

Gościu, nie interesuje mnie to. Pytam kogoś kto może mieć pomysł lub pojęcie w temacie i udzieli mi jakiejś sensownej odpowiedzi, bo mnie to interesuje. Jestem typem człowieka, który lubi rozwiązywać problemy, zwłaszcza techniczne.
Hej, może ja choć trochę będę w stanie odpowiedzieć na twoje pytanie. Pracowałem 3 lata w Polsce, zachodzie Europy i Afryce jako pomocnik otworowy wiertacza, czyli jako osoba takie jak widoczne na filmie. Są stare urządzenia wiertnicze, lądowe i morskie na których te wszystkie czynności wykonuje się właśnie ręcznie. Wynika to z tego że są to urządzenia nasto- i dziesięcioletnie gdzie nie wprowadza się aż takich usprawnień by cały proces zautomatyzować. Są też urządzenia wiertnicze (przez laików zwane "platformami" gdzie automatyzacja jest, albo częściowa, albo niemal całkowita, ale nadal nadzór co najmniej jednej osoby musi być. Sam pracowałem na urządzeniu przy obsłudze robota który skręcał i docinał z momentem rury, a sterowanie odbywało się za pomocom pilota jak do drona czy zabawek. Pracowałem też na urządzeniu które samo podawało sobie rury ze stojaków i skręcało. Mówimy o przedmiocie wielkości dwóch dużych lodówek i wadze kilku ton. Obsługiwał je wiertacz z kabiny, ale to nadal on wydawał poszczególne komendy. Tak czy inaczej nadal w pobliżu była co najmniej jedna osoba, np. po to by oczyścić i posmarować gwinty rur smarem, albo oczyścić robota z płuczki wiertniczej (płyn który krąży wewnątrz rur). Trudno mi sobie wyobrazić urządzenie które jakimiś ramionami zdejmie ochraniacz, czujnikami czy kamerami sprawdzi gwint, nasmaruje, itd. Komplikacja i koszt byłyby ogromne, a na końcu i tak postawiliby człowieka z wężem z wodą i szczotką do czyszczenia czujników...
Zdarzały się awarie, brak reakcji na komendy, zacinania i inne problemy. Przyjeżdżał technik z Włoch by to naprawiać a bywało że naprawiał kilka dni. Wiercenie w tym czasie nie było możliwe.
Poza tym na wiertni jest wiele innej pracy i procesów który maszyna nie wykona, więc załoga kilkunastu osób i tak jest niezbędna.
Odpowiadając na twoje pytanie: pełen proces automatyzacji pewnie i jest możliwy, ale trudny do wprowadzenia: ilość szczegółów które należałoby kontrolować jest ogromna, a straty w wyniku błędów ogromne i kosztowne. Ilość czujników, sensorów, przewodów: elektrycznych i hydraulicznych byłaby zbyt wielka do utrzymania w czystości co gwarantowałoby nieprzerwaną i bezawaryjną pracę w każdych warunkach pogodowych na całym świecie przez całą dobę non-stop.
To urządzenie na filmie wygląda mi na niewielkie, pewnie na naczepie "tira", nie ma miejsca na dokładanie automatycznych robotów, nie ma czasu na podpinanie dziesiątków przewodów hydraulicznych do jednostki, skoro wiercenie potrwa tydzień czy dwa, a następny otwór jest 200 metrów dalej.
Mam nadzieję, że pomogłem.
Hej, może ja choć trochę będę w stanie odpowiedzieć na twoje pytanie. Pracowałem 3 lata w Polsce, zachodzie Europy i Afryce jako pomocnik otworowy wiertacza, czyli jako osoba takie jak widoczne na filmie. Są stare urządzenia wiertnicze, lądowe i morskie na których te wszystkie czynności wykonuje się właśnie ręcznie. Wynika to z tego że są to urządzenia nasto- i dziesięcioletnie gdzie nie wprowadza się aż takich usprawnień by cały proces zautomatyzować. Są też urządzenia wiertnicze (przez laików zwane "platformami" gdzie automatyzacja jest, albo częściowa, albo niemal całkowita, ale nadal nadzór co najmniej jednej osoby musi być. Sam pracowałem na urządzeniu przy obsłudze robota który skręcał i docinał z momentem rury, a sterowanie odbywało się za pomocom pilota jak do drona czy zabawek. Pracowałem też na urządzeniu które samo podawało sobie rury ze stojaków i skręcało. Mówimy o przedmiocie wielkości dwóch dużych lodówek i wadze kilku ton. Obsługiwał je wiertacz z kabiny, ale to nadal on wydawał poszczególne komendy. Tak czy inaczej nadal w pobliżu była co najmniej jedna osoba, np. po to by oczyścić i posmarować gwinty rur smarem, albo oczyścić robota z płuczki wiertniczej (płyn który krąży wewnątrz rur). Trudno mi sobie wyobrazić urządzenie które jakimiś ramionami zdejmie ochraniacz, czujnikami czy kamerami sprawdzi gwint, nasmaruje, itd. Komplikacja i koszt byłyby ogromne, a na końcu i tak postawiliby człowieka z wężem z wodą i szczotką do czyszczenia czujników...
Zdarzały się awarie, brak reakcji na komendy, zacinania i inne problemy. Przyjeżdżał technik z Włoch by to naprawiać a bywało że naprawiał kilka dni. Wiercenie w tym czasie nie było możliwe.
Poza tym na wiertni jest wiele innej pracy i procesów który maszyna nie wykona, więc załoga kilkunastu osób i tak jest niezbędna.
Odpowiadając na twoje pytanie: pełen proces automatyzacji pewnie i jest możliwy, ale trudny do wprowadzenia: ilość szczegółów które należałoby kontrolować jest ogromna, a straty w wyniku błędów ogromne i kosztowne. Ilość czujników, sensorów, przewodów: elektrycznych i hydraulicznych byłaby zbyt wielka do utrzymania w czystości co gwarantowałoby nieprzerwaną i bezawaryjną pracę w każdych warunkach pogodowych na całym świecie przez całą dobę non-stop.
To urządzenie na filmie wygląda mi na niewielkie, pewnie na naczepie "tira", nie ma miejsca na dokładanie automatycznych robotów, nie ma czasu na podpinanie dziesiątków przewodów hydraulicznych do jednostki, skoro wiercenie potrwa tydzień czy dwa, a następny otwór jest 200 metrów dalej.
Mam nadzieję, że pomogłem.
Dzięki! No i teraz będę spał spokojny po obejrzeniu po raz kolejny jak ktoś morduje się z tym wiedząc, że po prostu pracuje ze starym sprzętem. Domyślam się, że tych zautomatyzowanych nie widziałem jeszcze, bo znacznie rzadziej dochodzi na nich do wypadków i nie można też pokazać czym jest ciężka praca. Aż z ciekawości wpisałem sobie w google i na pierwszym miejscu dostałem to. Film sprzed 2 lat i tytuł, że to ponoć pierwsza w pełni zautomatyzowana maszyna wiertnicza - to mi dopełnia obraz

Drugi film pod nim pokazuje szczegóły pracy tej maszyny. Super rzecz!
youtube.com/watch?v=zIFdOJYdGQs
Oświadczam iż jestem osobą pełnoletnią i wyrażam zgodę na ukrycie oznaczeń wiekowych materiałów zamieszczonych na stronie