PawełWspaniały - widzę, że niektórym trzeba łopatologicznie...

Ludy najeżdżały się pod pretekstem szerzenia chrześcijaństwa? Ciekawa koncepcja. Owszem, bywało nawracanie ogniem i mieczem, ale to nie była reguła, tylko ODSTĘPSTWA od reguły, najczęściej potępiane przez papiestwo (szczególnie, jak miało coś do powiedzenia), które wyznawało regułę Bernarda z Clairveaux - capiantur sed argumenti, non sed armis (przekonujcie argumentami, a nie bronią). Taka rekonkwista była na przykład naturalnym odbijaniem swoich terenów i troską o "swoich". Zabawne w sumie, że nie dałeś żadnego konkretnego przykładu na te masowe wojny w celu szerzenia chrześcijaństwa. Wiesz czemu? Bo to jest bełkot. Chrześcijaństwo zaaklimatyzowało się w Europie w większości w sposób naturalny (mówię tu o katolicyzmie, o który Ci chodzi, bo mówisz o Kościele, a dziwnie używasz "chrześcijaństwo", które jest terminem szerszym). Widać to po Rzymie czy Cesarstwie Niemieckim. Mylą Ci się wojny religijne, które służyły partykularnym celom władzy świeckiej z nawracaniem. Protestanci (szczególnie od Lutra, bo tych od Kalwina to nawet władza często miała dosyć

) mieli tak skonstruowaną doktrynę, że widoczny był prymat króla nad wiernymi, dlatego na terenach niemieckojęzycznych wybuchały konflikty zbrojne mające na celu usunięcie katolików, którym nie podobała się praktycznie absolutna władza króla, sankcjonowana przez protestantów. Ale co to ma do Kościoła i zrzucania winy na Kościół?
Inkwizycja owszem, paliła ludzi. Tylko jedna zasadnicza sprawa - bardzo często sądzony przez inkwizycję miał już wyrok sądu świeckiego i DOBROWOLNIE poddawał się sądowi inkwizycyjnemu (mówię o tych, którzy byli paleni na stosach, a nie o tych, których objęły kary kanoniczne). Same tortury były, owszem, ale one były NORMALNĄ w tamtych czasach praktyką w KAŻDYM państwie, więc przestań chrzanić o winie Kościoła. Tak samo w starożytności mordowanie chorych dzieci (głównie dziewczynek) było szeroko znane, a nie tylko w Sparcie i jakoś nikt się tego nie czepia - taki był kontekst kulturowy i jak się o tym zapomni, to popada się w śmieszność. I jak mówiłem - owszem, wolałbym, aby przy moim procesie jednak był zarówno adwokat jak i lekarz, niż żeby ich nie było. Ale żeby dowalić Kościołowi, lewacy zawsze wszystko bagatelizują i próbują ośmieszyć. Co do celu stworzenia inkwizycji - kolejne Twoje debilne wypaczenie. Owszem została stworzona, aby nawracać i karać heretyków, ale nie miało to na celu ograniczania swobody intelektualnej. Inaczej skąd wzięłoby się tyle tekstów np. gnostyckich, które były na indeksie ksiąg zakazanych, a ich autorzy pracowali na uczelniach w różnych krajach? Weź zacznij myśleć i się nie ośmieszaj. Do tego bardzo często karą za herezję była kara KANONICZNA, czyli psalm pokutny, spalenie księgi i chodzenie we włosiennicy czy wydalenie z miasta. Utożsamienie wyroku ze stosem jest śmieszne i jest wyrazem zwykłego zakłamania faktów. Samo postępowanie wyglądało podobnie, jak dzisiaj (Napoleon tworząc swoje prawo opierał się na prawie rzymskim i inkwizycyjnym a z zasad kodeksu Napoleona korzystamy często do dzisiaj!) - najpierw było wezwanie na przesłuchanie, jeśli okazało się, że poglądy nie były jakieś szkodliwe społecznie, to koniec sprawy. Jeśli nie, to gość był proszony o erratę w swojej publikacji, przy czym miał prawo apelacji do wyższej instancji! Procesy toczyły się latami i często przeradzały w intelektualne dysputy. Przestań opowiadać bzdury o jakimś terrorze, bo to się kupy nie trzyma - gdyby tak było, inkwizycja zostałaby rozniesiona w pył przez przerażony lud, a miała gigantyczne poparcie społeczne. Działo się tak dlatego, że idee, które zaburzały ówczesny porządek społeczny, miały fatalne skutki - nie było komputerów, telewizji itd. Ludzie czytali książki i praktykowali to, co przeczytali, dlatego trzeba było to hamować, aby nie doszło do hekatomby, jak właśnie w przypadku katarów czy albigensów, którzy wprowadzali praktyki proto-komunistyczne czy głodzili ludzi. To, że o tym nie wiesz, to nie moja wina - zacznij więcej czytać, albo rozumieć.
Inkwizycja działała na terenie całej Europy. Tzw. inkwizycja hiszpańska to jest zupełnie inna para kaloszy i widać, że nie masz pojęcia o czym piszesz twierdząc, że głównie inkwizycja działała właśnie na półwyspie iberyjskim i apenińskim (nota bene były ogromne spory władz hiszpańskich z papiestwem, bo inkwizycja hiszpańska miała charakter państwowy - czyli władzę zwierzchnią prawnie miał król, co wykorzystywał wtedy, gdy potrzebował). Coś usłyszałeś, ale cienko Ci wychodzi analiza tej wiedzy.
Generalnie gadasz 3 po 3 jeśli chodzi o inkwizycję, więc podam Ci konkretne liczby. W takiej Francji ostatniego heretyka spalono na stosie w 1635 roku, a inkwizycja działała tam do 1772 roku. Daje to 137 lat bez żadnego wyroku skazującego (za R. Konikiem). Faktycznie krwiożercza instytucja. Szczególnie, że wtedy we Francji szerzyły się treści niezgodne z nauczaniem Kościoła, za które rzekomo od razu palono na stosie

No, ale tak to jest, jak się powtarza zasłyszane slogany i jako źródło historyczne podaje U. Eco "Imię róży". Odsyłam do opracowań, których dwóch autorów podałem (nie Bolków z lasu, tylko pracowników naukowych) oraz samych tekstów źródłowych (niestety są trudniej dostępne i często po łacinie, ale niektórzy w tym grzebią i tłumaczą na angielski).
Nie ma i nie było w katolicyzmie żadnych różnic między niemieckim a czeskim, bo sam katolicyzm jest jeden i bardzo syntetyczny. Mieszkowi groziły konsekwencje polityczne, ponieważ Niemcy już wtedy mieli tendencje imperialistyczne, czego Mieszko był świadomy. Nie miało to nic wspólnego z doktryną i to Ci powie każdy podręcznik do historii. Mylenie czasów Husa z Mieszkiem i dorabianie do tego ideologii "rozumienia" jest jakimś nieporozumieniem - człowieku mówisz o 400 latach różnicy. Czy Ty w ogóle wiesz, o czym dyskutujesz? :S Zresztą zanim pojawił się Hus, to w Anglii był Wycliffe, który wpłynął np. na Lutra czy Zwingliego, co spowodowało ewolucję myśli. Ale skąd możesz o tym wiedzieć, skoro mieszasz epoki o 400 lat
Śmieszne jest to, że mylisz porządki. Skoro świat poznaje się tylko zmysłami i weryfikuje rozumem (co jest tezą stricte scholastyczną, czyli chrześcijańską - wcześniej tak twierdził Arystoteles, który był... TEISTĄ), to zapominasz o porządku logicznym czy metafizycznym, które nie są weryfikowalne empirycznie. Dodatkowo jeśli nie istnieje Bóg, to skąd pewność, że istniejesz realnie, a nie jesteś strumieniem świadomości, mózgiem w kadzi czy projekcją czyjegoś umysłu? Skąd też pewność, że poznawane rzeczy są realne i poznajesz faktyczny porządek bytowy, który jest HIERARCHICZNY? Litości.
Generalnie ateiści są sami w sobie zabawni, bo nie mają żadnej wiedzy, że Boga nie ma, ale wciskają ją innym. To są tak naprawdę teiści, tylko zmienił im się przedmiot refleksji - WIERZĄ, że coś nie istnieje. A z logicznego punktu widzenia jest sprzeczne udowodnienie nieistnienia bytu niematerialnego, który jest koherentny logicznie. Przykro mi kolego, ale do istnienia doskonałości jako absolutu, dochodzi się właśnie na drodze logicznej (patrz: arystotelizm czy neoplatonizm). Tylko uznanie Boga osobowego jest "na wiarę". Właśnie dlatego katolicyzm nie jest fideizmem, tylko łączy element wiary i rozumu.
To, że Tobie nikt nie musi mówić, co jest dobre i sam to "wiesz" niczego nie udowadnia, bo jeśli nie masz obiektywnego punktu zaczepienia zasad moralnych, to siłą rzeczy każdy może mieć inne zasady wynikające z jego wewnętrznego przekonania. I tutaj rodzi się relatywizm, bo każdy ma "swoją prawdę"

Gdyby problem etyki był rozwiązany przez "zastanowienie się", to pewnie etycy nie zajmowaliby się tym od 2500 lat. No ale mądruś z sadistica, który myli porządki i daty na pewno jest w stanie obalić istnienie Boga mimo, że filozofowie męczą się z problemem teizmu od początków tej dziedziny

Tak na marginesie - teistom nikt nie mówi jak robić, tylko mówi co i dlaczego jest dobre i że jest to w czymś ufundowane. Ty - ateista - masz "swoją refleksję". Fajnie. Tylko, że jak przyjdzie ateista pokroju komucha i zabierze Ci Twoje dobra, bo przecież tak mu wyszło z "jego refleksji", to nagle zacznie się płacz, że to niemoralne. A tak naprawdę, to jest zwykła konsekwencją twierdzenia, że samemu dla siebie jest się moralnym prawodawcą, bo przecież na drodze refleksji doszło się do wniosków. A że często każdy dochodzi do innych...
A skoro fakty i wytykanie prostych błędów Cię obraża, to bardzo mi przykro

Może czas troszkę bardziej poszperać, poczytać i zastanowić się, dlaczego tęgie umysły dochodziły na drodze logicznej do teizmu (nie mówię teraz o chrześcijaństwie, tylko o wierze w absolut). A poczytaj sobie jak się zachowuje Dawkins czy Hitchens (no może ten ostatni to już niezbyt, bo nie żyje

) w atakach na teistów. I klasycznie polecam książkę byłego mentora ateistów - A. Flew ("Bóg nie istnieje" z przekreślonym "nie"), który w końcu doszedł właśnie na drodze rozumowej do wniosku, że Bóg istnieje.