Strona wykorzystuje mechanizm ciasteczek - małych plików zapisywanych w przeglądarce internetowej - w celu identyfikacji użytkownika. Więcej o ciasteczkach dowiesz się tutaj.
Obsługa sesji użytkownika / odtwarzanie filmów:


Zabezpiecznie Google ReCaptcha przed botami:


Zanonimizowane statystyki odwiedzin strony Google Analytics:
Brak zgody
Dostarczanie i prezentowanie treści reklamowych:
Reklamy w witrynie dostarczane są przez podmiot zewnętrzny.
Kliknij ikonkę znajdującą się w lewm dolnym rogu na końcu tej strony aby otworzyć widget ustawień reklam.
Jeżeli w tym miejscu nie wyświetił się widget ustawień ciasteczek i prywatności wyłącz wszystkie skrypty blokujące elementy na stronie, na przykład AdBlocka lub kliknij ikonkę lwa w przeglądarce Brave i wyłącz tarcze
Główna Poczekalnia Dodaj Obrazki Dowcipy Soft Szukaj Ranking
Zarejestruj się Zaloguj się
 

#zdrajca

W nawiązaniu do filmu który został wrzucony przez użytkownika krusell, postanowiłem poszukać kim był owy oficer Aleksander L.który zastrzegł sądownie swoje nazwisko i wszelkie informacje o sobie.
Cytat:

Płk. Aleksander Lichocki – ostatni szef Zarządu I Szefostwa WSW, absolwent moskiewskich kursów GRU. Po zlikwidowaniu WSW, za zgodą Bronisława Komorowskiego przeniesiony do rezerwy kadrowej nowo powstałych Wojskowych Służb Informacyjnych. W 1991 r. w randze pułkownika i już na etacie generalskim odszedł z wojska. Powodem było rozpoczęcie prac tzw. komisji Okrzesika - sejmowej podkomisji ds. zbadania działalności byłej WSW, której raport wykazał nieprawidłowości i przestępstwa, mające miejsce w WSW. W latach 80. zajmował się prześladowaniem opozycji niepodległościowej i Kościoła. Na początku lat 90. brał udział w inwigilacji prawicy. Przyjaciel Edwarda Mazura, oskarżonego o zlecenie zabójstwa gen. Marka Papały.

Wieloletni znajomy Bronisława Komorowskiego. Do 2005 r. Lichocki pracował w Agencji Mienia Wojskowego.

Gdy w roku 2004 syn Komorowskiego został potrącony przez samochód jednego z najbogatszych Polaków, jadący w obstawie dwóch lancii BOR z pokazu Ferrari w hotelu Victoria, o fakcie tym poinformował dziennikarza Superexpresu Leszka Misiaka właśnie Aleksander Lichocki, przedstawiając się jako rzecznik i znajomy marszałka. Syn Komorowskiego został wówczas ciężko ranny. Według Lichockiego śledztwo tuszowano, a nagranie z monitoringu skrzyżowania ulic Marszałkowskiej i Świętokrzyskiej, gdzie doszło do wypadku urywa się tuż przed zdarzeniem. Sprawa nigdy nie znalazła finału w sądzie. Pułkownik Aleksander Lichocki, przedstawiający się jako lobbysta, był człowiekiem znanym w sejmie III i IV kadencji.

Oskarżony w związku z aferą marszałkową.



Dla lubiących czytać dokumenty chciałbym podzielić się linkiem do jego całej historii wojskowej. Jednak komuch porządek w papierach miały
pl.scribd.com/doc/250728871/Plk-Aleksander-Lichocki-Teczka-WSW
II Wojna Światowa na Opolszczyźnie
r................0 • 2013-10-04, 2:43
Jak wiadomo Opolszczyzna przed drugą wojna światową należała do terenów Trzeciej Rzeszy. Nie dziwi więc fakt ,że trafiali tu polscy zesłańcy skierowani do Rzeszy na przymusowe roboty. Taki los spotkał także Bronkę, siedemnastoletnią dziewczynę, która trafiła do pracy u niemieckiego gospodarza w Ścinawie Małej pow. nyski. Owa Bronka na swoje nieszczęście zakochała się w miejscowym Niemcu ( z wzajemnością ). Film przedstawia jaka kara spotkała młodych ludzi za to że mimo prawnego zakazu potajemnie się spotykali. Losy młodej Polki nie są mi znane , natomiast młody Niemiec trafił na front wschodni. Nie będę pisał nazwisk, ale wiem ze człowiek, który obcina włosy został rozpoznany po latach przez... własną synową. Wiem że rodzice tej dziewczyny szukali jej po wojnie na terenie Opolszczyzny ale bez powodzenia.



Dla zaciekawionych więcej tu : polska.newsweek.pl/gerhard-i-bronia,30804,1,1.html
Igo Sym-egzekucja aktora-zdrajcy
e................m • 2013-05-02, 21:50
Warszawa, ulica Mazowiecka 10, 7 marca 1941 roku, godzina 7:00.
Dozorca kamienicy był w bardzo złym humorze. W nocy znowu padał śnieg. Westchnął i poszedł na podwórko. Z szopy wyciągnął wysłużoną miotłę, wrócił na ulicę i zaczął zamiatać biały puch z chodnika.
Trzech mężczyzn w szarych płaszczach, z czapkami nasuniętymi na oczy minęło dozorcę i weszło do bramy. Przystanęli w mroku krótkiego korytarza i zapalili papierosy wymieniając szeptem jakieś uwagi.
„Czego panowie sobie życzą?” – dozorca miał pytanie już na końcu języka, ale się powstrzymał. W tych ludziach było coś takiego, co kazało mu przestać się nimi interesować i zająć się swoimi sprawami.
Mężczyźni skończyli palić. Rzucili niedopałki na ziemię i przydepnęli. Dwaj z nich zaczęli się wspinać po schodach, a trzeci podszedł do dozorcy.
- Zapali pan? – zapytał trzymając w wyciągniętej ręce paczkę niemieckich papierosów „Juno”.
Dozorca uśmiechnął się, oparł miotłę o mur i siegnął po papierosa. Nieznajomy wyjął pudełko zapałek.
Tymczasem jego towarzysze dotarli już na czwarte piętro. Podchodzą do drugich drzwi po lewej stronie. Jeden z nich głośno puka do nich.
Drzwi się otwierają. Staje w nich młoda kobieta.
- Czy pana dyrektora Syma możemy prosić?

Karol Juliusz Sym urodził się w lipcu 1896 roku w Innsbrucku w polsko-austriackiej rodzinie. W Austrii skończył szkoły, po czym trafił do wojska. Podczas I Wojny Światowej walczył w szeregach armii austriackiej i dosłużył się stopnia porucznika. Po wojnie i po śmierci ojca przeniósł się wraz z matką i dwoma braćmi do Polski, gdzie kontynuował karierę wojskową. W 1921 roku zdjął mundur i został urzędnikiem. Był już wówczas żonaty – rok wcześniej ożenił się z Heleną Fałat, córką znanego malarza Juliana Fałata. Małżeństwo nie należało jednak do udanych. Wychowana w arystokratycznej rodzinie (matka hrabina) Helena ciągle narzekała, że marnie zarabiający mąż nigdy nie zapewni jej odpowiedniego poziomu życia. Wkrótce odeszła od niego zabierając ze sobą ich syna Juliana. Chłopiec zmarł na zapalenie opon mózgowych w wieku 9 lat. Niedługo potem Helena popełniła samobójstwo.
W 1923 roku Sym pojawił się w Warszawie. Zarabiał na życie jako tłumacz (doskonale znał przecież język niemiecki) i wykonywał drobne prace przy realizacji pierwszych polskich filmów. Szybko zauważono jego nieprzeciętną urodę i wyniesioną z wojska olbrzymią sprawność fizyczną. Pierwszą rolę otrzymał w „Wampirach z Warszawy”. Niezwykle przystojny aktor spodobał się publiczności i po krótkim czasie to nie on starał się o role, ale reżyserzy o niego.
Mając już w dorobku role w pięciu filmach został zauważony przez producentów z austriackiej wytwórni Sachsa. Wyjechał do Wiednia, gdzie zagrał w kilku tamtejszych produkcjach. W 1927 roku spotkał tam Marlenę Dietrich, z którą połączył go krótki, ale namiętny romans.
Po powrocie do Polski na początku lat 30-tych uchodził już za gwiazdora światowego formatu.
Mniej więcej w tym samym czasie kino nieme zaczęło odchodzić w niepamięć, a w filmie dźwiękowym Sym radził sobie średnio – nie mówił wystarczająco płynnie po polsku. Skupił się więc na działalności estradowej występując w najlepszych warszawskich teatrach rewiowych.
Pod koniec sierpnia 1939 roku, kiedy było już jasne, że wojna jest nieuchronna w gazetach pojawiły się zdjęcia Igo Syma kopiącego wraz z innymi artystami rowy przeciwlotnicze. Warszawiacy pokrzepiali się widząc jak ich ulubieńcy pracują z nimi ramię w ramię. Podczas hitlerowskich bombardowań Sym pomagał ratować ludzi zasypanych pod gruzami. W czasie jednego z nalotów został niegroźnie ranny.
Widząc go kilka miesięcy później znajomi artyści nie mogli uwierzyć własnym oczom – przedwojenny ulubieniec warszawiaków paradował po okupowanym mieście w nazistowskim mundurze. Otrzymał status Reichsdeutscha, czyli pełnoprawnego obywatela III Rzeszy. Stał się częstym gościem w domu hitlerowskiego gubernatora Warszawy Ludwika Fischera. Po pewnym czasie został jego doradcą do spraw kulturalnych.
Od początku okupacji naziści prowadzili agresywną walkę z polską kulturą. W kinach i teatrach dostępnych dla polskiej publiczności wolno było pokazywać jedynie głupawe komedyjki i chłam pozbawiony większej wartości. Władze Podziemia odpowiedziały bojkotem aktorskim. Przedwojenni aktorzy, nie mogąc grać w jawnych teatrach musieli się przekwalifikować. Większość z nich znalazła zatrudnienie jako kelnerzy i barmani.
Igo Sym objął kierownictwo Theater der Stadt Warschau” i zaczął prowadzić kino „Helgoland” dostępne tylko dla Niemców. Otrzymał także od okupanta koncesję na prowadzenie teatrzyku rewiowego.
Ba, ale skąd wziąć aktorów, skoro Tajna Rada Teatralna wyraźnie zabroniła im występów na scenie? Sym nie bawiąc się w ceregiele zaczął zmuszać znajomych artystów do występów grożąc wywiezieniem do Oświęcimia w przypadku odmowy. Innych kusił olbrzymimi jak na okupacyjne warunki zarobkami.
Sam jak na trudne, okupacyjne warunki był człowiekiem bardzo zamożnym. Zdawał sobie sprawę z nienawiści, jaką wzbudza w rodakach. „Biuletyn Informacyjny” nie nazywał go w artykułach inaczej, niż świnią i kanalią.

W 1940 roku niemieccy filmowcy rozpoczęli pracę nad antypolskim filmem pt. „Heimkehr” („Powrót do ojczyzny”). To prawdopodobnie najobrzydliwsze dzieło propagandy narodowosocjalistycznej, jakie kiedykolwiek powstało. W obfitującym w niezwykle brutalne sceny filmie Polacy ukazani są jako zezwierzęcone bestie znęcające się nad spokojnymi Niemcami, których przez ostatecznym pogromem chronią wojska hitlerowskie.
Igo Sym bardzo zaangażował się w jego produkcję. Był odpowiedzialny m.in. za nabór polskich aktorów. Niestety, szantażem i przekupstwem udało mu się zaangażować wielu z nich.
Władze Polski Podziemnej odpowiedziały wyrokami infamii (pozbawienia czci) i nagany dla Polaków, którzy zagrali w „Heimkehr”.
Na karę infamii został skazany m.in. Józef Kondrat, stryj Marka Kondrata.
Miarka wobec zdrajcy przebrała się. Wojskowy Sąd Specjalny Związku Walki Zbrojnej wydał wyrok śmierci na Igo Syma. Wyrok został zatwierdzony przez generała Stefana „Grota” Roweckiego, a zadanie rozpracowania celu otrzymał oficer kontrwywiadu Roman Niewiarowicz.
Narażając się na ostracyzm ze strony mieszkańców Warszawy Niewiarowicz podjął za zgodą Podziemia pracę w teatrze „Komedia” prowadzonym przez Syma. Uzyskawszy w miarę częsty dostęp do niego krok po kroku rozpracowywał zdrajcę, ustalał jego zwyczaje, rozkład dnia itp.

Przy okazji tej działalności wyszło na jaw, że polski kontrwywiad już przed wojną podejrzewał Syma o współpracę z Gestapo. Pod koniec lat 30-tych Sym podejrzanie często wyjeżdżał do Niemiec, gdzie pracował w wytwórni filmowej UFA kierowanej przez nazistów.
Widząc jakim poważaniem darzą Syma Niemcy Niewiarowicz zaproponował jego otrucie, bojąc się, że w innym wypadku zemsta okupanta będzie straszna. Generał „Grot” odmówił.
Sym ma zostać zastrzelony i to z broni wojskowej. W ten sposób ma być wysłany sygnał zarówno do okupantów, jak i mieszkańców Warszawy – Polska Podziemna istnieje i karze zdrajców.
Niewiarowicz początkowo zaplanował zamach na ulicy Oboźnej. Nie doszedł on jednak do skutku, ponieważ Sym akurat tego dnia wyjechał służbowo.
Na początku marca uzyskał informację, że renegat za kilka dni wyjedzie na stałe do Wiednia i znajdzie się poza zasięgiem karzącej ręki polskiego Podziemia. Należało maksymalnie przyspieszyć akcję likwidacji zdrajcy.
Sym miał wyjechać 8 marca, więc termin akcji likwidacyjnej ustalono na dzień wcześniej. Zespół, który miał wykonać wyrok śmierci składał się z trzech osób: podporucznik Bohdan Rogoliński „Szary” (dowódca grupy), podporucznik Roman Rozmiłowski „Zawada” (wykonawca wyroku) i kapral Wiktor Klimaszewski „Mały” (ubezpieczenie).

Ustalenie adresu zdrajcy nie było żadnym problemem. Roman Niewiarowicz już od dawna wiedział, że Sym mieszka przy ulicy Mazowieckiej 10, dokąd przeniósł się po tym, jak jego przedwojenny apartament został zniszczony wskutek bombardowań we wrześniu 1939 roku.
Grupa egzekucyjna dotarła na miejsce o godzinie 7 rano wyznaczonego dnia. Najmłodszy stopniem „Mały” został na czatach, podczas gdy „Szary” i „Zawada” weszli po schodach na czwarte piętro. „Szary” zapukał do drzwi. Gdyby padło pytanie kim są, mieli odpowiedzieć, że są pracownikami poczty i mają przesyłkę dla dyrektora Syma.
Takie pytanie jednak nie padło. Drzwi otworzyła im młoda kobieta – bratowa Igo. Grzecznie zapytali o niego.
- Zaraz go poproszę – odpowiedziała kobieta i zniknęła w głębi mieszkania.
Nie czekając na zaproszenie obydwaj egzekutorzy poszli za nią. W korytarzu natknęli się na mężczyznę w szlafroku.
- Czy pan Igo Sym? – pyta „Zawada”.
- Tak. Czym mogę służyć? – pada odpowiedź.
„Zawada” wyjmuje z kieszeni pistolet Vis i niemal z przyłożenia strzela zdrajcy prosto w serce. Igo Sym bez słowa osuwa się na ziemię. Obydwaj oficerowie Podziemia wychodzą z mieszkania i zbiegają po schodach.
Roman Niewiarowicz słusznie przewidywał zemstę okupanta. W odwecie za zamach na Igo Syma hitlerowcy ogłosili w Warszawie żałobę (było to wydarzenie nadzwyczajne – podczas całej okupacji ogłoszą ją jeszcze tylko dwa razy: po klęsce pod Stalingradem i po zamachu na Kutscherę) oraz wzięli ponad stu zakładników, z których część została rozstrzelana 11 marca w Palmirach. Aresztowano znanych polskich artystów m.in. Leona Schillera i Stefana Jaracza. Po śledztwie w siedzibie Gestapo na Alei Szucha i pobycie na Pawiaku zostali wysłani do Oświęcimia. Za innymi rozesłano listy gończe.
Mimo tych szykan sygnał został odebrany właściwie – Polacy zrozumieli, że Polska Podziemna walczy, a zdrajców czeka zasłużona kara.

Roman Niewiarowicz – oficer kontrwywiadu, który rozpracował zdrajcę został po wojnie niesłusznie oskarżony o kolaborację z Niemcami i na kilka lat pozbawiony możliwości zajmowania kierowniczych stanowisk w teatrach. Mimo szykan i nagonki pracował przy produkcji filmów – był autorem scenariuszy do takich filmów jak „Żona dla Australijczyka” i „Szatan z siódmej klasy”. Przed kamerą wystąpił tylko raz – stworzył niezapomnianą postać aktora Walickiego w „Awanturze o Basię” w 1959 roku.
Podporucznik Roman Rozmiłowski – wykonawca wyroku na Igo Symie został jednym z najskuteczniejszych egzekutorów Armii Krajowej. Do lipca 1944 roku zlikwidował kilkudziesięciu zdrajców, konfidentów i szmalcowników. W Powstaniu Warszawskim walczył jako zastępca dowódcy kompanii „Koszta”. Zmarł od ran 3 września 1944 roku w powstańczym szpitalu przy ulicy Sienkiewicza.
Tusek zdrajca
Spikeel • 2012-05-02, 12:09
Jako, że polityka to nieodłączny temat każdej strony wrzucam przeróbkę Potopu.

22 marca 2012 roku Tusk chce podpisać Nowy Dokument ACTA jeszcze groźniejszy


Rozprzestrzeńcie to w internecie.

Cytat:

Rząd nie wyciągnął wniosków ze sprawy ACTA. Mało tego, pojawiają się kolejne dokumenty i porozumienia, nawet groźniejsze niż ACTA. I znów odbywa się to bez żadnych konsultacji. A po protestach instytucje, na które mogłaby spaść odpowiedzialność, umywają ręce.

Przystąpienie Polski do systemu jednolitej ochrony patentowej, dalej „Porozumienie o współpracy i wzajemnej pomocy w sprawie ochrony praw własności intelektualnej” i „Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego w sprawie powierzenia Urzędowi Harmonizacji Rynku Wewnętrznego (znaki towarowe i wzory) niektórych zadań związanych z ochroną praw własności intelektualnej, w tym zwoływania posiedzeń przedstawicieli sektora publicznego i prywatnego w charakterze europejskiego obserwatorium zajmującego się zjawiskiem podrabiania i piractwa”. Co mają ze sobą wspólnego te trzy sprawy?

To inicjatywy, które Polska podejmuje czy też podejmowała jako członek Unii Europejskiej, argumentując, że przepisy czy porozumienia muszą ewoluować, żeby nadążyć za zmieniającą się rzeczywistością. Zwłaszcza w świecie cyfrowych innowacji i związaną z nimi ochroną własności intelektualnej. Tymczasem eksperci znający realia europejskiej biurokracji wskazują, że wszystkie te dokumenty są potrzebne wąskim grupom interesu.

ACTA 2

„Szykuje się ACTA 2: polecam uwadze Dokument COM(2011)288 ktory ma byc przyjety przez panstwa 22 marca w Brukseli – szok” – napisał kilka dni temu na Twitterze poseł PiS Krzysztof Szczerski. Co miał na myśli?

W podtytule dokumentu sygnowanego enigmatycznym skrótem COM(2011)288 z 24 maja 2011 r. czytamy, że Urząd Harmonizacji Rynku Wewnętrznego zajmujący się znakami towarowymi i wzorami zajmie się również „ochroną praw własności intelektualnej, w tym zwoływania posiedzeń przedstawicieli sektora publicznego i prywatnego w charakterze europejskiego obserwatorium zajmującego się zjawiskiem podrabiania i piractwa”.

W przypadku umowy ACTA sporym zaskoczeniem okazało się to, że została ona przyjęta na Radzie ds. Rolnictwa i Rybołówstwa UE. Nikt nie potrafił racjonalnie wyjaśnić, dlaczego tak się stało. Podobnie nietypową drogę procedowania ma porozumienie, o którym napisał Krzysztof Szczerski. Dokument dotyczący ochrony własności intelektualnej został przyjęty na Radzie ds. Transportu, Telekomunikacji i Energii, jednego z ciał Rady Unii Europejskiej.

Biurokratyczny bałagan

Niecałe dwa tygodnie wcześniej, 5 maja 2011 roku Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, konkretnie Departament Własności Intelektualnej i Mediów, przekazało Komisji Europejskiej stanowisko Polski w sprawie sprawozdania Komisji Europejskiej odnośnie egzekwowania praw własności intelektualnej. Fragmenty cytuje na swoim blogu prawnik Piotr VaGla Waglowski.

- Rząd Rzeczypospolitej Polskiej dostrzega fakt, iż dyrektywa nie została skonstruowana z myślą o tym wyzwaniu (chodzi o „zwiększenie naruszeń praw własności intelektualnej za pośrednictwem Internetu” – przyp. Rebelya.pl) i popiera prace nad odpowiednimi rozwiązaniami umożliwiającymi skuteczniejsze egzekwowanie praw w środowisku cyfrowym, zastrzegając równocześnie prawo do przedstawienia ostatecznego stanowiska na temat ich formy i treści po opublikowaniu właściwych projektów – czytamy m.in. w stanowisku polskiego rządu.

Co się dzieje dalej? Co dostrzegł i poparł Rząd Rzeczypospolitej Polskiej? Kilka miesięcy później, 7 listopada 2011 roku w Warszawie podpisany został dokument „Porozumienie o współpracy i wzajemnej pomocy w sprawie ochrony praw własności intelektualnej w środowisku cyfrowym”. Ekspert Centrum Analiz Fundacji Republikańskiej Tymoteusz Barański nie zostawia na porozumieniu suchej nitki.

- Projekt „Porozumienia”, stanowiący w istocie pomnik prehistorii prawnej, wydaje się zmierzać do wskrzeszenia prywatnego wymiaru sprawiedliwości i oddania go w ręce jednej ze stron. Praktycznym skutkiem obowiązywania „Porozumienia”, gdyby zostało zawarte, jego skutkiem byłoby pojawienie się w Polsce obrazków rodem z USA, gdzie Internauci za ściągnięcie kilku plików mp3 otrzymują wezwania do zapłaty na horrendalne kwoty z alternatywą w postaci procesu sądowego i kierowania zawiadomień do organów ścigania – ocenia Barański.

Ekspert Fundacji Republikańskiej zwraca uwagę, że prace nad porozumieniem toczyły się niejawnie, nie było konsultacji społecznych. - Po upublicznieniu sprawy i protestach organizacji pozarządowych oraz organów ochrony praw i wolności obywatelskich (RPO, GIODO), dochodzi do wycofania się z projektu i nagle wszyscy zgadzają się, że był on niepotrzebny, nieproporcjonalny, godził w prawa użytkowników Internetu etc. – napisał Barański w krótkiej analizie porozumienia.

Co jeszcze wzmaga jego sceptycyzm? Aby lepiej to pokazać porównuje porozumienie do umowy ACTA: „Oba dokumenty, choć o całkowicie odmiennym charakterze prawnym, zawierają postanowienia nieprecyzyjne, niejasne, odwołując się do ogólnych i wieloznacznych pojęć. Oba nie przewidują jakichkolwiek gwarancji ochrony praw Internautów, mając za przedmiot wyłącznie ochronę interesów dysponentów praw autorskich. Wreszcie obowiązywanie obu dokumentów mogłoby – przy odpowiedniej interpretacji ich postanowień – spowodować istotne naruszenie szeregu praw podstawowych.”

Odwrót ministerstwa

Bardzo interesujący komunikat pojawił się 1 marca 2012 roku na stronie MKiDN. - Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego zdecydowanie zaprzecza, jakoby było autorem dokumentu pt.: „Porozumienie o współpracy i wzajemnej pomocy w sprawie ochrony praw własności intelektualnej w środowisku cyfrowym”. Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego nie namawiało do podpisania porozumienia, ani nie wypracowało żadnych dokumentów, które odnoszą się do przygotowania oraz negocjacji projektu Porozumienia. (pogrubienia zachowane za stroną MKiDN – przyp. Rebelya.pl) – czytamy w tym komunikacie.

Znacznie wcześniej, bo 20 października 2011 roku wspólne stanowisko odnośnie projektu przekazały ministerstwu Związek Pracodawców Branży Internetowej IAB Polska oraz Polska Izba Informatyki i Telekomunikacji. W tytule tego stanowiska jasno jest napisane, że porozumienie zostało opracowane w ramach Zespołu ds. Przeciwdziałania Naruszeniom Prawa Autorskiego i Praw Pokrewnych działającego w MKiDN.

Po zapoznaniu się z treścią porozumienia obie organizacje stwierdziły m.in. że „już sam fakt istnienia takiego porozumienia może naruszać prawo konsumentów poprzez niekorzystne dla nich zapisy w umowach oraz poprzez tworzenie tym porozumieniem zmowy między przedsiębiorcami”. Ponadto, ich zdaniem, budzi on szereg innych wątpliwości prawnych.

Niekorzystne patenty

To nie koniec problemów związanych z niejasnymi dokumentami, które rząd podejmuje, tłumacząc to obowiązkami płynącymi z członkostwa w UE. „Rzeczpospolita” pisała także o tym, że system jednolitej ochrony patentowej, o którym zdecydowano w trakcie polskiej prezydencji, może być zagrożeniem dla wielu firm. O to, aby Polska wycofała się z wprowadzenia takiej ochrony apelują do rządu rzecznicy patentowi, ekonomiści i parlamentarzyści.

Efektem przyjęcia tych regulacji będą jednolite patenty, które automatycznie będą obowiązywać we wszystkich 25 krajach. Nie wprowadzą ich Hiszpania i Włochy, który zakwestionowały jednolity system patentowy. Czego możemy obawiać się w Polsce?

– Takie rozwiązania są korzystne dla dużych zachodnich firm. Dla polskiej, dopiero rozwijającej się gospodarki, są zabójcze – powiedziała „Rz” Anna Korbela, prezes Polskiej Izby Rzeczników Patentowych. Do tej przestrogi istotną rzecz dopowiada prof. Aurelia Nowicka, ekspert od prawa własności intelektualnej z UAM w Poznaniu. - Nagle liczba patentów w Polsce zwiększy się o 60 tys. rocznie i polski przedsiębiorca będzie musiał pilnować, aby żadnego z nich nie naruszyć – wskazuje.

Na powyższych przykładach widać, że wbrew zapewnieniom premiera Donalda Tuska i jego rzecznika Pawła Grasia wpadka z ACTA to nie był jednorazowy wypadek przy pracy. Rząd nie panuje nad tym, do czego przystępujemy w ramach członkostwa w UE i ma wyraźny problem z definiowaniem szans oraz zagrożeń wynikających z tego tytułu. Funduje nam tym samym ACTA do potęgi.



Źródło: rebelya.pl/post/1352/acta-do-potegi-rzad-nie-panuje-nad-prawem-wasno

Źródło: lubczasopismo.salon24.pl/polskaokiem24latka/post/393105,tusk-szykuje-n...

polacam przeczytać