Główna Poczekalnia Dodaj Obrazki Dowcipy Soft Szukaj Ranking
Zarejestruj się Zaloguj się
 

#wampir

WAMPIR Z MARIANOWA
JoSeed • 2025-05-01, 15:17
Kto ty jesteś? Pluta mały.
Jaki znak twój? Topór biały.
Gdzie ty mieszkasz? W Suchym Lesie.
Co ty niesiesz? Trupa niesę.
Co z nim zrobisz? Już sam nie wiem.
Gdzie uciekasz? Zabić siebie.
Tam jest drzewo, wejdę na nie. Nie dostaną mnie ci dranie.
A co potem? Jak duch wrócę, no i klątwę na was rzucę...


Lata 70-te, Wielkopolska...
Poznańskie dzieci powtarzały ten wierszyk, a w całej Wielkopolsce i lubuskiem, nakręcała się spirala strachu.
Gdy się ściemniało, pustoszały ulice, podwórka i przydomowe ogrody. Ludzie się bali... Całą Polską wstrząsnęły okrutne zbrodnie mężczyzny, który uciekł ze szpitala psychiatrycznego, a następnie wymordował rodziny w Pąchach i Suchym Lesie. Był bezwzględny.
Wkrótce okazało się, że milicja poszukuje seryjnego mordercy- wampira, pedofila i zoofila.


JÓZEF PLUTA




Pluta urodził się 16.03.1932 roku w Marianowie, koło Sierakowa, województwo wielkopolskie. Pracował jako leśnik/robotnik leśny (różne źródła różnie podają), miał żonę oraz piątkę dzieci. Najmłodsze w wieku trzech lat.
Mówi się, że był przystojnym i dobrze zbudowanym mężczyzną, przez co podobał się wielu kobietom. Pluta miał jednak 'inne preferencje'...

PIERWSZA ZBRODNIA
Aniela B. była sąsiadką Pluty. Wieczorem, 27 lutego 1973 wyszła z domu, by jeszcze przed snem skorzystać z zewnętrznej toalety, sławojki. W drodze do drewnianej budki usłyszała jednak niepokojące głosy dochodzące z obory. Postanowiła to sprawdzić. Uchylając drzwi od budynku gospodarczego, ujrzała scenę, której z pewnością się nie spodziewała. Na gorącym uczynku przyłapała Józefa na współżyciu z jedną z owiec. Na swoje nieszczęście kobieta zaczęła grozić Plucie, że o całym zdarzeniu poinformuje mieszkańców wsi. Józef w obawie przed ujawnieniem jego zboczonych zapędów, pod wpływem impulsu postanawia zabić Anielę. Kobieta w pierwszej kolejności zostaje uderzona w głowę tępym przedmiotem, a następnie uduszona przez sprawcę gołymi rękoma. Morderca musiał pozbyć się zwłok. Zaciąga ciało do pobliskiego brzegu Warty i wrzuca je w głęboki nurt rzeki. Józef, cały rozemocjonowany wraca do domu. Kładzie się do łóżka i próbuje zasnąć.

Mąż Anieli zaniepokojony długą nieobecnością małżonki postanawia wyjść z domu i ją odszukać. Tuż przed oborą, na świeżym śniegu odnajduje ślady po niedawnej szamotaninie. Trop ciągniętego ciała prowadzi do rzeki. Mąż Anieli wzywa MO, funkcjonariusze zaczynają poszukiwania osobnika, który jak wyszlo z oględzin miejsca zbrodni musiał mieć przemoczone buty...
Pierwszym sprawdzanym jest sąsiad małżeństwa B, właśnie Józef Pluta.
Milicjanci udają się do jego domu, gdzie na strychu odnajdują przemoczone buty. Domniemany dowód tego, że Pluta musiał wejść do Warty wraz ze zwłokami, by ułatwić im szybszy spływ razem z nurtem rzeki. Po odnalezieniu butów, u Józefa dochodzi do załamania. Przyznaje się on do winy i ze szczegółami opisuje, jak doszło do morderstwa.
Za ten czyn Pluta zostaje skazany przez Sąd Wojewódzki w Poznaniu na karę 12 lat pozbawienia wolności. Sąd zalecił jednocześnie umieszczenie na pewien czas w zamkniętym zakładzie psychiatrycznym. Po odbyciu niewielkiej części kary (na początku 1976 roku) Józef Pluta trafił więc do zakładu w Obrzycach. Tam miał poddać się leczeniu.

POBYT W SZPITALU
W czasie pobytu w więzieniu udaje psychicznie chorego. Dzięki jego działaniom po dwóch latach ciężkiego pobytu za kratami (jako seksualny degenerat był gnębiony przez współwięźniów) trafia do szpitala dla psychicznie chorych w Obrzycach. Tam Pluta poczuł się jak ryba w wodzie. Ba, stał się nawet ulubieńcem pań.
Szybko też, posiadając pewne doświadczenie dekarskie, zaczął być zatrudniany poza szpitalem. Pewnego dnia jego zdolności postanowił wykorzystać jeden z lekarzy, który w podpoznańskim Suchym Lesie budował willę. Mało tego, wypożyczono go do pracy zupełnie postronnym osobom. W ten właśnie sposób, na przełomie lat 1977-1978 trafił do Suchego Lasu, gdzie na posesji sąsiadującej z domem rodziny K. (jego późniejszymi ofiarami) pomagał budować domek jednorodzinny jednemu z mieszkańców Poznania. Wówczas to stołował się po sąsiedzku u rodziny K. Miał jak w raju.
Jednak wszystko, co dobre szybko się kończy i tak skończył się czas obserwacji psychiatrycznej i trzeba było wrócić do celi. Nieopatrznie poinformował go o tym lekarz... Józef, mając w pamięci prześladowania w zakładzie karnym, nie chce wracać za kraty. Postanawia uciec.

MORDERSTWO W PĄCHACH
W nocy z 9 na 10 września 1979 roku Pluta ucieka ze szpitala i udaje się w swoje rodzinne strony. Następnego dnia wieczorem dociera do miejscowości Pąchy, małej osady w głębi lasu, gdzie nawet dzisiaj trudno o zasięg sieci komórkowej (niżej zdjęcia współczesne domu w Pąchach).





Niewielkie gospodarstwo zamieszkuje tutaj Teresa S. wraz z rodziną. Józef poznał kobietę jeszcze w czasie swojego pobytu w szpitalu. Adres jej domu odnaleziono w notesie, który Pluta miał zawsze ze sobą. Rodzina, nieświadoma zagrożenia przyjmuje mordercę pod swój dach. Spożywają wspólną kolację.
Do dzisiaj nieznana jest przyczyna, "iskra zapalna", która uruchomiła dalszy ciąg nieszczęśliwych zdarzeń mających miejsce tego wieczora. Znane są jednak skutki.
Następnego ranka ciała odkrył wychowanek S.
Teresę S. odnaleziono w kuchni. Nawet dla funkcjonariuszy widok był przerażający. Kobieta na swoim ciele posiadała liczne rany rąbane, a jej głowa została zmasakrowana. W pokoju obok znajdowały się kolejne dwa ciała. Męża Teresy, Jana oraz ich trzynastoletniej córki Zdzisławy (dziewczynka przed śmiercią została zgw🤬cona).
Z opisu miejsca zbrodni dowiedzieć możemy się, że nawet śledczy nie mieli okazji spotkać się do tej pory z tak brutalnym zabójstwem. Ślady krwi oraz pierza z poduszek były obecne dosłownie wszędzie., na ścianach, na suficie. Po wymordowaniu rodziny Józef udał się do stodoły. W czasie okrutnego morderstwa przebywał tam niczego nieświadomy senior rodziny - Wojciech J. Pluta przy pomocy siekiery ciesielskiej rozpołowił czaszkę osiemdziesięciolatka.
Sprawę powiązano z Józefem Plutą., ale on już się ukrywał...

LIST GOŃCZY
13.09 1979 roku został wystawiony i opublikowany list gończy za Józefem Plutą. Prasa okrzyknęła mordercę mianem Wampira z Marianowa. Spirala strachu nakręcała się, a wokół Pluty zaczęły narastać coraz to nowsze legendy. Jako wieloletni pracownik leśny dobrze znał teren i potrafił skutecznie się ukrywać. Ten fakt był przyczynkiem do powstania teorii, jakoby Pluta był komandosem z wojskowym przeszkoleniem. Potrafił świetnie władać nożem i był skłonny zabić każdą osobę, która stanęła mu na drodze.



ZABÓJSTWO RODZINY K.
Następnej zbrodni dokonał 20 października 1979 roku w Suchym Lesie. Zaatakował siekierą rodzinę K., sąsiadów lekarza, którego dom remontował w trakcie pobytu w „psychiatryku”. Dwie osoby zabił, dwie ciężko ranił.

OBŁAWA
Dnia 29 października 1979 roku trzech rolników zauważyło wampira na skraju zagajnika tuż przy miejscowości Karna. Natychmiast powiadomiono milicję. Rozpoczęła się obława. Funkcjonariusze MO wraz z oddziałami ZOMO oraz miejscowymi rolnikami uzbrojonymi w siekiery i widły otoczyli las. Pętla wokół ukrywającego się Pluty zacisnęła się ciasno.

Wampira ukrywającego się w koronach drzew dostrzegł jeden z milicjantów. Wymierzył w jego kierunku broń i kazał zejść, lecz ten nie reagował. Spróbowano wejść na sąsiednie drzewo i strącić w jakiś sposób Józefa na ziemie, jednak plotka o tym, że Pluta świetnie rzuca nożem, kazała wszystkim zachowywać szczególną ostrożność. W końcu postanowiono ściąć drzewo wraz z mężczyzną siedzącym na jego czubku.

Pluta wiedział, że to koniec. Nie chciał wrócić do więzienia.
Oficjalny raport mówi o tym, że Pluta postanowił sam odebrać sobie życie, wieszając się przy pomocy rzemienia na gałęzi, na której się ukrywał. Skórzany rzemień nie utrzymał jednak wagi ciała, zerwał się, powodując upadek Pluty z wysokości. Józef zmarł z powodu obrażeń czaszki, roztrzaskując ją przy zderzeniu z ziemią.

Jest też inna teoria. Według niektórych, funkcjonariusze i rolnicy dokonali samosądu na Plucie, a następnie upozorowali samobójstwo mordercy.
Jaka jest prawda? Zapewne nigdy się nie dowiemy. Jego nagła śmierć przekreśliła również szansę na poznanie motywów, którymi kierował się, dokonując kolejnych zbrodni...
Pora na kolejnego "bohatera" wśród polskich seryjnych morderców.

Stanisław Modzelewski
W polskich kronikach kryminalnych bardziej znany jest jako „wampir z Gałkówka”. Przez wiele lat terroryzował mieszkanki Łodzi i okolic. Zamordował siedem kobiet, kolejnych sześć próbował zabić. Ścigano go kilkanaście lat. ..
Stanisław Modzelewski, urodzony 15 marca 1929 w Szczepankowie seryjny morderca, nie odebrał starannego wykształcenia. Modzelewski pracował jako kierowca, a miał ukończone zaledwie trzy klasy podstawówki. Był żonaty, jednak jego partnerka nie miała pojęcia, że prowadził on podwójne życie. Co więcej, wobec niej zachowywał się kulturalnie, nigdy nie podniósł na nią ręki.



Modzelewski mordował kobiety w przedziale wiekowym od 18 do 87 lat, dusząc je gołymi rękoma lub szalikiem. Ofiarom zabierał zarówno wartościowe, jak i drobne, bezużyteczne przedmioty, które później wyrzucał. Wykazywał się szczególnym okrucieństwem. Morderstwa miały charakter seksualny, dolne partie ciała zamordowanych kobiet były obnażone, a sposób ułożenia zwłok sugerował dokonanie penetracji narządów rodnych ofiary. Modzelewski był sadystą, jednak nie stwierdzono jednoznacznie, czy pastwił się nad ofiarą przed czy po jej śmierci. Przyczyną zachowań mordercy było zaspokojenie seksualne, które osiągał, odbierając życie swoim ofiarom.
Ja nie zwracałem uwagi na jej wiek, lub na wygląd zewnętrzny, aby tylko była kobieta…rozróżniałem to, że nie jest mężczyzną lub dzieckiem, które ma dziesięć lat, bo to już było widać, małe. Gdy zauważyłem samotną kobietę, to jeszcze nie doszłem, a trzęsłem się jak liść, traciłem panowanie i co robiłem, to nie wiem… mnie nie robiło różnicy czy kobieta jest w starszym wieku, czy młoda – tłumaczył na procesie Stanisław Modzelewski.

Mieszkańcy Gałkówka wciąż pamiętają o historii wampira.
Pan Andrzej, mężczyzna po sześćdziesiątce, wie dużo z opowieści swoich rodziców. Sam zapamiętał moment, gdy Modzelewskiego przywieźli na wizję lokalną. Widział wampira. Był zakuty w kajdany. Chronili go milicjanci, bo gdyby nie to, to ludzie by go rozszarpali.
- W tej sprawie zatrzymano wielu mężczyzn z okolicy - twierdzi pan Andrzej. - Wystarczyło, że ktoś szedł samotnie, jakoś podejrzanie się rozglądał. Milicja brała od razu takiego na komisariat.

Przy ulicy Konstrukcyjnej stoi stary, pokruszony pomnik poświęcony pamięci jednej z ofiar "Wampira z Gałkówka", 24 -letniej Irenie Bernadetcie Dunajskiej. Nie była pierwszą ofiarą zwyrodniałego zabójcy.

67-letnią Józefę Pietrzykowską zamordował w lipcu 1952 roku. Udusił ją w lasach koło Gałkowa. Kolejnej zbrodni dokonał zaraz po świętach Bożego Narodzenia 1952 roku. To jedno z dwóch zabójstw Modzelewskiego, których nie dokonał w okolicy, Gałkówka. Jak potem zeznawał, pojechał tramwajem w okolice Tuszyna. Wysiadł we wsi Modlica. Tam na leśnym dukcie prowadzącym do wsi Rydzynki spotkał 32-letnią Marię Kunkę. Pochodziła z Rydzynek. W tej niedużej, dziś letniskowej wiosce, mieszkali jej rodzice. Spędzała z nimi święta, ale zachorowały jej kilkuletnie dzieci. Poszła przez las do tramwaju, by kupić leki. Już nie wróciła. Jej ciało znaleziono po trzech dniach.

W czerwcu 1953 roku, koło ul. Dumnej w Łodzi, gdzie mieszkał, napadł na kobietę w zaawansowanej ciąży. Związał Wandę 0. i bił kablem. Krzyki usłyszał strażnik z fabryki obok. Dwa razy strzelił w powietrze, czym odstraszył napastnika. Kiedy sąd zapytał Modzelewskiego dlaczego zabrał tej kobiecie obrączkę, ten odpowiedział: "Chciałem jej zrobić jakąś psotę."

Jedną z ofiar, 21-letnią Teresę Piekarską Modzelewski udusił jej własnym szalikiem. Tłumaczył, że tak jak w innych przypadkach napadł na nią, by mieć z nią stosunek. Zaznaczył, że nie wie czy do niego doszło. Gdy kobiety były słabe, odstępował od swojego zamiaru. Szukał u ofiar oporu, chciał je poskramiać.

Kolejną ofiarą stała się 18-letnia Helena Walos, uczennica jednego z łódzkich techników. Szła od stacji w Gałkówku do siostry, mieszkającej w pobliskiej Borowej. Niosła wyprawkę dla nowo narodzonego dziecka siostry.

Zimą 1955 napadł na kobietę w podłódzkim Ksawerowie. Opowiadał przed sądem, że gdy związana leżała na śniegu zapytał czy bije ją mąż. Odpowiedziała, że nie. - Wtedy rzekłem: to masz ode mnie, żebyś pamiętała, że dla mnie masz być uległa - zeznawał przed sądem.

Zofia B. została napadnięta w Justynowie, tuż przed swoim domem. Szedł za nią od stacji. Nagle zawołał: Stój, bo strzelam! Rzucił się na nią i zaczął dusić. Ostatkiem sił krzyknęła. Modzelewski wystraszył się i uciekł.

Na Stefanię J. napadł w czerwcu 1955 roku, gdy wracała z pracy w aptece. Dusił ją, związał, bił. Kobieta udała, że traci przytomność. To uratowało jej życie...

W sierpniu 1956 roku zamordował 22-letnią Helenę Klatę.
Krystyna Stawiana mieszka w Borowej, koło Gałkówka Dużego. Jeszcze dziś wskaże dokładnie miejsca, gdzie wampir zamordował cztery kobiety. Wszystkie pochodziły z Borowej. Twierdzi, że widziała mordercę. Opowiada, że była w kościele na niedzielnej mszy. Tam spotkała swoją koleżankę, Helenę Klatę. Szły razem, dołączyła się do nich jeszcze jedna kobieta. W pewnym momencie zauważyły, że idzie za nimi jakiś mężczyzna, który wysiadł z pociągu.
- Niewysoki był, ale przystojny - wspomina. Po pewnym czasie rozstała się z koleżanką. Ten mężczyzna podążył w jej kierunku. Pani Krystyna wróciła do domu. Po jakimś czasie dowiedziała się, że Helenę znaleźli zamordowaną.
- Zabił ją w krzakach dzikiej róży, a potem zwłoki ukrył w starej, częściowo przysypanej studni - dodaje Krystyna Stawiana. - Sąsiad zauważył, że wystaje z ziemi noga.
Dużo później, kiedy Stanisław Modzelewski został zatrzymany, milicja wezwała ją do Łodzi, na komendę. Pokazali czterech mężczyzna, od razu wiedziała że ten drugi z brzegu to wampir...

Po zabójstwie Heleny Klaty "Wampir z Gałkówka" zamilkł. Śledztwo w sprawie sześciu morderstw umorzono w 1957 roku. Do sprawy powrócono 10 lat później...

Antoni Michałowski w "Problemach Kryminalistyki" z 1969 roku opisuje dokładnie jak trafiono po latach na trop "Wampira". 87-letnia Maria G. utonęła w wannie - takie zgłoszenie 14 września 1967 roku przyjęli milicjanci z Warszawy. Podczas sekcji zwłok na ciele staruszki zauważono i rany cięte na pośladkach, zadane żyletką. Szybko jako mordercę wytypowano sąsiada Marii G. Był to 38-letni Stanisław Modzelewski, pochodzący z okolic Łomży, z podstawowym wykształceniem, z zawodu kierowca. Był trzy razy karany - za kradzieże i spowodowanie wypadku drogowego.
"Interesując się bliżej osobą Modzelewskiego, ustalono że najprawdopodobniej cierpi on na niemoc płciową" pisał Antoni Michałowski. "Jednemu z sąsiadów jego żona zwierzyła się, że mimo przeżycia z mężem 18 lat nigdy nie miała z nim normalnego stosunku płciowego. Ojcem dziecka, które urodziła przed kilkoma latami, był inny mężczyzna, o czym Modzelewski wiedział i na co uprzednio wyraził zgodę. Dalej sąsiedzi zwrócili uwagę na brutalność Modzelewskiego. Wiadomo było powszechnie, że bił on nierzadko swą żonę."

Modzelewskiego zatrzymano w okolicach Łasku, gdzie jego żona miała rodzinę. Przyznał się do zabójstwa sąsiadki. Wytłumaczył, że wieczorem wypił i chciał zabawić się z kobietą. Jak pisze Michałowski, "ponieważ nie odczuwał nigdy żadnego pociągu do własnej, dużo młodszej odeń żony, a pociągała go prawie 90-letnia sąsiadka Maria G., poszedł do staruszki, która żyła samotnie. Wypił z nią herbatę. Po wstaniu od stołu rzucił się na Marię G., przewrócił na tapczan i zaczął ją dusić...

Stanisław Modzelewski stanął przed Sądem Wojewódzkim w Łodzi. Proces w tej sprawie trwał raptem 11 dni.
W sprawie zabójcy wypowiedzieli się biegli. Wydali dwie, zupełnie inne opinie. Jedna twierdziła, że był niepoczytalny. Druga, że w trakcie popełniania swych zbrodni znajdował się w pełni sił umysłowych. Sąd oparł się na tej drugiej opinii. 5 lutego 1969 roku skazał go na karę śmierci.

- Przyznaję się do winy - mówił przed łódzkim sądem Modzelewski. Twierdził, że nie pamięta najbardziej gw🤬townych momentów swych brutalnych napaści. Mówił, że robił się wtedy "dziki" i nie wiedział co się z nim dzieje.
W ostatnich swoich słowach przed obliczem sądu powiedział:
- Ja tam nikogo nie przekonam, duszy nie pokażę... Nie ma więc sensu. Niech sąd sam zarządzi…



Sąd Najwyższy podtrzymał wyrok łódzkiego sądu. Za 17 przestępstw, w tym: zabójstwa 7 kobiet na tle seksualnym oraz usiłowanie zabójstwa dalszych sześciu.
Rada Państwa nie skorzystała z prawa łaski. 13 listopada 1969 roku w Centralnym Więzieniu w Warszawie przy ulicy Rakowieckiej Stanisław Modzelewski został powieszony.
Wampir
Flodzia • 2021-10-13, 21:41

Messi po miesiącu w Polsce
Wampiry w Bieszczadach
zairland • 2017-08-29, 16:13
Dokument o wierzeniach wampirycznych w polskich Karpatach.
Według mnie najciekawszy fragment to historia z 15.40, słyszymy o dziewczynce która umarła a potem wstała i straszyła wieś. Ciekawe czy dziewczynka zapadła w śpiączkę, a dalszy przebieg skończył się dla niej tragicznie...

Wampaja
Konto usunięte • 2014-07-30, 16:45
Był wampir z Bytomia to teraz czas na coś nowego



Materiał nie własny
Łowca
Konto usunięte • 2013-09-29, 20:18
Poszukując sposobu na zabicie nudy natrafiłem na ciekawą ofertę