeśli to zrobię, zabiją na miejscu.
(...)
Po chwili nastała cisza, [upowcy] zaczęli odchodzić w krzaki w stronę Sokoła. Słyszałem z tej strony odgłosy. [5]
W obu istniejących od XVI-wieku wsiach - Ostrówki i Wola Ostrowiecka - zginęło tego dnia 1150 Polaków. Dziś jest tam tylko Trupie Pole, jak mówią okoliczni Ukraińcy.
Masakry dokonał kureń „Łysoho", który tak meldował wykonanie zadania: „29 sierpnia 1943 r. [powinno być: 30 sierpnia - D.B] przeprowadziłem akcję we wsiach Wola Ostrowiecka i Ostrówki głowniańskiego rejonu. Zlikwidowałem wszystkich Polaków od małego do starego. Wszystkie budynki spaliłem, mienie i mienie zabrałem dla potrzeb kurenia." Wśród jego podkomendnych Polacy rozpoznawali byłych policjantów, którzy zdobyli powstańcze doświadczenie „walcząc" z Żydami.



Stos kości długich, ofiar z Woli Ostrowieckiej, zdjęcie z 1992 roku
69 Rocznica rzezi Wołyńskiej
Dalione • 2012-07-11, 14:34
BESTIALSKIE MORDY ZA KTÓRE "POMARAŃCZOWY" DEMOKRATA JUSZCZENKO PRZYZNAŁ TYTUŁ "BOHATERA UKRAINY"

11 lipca 1943 r. miała miejsca kulminacja rzezi wołyńskiej - bandy UPA działając z zaskoczenia zaatakowały 99 wsi i osiedli polskich w powiatach horochowskim i włodzimierskim. Tego dnia zamordowano wiele tysięcy Polaków.

W przypadku napadów na większe kolonie polskie UPA często wykorzystywała element zaskoczenia - atakując w nocy, o świcie lub podczas prac gospodarskich czy niedzielnej mszy św., kiedy mieszkańcy byli skoncentrowani w jednym miejscu. Miejscowość była otaczana kordonem uzbrojonych w broń palną członków UPA, których zadaniem było strzelanie do uciekających. Pozostali napastnicy, członkowie oddziałów samoobrony ukraińskiej współpracujących z UPA, uzbrojeni w siekiery, noże, widły, kosy ustawione na sztorc i inne narzędzia gospodarskie, rozchodzili się po osadzie i mordowali mieszkańców, często ich przy tym torturując. Ofiarami padali Polacy różnej płci i wieku, a także Ukraińcy, którzy pomagali Polakom bądź przeszli z prawosławia na katolicyzm. Teren wsi był starannie przeszukiwany, a na uciekinierów urządzano obławy w okolicznych lasach i na polach.

W drugim typie napadów skierowanych przeciwko polskim mieszkańcom osad ukraińskich lub mieszanych, brały udział mniejsze grupy napastników, także działających z zaskoczenia. Mordy dokonywane na pojedynczych Polakach dotyczyły często uciekinierów z osad lub podróżnych.

Wspólną cechą akcji przeciw Polakom było ogromne okrucieństwo, połączone z rabunkiem mienia i paleniem gospodarstw, a także niszczeniem materialnych śladów polskiej obecności na Wołyniu, takich jak dwory, kościoły i kaplice, a nawet ogrody czy parki.

Próby rozmów czy negocjacji ze stroną ukraińską kończyły się niepowodzeniem.

BESTIALSTWO

Zarówno Ukraińska Powstańcza Armia (UPA), jak i tamtejsze, rdzenne chłopstwo przeszło samo siebie w wymyślaniu sposobów zadawania niewinnym ludziom śmierci. Mordowano wszystkich bez pardonu, nie oszczędzając dzieci, kobiet i starców. Wypruwano płody z łon ciężarnych matek, obcinano piersi, wydłubywano oczy, rozrywano końmi.

Mordów dokonywano z wielkim okrucieństwem, często poprzedzając je wymyślnymi torturami, następnie wsie i osady grabiono i palono. Po dokonanych masakrach do wsi na furmankach wjeżdżali chłopi z sąsiednich wsi ukraińskich, zabierając mienie pozostałe po zamordowanych Polakach.

Jedną z najbardziej krwawych zbrodni w tym czasie była rzeź Polaków w Kołodnie w powiecie krzemienieckim. 14 lipca do wsi wjechało 300 upowców, którzy podzielili się na małe grupy i rozeszli po zagrodach. Domostwa zamieszkane przez Polaków wskazywali im miejscowi Ukraińcy. Po wejściu do domów bandyci mordowali ich przy pomocy siekier lub broni palnej. Rzeź trwała około 3 godzin, według niektórych źródeł zamordowano nawet do 500 osób, w tym wiele dzieci.

A tak wyglądał “krajobraz po bitwie”, którego sprawczynią była “heroiczna UPA” widziany oczami słynnego partyzanta Józefa Sobiesiaka – “Maksa”: “W ciągu pierwszego dnia marszu, na całej trasie, wynoszącej około trzydziestu pięciu kilometrów, nie spotkaliśmy ani jednej wsi zamieszkałej przez ludzi. Chaty były w większości spalone i zrównane z ziemią, a po ruinach błąkały się zdziczałe psy i koty. Tu i ówdzie spod przysypanej śniegiem ziemi sterczały ludzkie kości. Zdawać by się mogło, że jakiś straszliwy demon zniszczenia nawiedził tę nieszczęsną ziemię, pochłaniając człowieka wraz z tym wszystkim, co jego rozum i ręce stworzyły przez wieki. Z przerażeniem patrzyliśmy na tę pustynię, dosłuc🤬jąc się w poświście wiatru płaczu dzieci i jęku mordowanych kobiet”.

Wybrane metody mordowania i tortur stosowanych przez UPA / OUN:

1. Wbijanie dużego i grubego gwoździa do czaszki głowy.
2. Zdzieranie z głowy włosów ze skóry (skalpowanie).
3. Zadawanie ciosu obuchem siekiery w czaszkę głowy.
4. Zadawanie ciosu obuchem siekiery w czoło.
5. Wyrzynanie na czole "białego orła".
6. Wyłupywanie oczu.
7. Obcinanie nosa.
8. Przebijanie zaostrzonym grubym drutem ucha na wylot drugiego ucha.
9. Obrzynanie warg.
10. Obcinanie języka.
11. Podrzynanie gardła i wyciąganie przez otwór języka na zewnątrz.
12. Rozrywanie ust od ucha do ucha.
13. Pionowe rozrąbywanie siekierą głowy.
14. Skręcanie głowy do tyłu.
15. Robienie miazgi z głowy przez wkładanie głowy w uściski zaciskane śrubą.
16. Cięcie i ściąganie wąskich pasów skóry z pleców.
17. Obcinanie kobietom piersi sierpem.
18. Przebijanie brzucha ciężarnej kobiecie bagnetem.
19. Rozcinanie brzucha i wyciąganie jelit na zewnątrz u dorosłych.
20. Rozcinanie kobietom ciężarnym brzucha i wrzucanie do wnętrza potłuczonego szkła.
21. Rozpruwanie brzuszka dzieciom.
22. Przybijanie bagnetem małego dziecka do stołu.
23. Wieszanie dziecka płci męskiej za genitalia na klamce drzwi.

PARTYZANTKA?

Prawdziwe oblicze OUN – UPA dostrzegł Wołyński Okręgowy Delegat RP Juliusz Kozłowski – “Cichy”, który w swoim liście do kierownictwa politycznego UPA, 25 listopada 1943 roku, pisał:

“Wychowankowie niemieccy narodowości ukraińskiej, a nie Polacy rozpoczęli masowe i barbarzyńskie rzezie bezbronnej ludności polskiej.

Pamiętajcie, że to co obecnie dzieje się na Wołyniu, obarcza cały naród ukraiński, że to Wy i Wasze przyszłe pokolenia płacić będziecie rachunek. Nie wolno Wam protestować po cichu, ulegać zbrodniczemu terrorowi i dalej pozwalać, by wróg Waszymi rękami niszczył Waszą przyszłość. Czyż nie widzicie, że chodzi mu o to, żeby na zakończenie wojny słowo Ukrainiec równoznaczne było ze słowem morderca? Czyn odważny, odpowiedzialny jest z Waszej strony koniecznością.

Rzeź i mord nie budują nigdy bytu niepodległościowego, a wyłączają ze społeczności cywilizacyjnej i są jaskrawym dowodem niedojrzałości państwowej. Broń do tego dzieła w dużej mierze pochodziła z rąk niemieckich, stamtąd przyszło wyszkolenie wojskowe i to właśnie tragicznie związało w opinii świata Wasze imię z Niemcami.

Gdy przyznacie otwarcie, że Niemcy wykorzystali Waszą nienawiść do nas dla szerzenia w Polsce rozszalałego terroru – docenimy Wasze stanowisko. Tylko bowiem uświadomienie obustronnych błędów prowadzić może do zmniejszenia dzielącej nas przepaści”. Władze obecnej Ukrainy muszą mieć świadomość prawdy, że UPA nie była żadną “armią powstańczą”, tylko “kureniami rizunów”, zbrodniczą antypartyzantką powołaną do życia dla dokonania rzezi ludności polskiej na obszarze suwerennego, aczkolwiek okupowanego państwa polskiego.

Wymyśla się nawet działania UPA przeciw nazistowskim najeźdźcom, aby tylko dla zbrodniarzy uzyskać prawa kombatanckie. Trzeba tu dodać, że na terenie Ukrainy nie było ani jednego oddziału UPA. Jedynym działaniem UPA było mordowanie Polaków na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej z wyłączeniem Lwowa. We Lwowie Ukraińcy dokonali kilku zabójstw i przekonali się, że w tym ciągle polskim mieście pod okupacją niemiecką, mimo istnienia ukraińskiej policji nie mogli tego robić bezkarnie” (K. Bulzacki, Polacy i Ukraińcy. Trudny rozwód. Wyd. “Na Rubieży” 1997).

BILANS ZBRODNI

Na początku 1944 roku Polacy znajdowali się już jedynie w miastach, wokół ośrodków samoobrony (różnych grup, oddziałów, placówek, ośrodków i baz samoobrony), które wytrzymały ukraiński napór oraz w oddziałach partyzanckich, które we współpracy z oddziałami Armii Krajowej, m.in. 27. Wołyńską Dywizją AK, próbowały organizować akcje obronne i odwetowe przeciw UPA.

Zbrodnie były dziełem Ukraińskiej Powstańczej Armii, wzmocnionej w marcu i kwietniu 1943 przez dezerterów z Ukraińskiej Policji Pomocniczej, wspomaganej przez ukraińskie chłopstwo zwane czernią, Samoobronni Kuszczowi Widdiły i Służbę Bezpeky OUN-B. Szacuje się, że zbrodniarze z OUN / UPA wymordowali 50-60 tys. Polaków na Wołyniu.

BANDYCI UHONOROWANI

Podczas gdy w Polsce dzieci na lekcjach historii nie usłyszą o Wołyniu i mordercach z OUN-UPA, ukraińskie dzieci (a potem dorośli Ukraińcy) czczą zbrodniarzy jak bohaterów.

Stepan Andrijowycz Bandera przywódca OUN-B (później osobnej organizacji). Odpowiedzialny za rzeź Polaków na Ukrainie. Pośmiertnie otrzymał Wiktora Juszczenki tytuł Bohatera Ukrainy. Prezydent nadał mu go specjalnym dekretem. Swoją decyzję ogłosił podczas uroczystości z okazji obchodzonego na Ukrainie Dnia Jedności. Bandera uzyskał tytuł bohatera "za niezłomny duch w służbie idei narodowej, bohaterstwo i poświęcenie w walce o niezależne państwo ukraińskie".

WNUK BANDERY: "JESTEM DUMNY"

"Jestem dumny, bo krok Juszczenki oznacza oddanie sprawiedliwości historycznej mojemu dziadkowi. Wiem, że wywoła to oburzenie w Polsce i u innych sąsiadów Ukrainy, ale chciałbym, by w swych osądach kierowali się prawdą historyczną, a nie informacjami, które zaplamione są propagandą - powiedział."

Na koniec dialog w wydaniu "Banderowców"
youtube.com/​watch?v=vLlje3pWUEU&feature​=related

źródła:
Władysław Siemaszko, Ewa Siemaszko, Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej Wołynia 1939-1945, Warszawa 2000; Grzegorz Motyka,Ukraińska partyzantka 1942-1960, Warszawa 2006; Władysław Filar, Wołyń 1939-1944, Toruń 2003 (za: prawy.pl)
Edward Prus (salon24.pl); fragment artykułu za: rp.pl; oraz wiele innych.