
Budzi się facet z pomroczności jasnej. Kac grzechotnik łupie mu w głowie jak sk🤬ysyn.
Patrzy a tu długi korytarz z mnóstwem drzwi. Wstał i idzie.
Otworzył jedne drzwi a tam ludziki siedzą i patrzą się dziwnie na niego.
Następne otworzył a tam tak samo.
I kolejne i znów to samo.
Biuro siakieś k🤬a czu cuś?! Myśli.
Patrzy a na końcu korytarza jeszcze jedne drzwi.
Pociągnął za klamkę i nic.
Szarpnął mocniej i ni ha hu.
Wk🤬ił się wziął rozpęd i jak nie wyjedzie z bara!
I w taki sposób Zenek wyp🤬olił się z pociągu...
Patrzy a tu długi korytarz z mnóstwem drzwi. Wstał i idzie.
Otworzył jedne drzwi a tam ludziki siedzą i patrzą się dziwnie na niego.
Następne otworzył a tam tak samo.
I kolejne i znów to samo.
Biuro siakieś k🤬a czu cuś?! Myśli.
Patrzy a na końcu korytarza jeszcze jedne drzwi.
Pociągnął za klamkę i nic.
Szarpnął mocniej i ni ha hu.
Wk🤬ił się wziął rozpęd i jak nie wyjedzie z bara!
I w taki sposób Zenek wyp🤬olił się z pociągu...
podpis użytkownika
