Ksiądz do wiernych: Na tacy lądowały banknoty o niskich nominałach, nadające się jedynie do podtarcia
Stefan Maliczewski, proboszcz parafii w Dretyniu (woj. Pomorskie), wypomniał mieszkańcom, że na tacy lądowały banknoty o niskich nominałach, nadające się jedynie do podtarcia...
- Słuchałam i aż mnie zatkało. Nasz proboszcz znany jest z braku dyplomacji, ale żeby takie rzeczy opowiadać w czasie kazania. Poczułam się urażona i wyszłam - mówi oburzona mieszkanka Dretynia.
Proboszcz Maliczewski odchodzi z Dretynia do Turowa koło Szczecinka. Sam zabiegał o przeniesienie. W Dretyniu, w którym pozostanie jeszcze miesiąc, spędził osiemnaście lat.
- Przygotowałem dla was elaborat. To moje pożegnanie z wami - oświadczył ksiądz na niedzielnej mszy. - Proboszcz pojechał ostro po wszystkich. Dostało się dziennikarzom, szkole, radzie parafialnej - mówi mieszkaniec Dretynia.
Proboszcz ocenił rok po roku swoją bytność w dretyńskiej parafii.
- Narzekał na wszystko i na wszystkich. Miał pretensje, że ludzie mało dawali na tacę. Stwierdził, że podobnymi nominałami, czyli niskimi, podcierano się w toalecie w czasie budowy plebani. Miał żal, że rada parafialna nie zgodziła się na oddanie cmentarza do zarządzania komuś z zewnątrz. Ksiądz sam nie chciał się nim zajmować - opowiada parafianka.
Wielu ludzi proboszcz wymienił po nazwisku, wytykając im, co tylko się dało. Niżej podpisany też został zauważony jako wróg.
- To nie było pożegnanie. To było obrażanie i lekceważenie. Aż dziw bierze, że proboszcz wytrzymał tu osiemnaście lat. Z tego co mówił można było wywnioskować, że tylko u nas cierpiał - ocenia kolejna parafianka.
- To co powiedział proboszcz na niedzielnych mszach, dyskwalifikuje go jako duszpasterza. Wyzierała z niego agresja. Potraktował nas bardzo źle - mówi mieszkanka Dretynia.
Parafianie usłyszeli jeszcze od proboszcza Maliczewskiego, że w ogóle nie czuje się z nimi związany.
- Nie zapraszajcie mnie na wesela czy pogrzeby, bo i tak nie przyjadę. Może co najwyżej do dwóch, trzech osób - słuchali zdumieni parafianie.
- Nie będę z panem w ogóle rozmawiał, bo nie chcę. Żegnam - tylko tyle powiedział nam proboszcz, kiedy poprosiliśmy go o ustosunkowanie się do tego, w jaki sposób pożegnał się z mieszkańcami Dretynia.
#ksiądz
Ksiądz Jim O'Connor, pracujący jako proboszcz katolickiej parafii, w amerykańskim mieście Charleston, jechał swoim Chryslerem wraz z jednym ze swoich parafianów, gdy w pewnym momencie jego dalsza podróż została udaremniona przez policję. Nie powinno to być jednak dla niego dużym zaskoczeniem, ponieważ jadąc z opuszczonymi szybami palił marihuanę ze swoim współpasażerem - miejscowym doradcą do spraw leczenia uzależnień. Według relacji policjanta, który dokonał zatrzymania swawolnego księdza, swąd palonych skrętów, wydobywający się z pojazdu kapłana był tak potężny, że ludzie na ulicy oglądali się za autem.
W samochodzie księdza znaleziono czarną teczkę, w której znajdowały się 73 gramy marihuany. Kolega księdza, prawdopodobnie w związku z tym, że zawodowo zajmował się walką z nałogami, posiadał "jedynie" 10 gramów zawiniętych w biały ręcznik. Obydwaj zostali zatrzymani, jednak tego drugiego zwolniono, ze względu na posiadaną przez niego, niewielką ilość narkotyków.
Zarówno społeczność miasta Charleston, jak i osoby należące do wspólnoty kościoła są w szoku. Jest wielce prawdopodobne, że ich ksiądz zajmował się dystrybucją "ziela" w mieście. Wątpliwe jest, by taką ilość woził w teczce jedynie na własny użytek. Ksiądz cieszył się dotychczas dużym autorytetem, ale teraz na okres śledztwa został zawieszony w pełnieniu obowiązków. Niejasna jest też przyszłość jego kompana od palenia "trawki". Mężczyzna, który zajmował się dotychczas wyciąganiem ludzi z alkoholizmu i narkomanii, najwyraźniej sam ma jakiś problem.
Jak donosi gazeta "Charleston Daily Mail", parafianie nie pozostawili swojego pasterza na pastwę losu. "Takich ludzi jak nasz ksiądz, to ze świecą szukać. Żarliwie się za niego modlimy, bo zbłądził." - odpowiadają na zaistniałą sytuację jednogłośnie.
no i takiego księcia, księdza poproszę
-Przeniesienie do innej parafii
"Dwa lata więzienia w zawieszeniu na pięć - na taki wyrok skazał Sąd Okręgowy w Nowym Sączu księdza Andreja S., oskarżonego o wykorzystywanie seksualnego 13-letniej dziewczynki. Nie wiadomo dlaczego zapadł taki niski wyrok - rozprawę utajniono. Sprawa sięga 2001 roku.
Skandal związany z niskim wyrokiem dla księdza opisuje "Tygodnik Podhalański". Przypomina, że ksiądz w pierwszej instancji został skazany na 5 lat więzienia. Odwołał się i dostał dużo łagodniejszy wyrok, mimo iż prokuratora dowiodła, że przez dwa lata swojego pobytu w Szczawnicy, regularnie z nią współżył. Dziewczynka miała potem myśli samobójcze, musiała też wyjechać z miasta.
- Ta ostatnia rozprawa sądowa w Nowym Sączu to był jeden wielki koszmar. Córka musiała jeszcze raz przez to wszystko przechodzić. Obrona księdza kreowała go na świętoszka, ideała. On udawał biednego, poszkodowanego. Wyglądało to tak, jakby mu 13-latka zrobiła wielką krzywdę. Z córki zrobili diablicę, a przecież to dziecko miało 13 lat - skarży się w rozmowie z "Tygodnikiem" matka poszkodowanej.
Po ujawnieniu sprawy kuria przeniosła księdza do parafii w innej części Polski.
źródło racjonalista.pl/index.php/s,11/t,25809
Rabin mówi do ksiedza: - To niemożliwe, że żyjemy...
Ksiadz: - No właśnie, to musi być znak od Szefa...
R: - Tak, to znak od szefa, żebysmy się wreszcie pogodzili.
K: - Tak, koniec waśni między religiami...
R (wyciąga piersiówkę): - Napijmy się, żeby to uczcić.
Ksiądz wziął butelkę, pociągnął parę łyków i oddał rabinowi. Rabin zakręcił i schował.
K: - A ty ?? ?
R: - A ja poczekam aż przyjedzie policja!
- Panowie chciałem zwrócić uwagę, że przed waszymi drzwiami leży rozjechany pies i zero reakcji z waszej strony
Na to gliniarz głupio się zaśmiał i mówi:
-Ja myślałem, że to wy jesteście od pogrzebów.
Ksiądz na to też z ironicznym uśmiechem:
- Przyszedłem zawiadomić najbliższą rodzinę
-Słuchajcie chłopaki, a co ksiądż daję za loda?
-Po Snickersie.
Podszedł do gościa z rybami i mówi:
- Oj, jaka piękna, duża ryba!
Sprzedawca na to:
- Pięknego sk🤬iela złapałem, co?
Ksiądz się obruszył:
- Panie, ja wszystko rozumiem - piękna duża ryba, ale żeby zaraz przy księdzu takie epitety wstyd!
Sprzedawca wyjaśnia:
- Ale proszę księdza - sk🤬iel to jest nazwa tej ryby, tak samo jak płotka, okoń czy pstrąg.
- Aaa no to w porządku. Poproszę tego sk🤬iela. Przygotuję go na kolację z biskupem.
Przychodzi ksiądz na parafię pokazuje rybę siostrze zakonnej.
Zakonnica:
- O jaka piękna duża ryba.
A ksiądz na to:
- Ładnego sk🤬iela kupiłem, co?
Zakonnica:
- Ale co ksiądz - takie słownictwo?
A ksiądz wyjaśnia, że to ta ryba się nazywa sk🤬iel - tak jak inne, płoć czy szczupak.
- Aaaa. to rozumiem.
Ksiądz polecił zakonnicy żeby ta przygotowała sk🤬iela na kolację z biskupem.
Stoi zakonnica w kuchni, skrobie rybę a tu wchodzi kucharka.
- O jaka piękna duża ryba - mówi kucharka.
Siostra na to:
- Piękny sk🤬iel, prawda?
- Ależ co siostra? Nie poznaję! - obrusza się kucharka.
A siostra, że ta ryba się nazywa sk🤬iel - tak jak inne się nazywają, karp czy lin.
Siostra kazała przygotować sk🤬iela na kolację z biskupem. Wieczorem przyjeżdża biskup, siada przy stole z księdzem i zakonnicą. Kucharka wnosi główne danie - rybę.
Ksiądz biskup:
- Jaka piękna, duża ryba!
Na to proboszcz:
To ja tego sk🤬iela znalazłem i kupiłem.
Odzywa się zakonnica:
- A ja tego sk🤬iela skrobałam.
Na to włącza się kucharka:
- A ja tego sk🤬iela usmażyłam i przyrządziłam.
Ksiądz biskup uśmiechnął się, wyjął z torby litr wódki i mówi:
- Nie no K🤬a, widzę, że tu sami swoi!
Oświadczam iż jestem osobą pełnoletnią i wyrażam zgodę na ukrycie oznaczeń wiekowych materiałów zamieszczonych na stronie