Główna Poczekalnia Dodaj Obrazki Dowcipy Soft Szukaj Ranking
Zarejestruj się Zaloguj się
 

#morderca

Pokrojony na 1871 plasterków
Konto usunięte • 2013-11-30, 17:43
Duchów nie ma – wiadomo. Ale to jest rzecz absolutnie najbliższa temu, czym mógłby być duch. To ślad po martwym człowieku. Więcej, człowieku pociętym na 1871 plasterków.

Tym człowiekiem był Joseph Paul Jernigan, 39-letni morderca ze stanu Texas, na którym wykonano wyrok śmierci 5 sierpnia 1993 roku o godzinie 12:31. Przed egzekucją wyraził zgodę, by jego ciało zostało wykorzystane do celów naukowych.

Gdy umarł został zamrożony w mieszaninie wody z żelatyną, a następnie z jego ciała ścinano warstwa po warstwie milimetrowe plasterki. Po usunięciu kolejnej warstwy fotografowano miejsce cięcia. W ten sposób zgromadzono 15 gigabajtów danych, które połączono tworząc Visible Human Project – cyfrowy atlas anatomiczny pokazujący wnętrze ludzkiego ciała.
Morderca z Alaski
Mitico • 2013-09-28, 1:44
Tak dzisiaj obejrzałem świetny film pt. "The Frozen Ground " który był oparty na prawdziwych faktach i pomyślałem sobie że podzielę się z wami informacjami o tym człowieku



27-lat temu morderca R. Hansen został skazany na 461 lat więzienia. Zamordował na Alasce co najmniej 21 kobiet


Robert Christian Hansen (ur. 15 lutego 1939 r. w Estherville, w stanie Iowa) – amerykański seryjny morderca. W latach 1980 – 1983 zamordował na Alasce co najmniej 21 kobiet.

Przez cały okres dzieciństwa i dojrzewania, Hansen był samotnikiem z wiecznym trądzikiem na twarzy oraz uporczywym jąkaniem się. Często padał też ofiarą brutalnego ojca i despotycznej matki.

W 1960 roku wziął ślub. W grudniu tego samego roku, Hansen podpalił garaż dla autobusu szkolnego za co trafił na 20 miesięcy do więzienia. W czasie pobytu w więzieniu, Hansen rozwiódł się, jednak w 1963 ponownie wziął ślub. Przez kilka następnych lat, Hansen wielokrotnie trafiał do więzienia za kradzieże. W 1967 roku razem z drugą żoną wyjechał na Alaskę, gdzie osiadł na stałe. Wkrótce stał się znanym w okolicy myśliwym. W 1977 roku zdiagnozowano u niego depresję maniakalną, jednak nigdy nie skierowano go na żadne leczenia. Pod koniec lat 70. otworzył piekarnię.

Pierwszych morderstw dokonał w 1980 roku. Jego ofiarami padały głównie prostytutki. Hansen porywał kobiety, gw🤬cił i wywoził do lasów w okolicach rzeki Knik River, gdzie dokonywał rytualnego polowania na kobiety. Gdy wytropił ofiarę, mordował ją strzałem z karabinu Ruger Mini-14.

13 czerwca 1983 roku na policję zgłosiła się Cindy Paulson – prostytutka, która twierdziła, że Hansen porwał ją i zgw🤬cił. Hansen zaprzeczał wszelkim zarzutom. Wówczas detektywi skojarzyli porwanie Cindy Paulson z morderstwami kobiet w okolicach rzeki Knik River. Śledczy już wcześniej podejrzewali, że zabójca jest myśliwym i co więcej jako trofea zabiera rzeczy osobiste ofiar. Niebawem Hansen stał się głównym podejrzanym w sprawie morderstw. Policjanci w czasie przeszukania jego domu znaleźli biżuterię należącą do ofiar, wycinki z gazet na temat morderstw oraz kilkanaście sztuk broni palnej w tym Rugera Mini-14.

Gdy Hansenowi przedstawiono dowody jego winy, przyznał się do czterech morderstw. Wkrótce zawarł ugodę z policją i ujawnił 17 miejsc ukrycia zwłok w dolinie rzeki Knik River.

27 lutego 1984 roku, Robert Hansen został skazany na 461 lat więzienia, bez możliwości zwolnienia warunkowego.

Poszukiwania
MichaU • 2013-09-10, 22:50
Ostatnie pięć lat spędziłem szukając zabójcy mojej żony. Niestety nikt nie chce przyjąć zlecenia.

 
Relikt mrocznej przeszłości
rolinka • 2013-09-08, 14:18
To jedyne tak duże zbiory w Polsce: są tu przestrzelone czaszki, połamane kości i poparzona skóra. Przedwojenna kolekcja opowiada historię morderców, samobójców i nieszczęśliwych wypadków. To relikt mrocznej przeszłości nauki - na co dzień nikt poza studentami nie może jej oglądać.



Oficjalnie we Wrocławiu nie istnieje takie muzeum - na co dzień zbiory są dostępne tylko dla studentów do celów dydaktycznych. To spadek po przedwojennym Institut für Gerichtliche Medizin und Naturwissenschaftliche Kriminalistik. Polscy naukowcy zastali niemiecką kolekcję w powojennym uniwersyteckim budynku. Składają się na nią fragmenty ludzkich ciał w formalinie, kości oraz narzędzia zbrodni. Brakowało jednak dokumentacji. Nie wiadomo dokładnie, jakie kryminalne zagadki poszczególne eksponaty pomogły kiedyś rozwiązać.

- Dzisiaj zgromadzenie takiej kolekcji byłoby niemożliwe, nie pozwala na to bioetyka. To relikt mrocznej przeszłości nauki - mówi dr Tomasz Jurek, kierownik Katedry Medycyny Sądowej wrocławskiego Uniwersytetu Medycznego. - Przed wojną nikogo nie obchodziły prawa pacjenta i autonomia jednostki, a medycyna była polem badań i eksperymentów. Z naukowego punktu widzenia to oczywiście bardzo cenny zbiór, ale dla zwykłego zwiedzającego może okazać się zbyt drastyczny.

To nie film

W filmach mordercy zabijają w luksusowych rezydencjach, z podświetlanymi basenami i pięknymi widokami w tle. Później na miejsce przyjeżdżają medycy sądowi, którzy przed końcem odcinka rozwiązują zagadkę - a ludzie oczekują tego samego w prawdziwym życiu. To tzw. efekt CSI, który ma niewiele wspólnego z pracą medyków sądowych.

W rzeczywistości zwłoki nie przypominają modelek, a miejsca zbrodni to zwykle meliny. Samo morderstwo też rzadko jest wyrafinowane. Zwykle chodzi o kobietę, pieniądze albo alkohol. Zabójca używa tego, co akurat ma pod ręką; wystarczy noga od stołu. Świadczą o tym m.in. zgromadzone we Wrocławiu eksponaty.

Tu nie wejdziesz

Przez drzwi, na których wisi tabliczka z napisem "Muzeum", mogą przejść tylko studenci i pracownicy wrocławskiej Katedry Medycyny Sądowej. Niewielkie dwupoziomowe pomieszczenie jest obudowane drewnianymi, przeszklonymi gablotami. Chociaż jest środek dnia, we wnętrzu panuje półmrok. Na półkach: czaszki, kości, fragmenty skóry, kolekcja błon dziewiczych i narzędzi zbrodni. W słojach pływają narządy wewnętrzne - płuca chore na raka i zatrute gazem, zmiażdżone serca, przestrzelone mózgi.





Obok sznurów i siekier jest tu też wyjątkowa pętla wisielcza spleciona z ludzkich włosów. - We Wrocławiu mieszkał kiedyś mężczyzna, który w tramwajach odcinał kobietom loki i zaplatał je w gruby warkocz. W końcu sam powiesił się na sznurze z włosów - mówi Agata Thannhauser, antropolog sądowy.



Na jednej z półek stoi kolekcja więziennych tatuaży, m.in. rysunek kobiety oplecionej wężem (zemsta na kochance), serca z inicjałami, Indianin i syrenka oraz krótki wiersz: "Zagraj na puzonie w klawym tonie", który właściciel kazał sobie wytatuować w pięciolinii na brzuchu.

- Tatuaże więzienne są zakazane, ale w każdym zakładzie jest ktoś, kto potrafi je robić - mówi mgr Thannhauser. - Niebieski kolor uzyskuje się z tuszu do długopisów, czarny więźniowie ścierają z podeszw butów, a czerwony to ceglany pył zmieszany z krwią. Do tego krem albo masło, żeby otrzymać odpowiednią konsystencję. Najważniejsze są tatuaże na twarzy i dłoniach - to one świadczą o hierarchii w celi.



Ślady dawnych tragedii

Miejsce w muzeum znalazł też znany w całych przedwojennych Ziębicach handlarz mięsem Karl Denke. Fotografie z oględzin domu kanibala odnalazł po latach prof. Tadeusz Dobosz, kierownik Zakładu Technik Molekularnych Katedry Medycyny Sądowej.

Denke zwabiał do swojego domu włóczęgów, żebraków i prostytutki, aby później ich zabić i przerobić na peklowane mięso, którym handlował na targu we Wrocławiu. Ze skór ofiar wyrabiał sznurowadła, szelki i rzemienie. Jego ofiarami byli często przyjezdni, których wypatrywał na dworcu kolejowym. Przypisuje mu się od 20 do 40 morderstw, nie wiadomo, czy sam też jadł mięso swoich ofiar. Denke wpadł w ręce policji, kiedy jednej z jego ofiar - żebrakowi Vincenzowi Olivierovi - udało się uciec. Kanibal z Ziębic został złapany i jeszcze tego samego dnia powiesił się w celi. Podczas przeszukania jego domu na parapecie znaleziono kilkadziesiąt dowodów tożsamości, a w szafkach stosy zakrwawionych ubrań. Na podłodze - rozrzucone kości.



Rozcięta krtań to pozostałość po pechowym wypadku. - Pewien mężczyzna szedł przez podwórko i palił po drodze fajkę. Dzieci, które bawiły się obok, tak niefortunnie uderzyły go piłką, że część fajki utkwiła w drogach oddechowych, a mężczyzna niedługo potem zmarł. Co było przyczyną zgonu? Zatrucie nikotyną. Duża dawka z cybucha została podana bardzo szybko i prawie dożylnie - przez otwartą ranę - mówi dr Łukasz Szleszkowski.


Język, w którym utkwił fragment fajki

Sądowe opowieści na Festiwalu Tajemnic

Część uniwersyteckich eksponatów można było zobaczyć w sierpniu podczas Festiwalu Tajemnic na zamku Książ w Wałbrzychu. O pracy medyka sądowego opowiadał tam dr Łukasz Szleszkowski: - Rany kłute często wyglądają niepozornie, ale mogą powodować duże obrażenia narządów wewnętrznych - mówił. - Zabójstwa z użyciem ostrych narzędzi często zostawiają na ciele dodatkowe, obronne obrażenia. Ofiara odruchowo próbuje złapać nóż, a ostrze zostawia ślad np. między kciukiem i palcem wskazującym.

Dr Szleszkowski podczas wykładu wyświetlał slajdy. Zbliżenie na ranę. Pijany mężczyzna usiadł na szklance, która wbiła się w pośladki na głębokość ośmiu centymetrów; sama rana miała szerokość dziewięciu. Badania wykazały, że miał ponad 4 promile alkoholu we krwi. Nie poczuł bólu, tylko ciepło rozlewające się wzdłuż nogawki spodni. Z tyłu sali usłyszeliśmy huk - jeden z uczestników wykładu stracił przytomność. Dostał wodę, ktoś wyprowadził go pod rękę z sali.

W Książu pracownicy Uniwersytetu pokazali też m.in., jak wygląda rozkład ciała po śmierci, przestrzelone czaszki, połamane kości i ofiary pożarów. Był też męski manekin ubrany w lateksowy fartuch i buty na obcasie. Na szyi miał obrożę, a w niewygodnej pozycji utrzymywała go smycz przywiązana do ściany.

- Tego mężczyznę znaleziono na jednym z wrocławskich podwórek, na placu zabaw. Początkowo sądzono, że to zabójstwo, jednak sekcja zwłok to wykluczyła - mówi Agata Thannhauser, antropolog sądowy. - Mężczyzna sam się podduszał, żeby zwiększyć doznania erotyczne. Tego dnia uprząż się zablokowała.



Anonimowe eksponaty, fragmenty układanek

Zbiory wrocławskiej Katedry Medycyny Sądowej są największe w kraju. Podobne kolekcje, chociaż na mniejszą skalę, mają jeszcze katedry w Krakowie i Poznaniu.

- To w większości anonimowe eksponaty, fragmenty układanek, o których niewiele wiemy, ale mają wielką wartość historyczną. Chciałbym, żeby w przyszłości przynajmniej część tej kolekcji była dostępna dla wszystkich zwiedzających, oczywiście z odpowiednim opisem i we właściwym kontekście - zaznacza Tomasz Jurek.


Dłoń męszczyzny który zmarł w wyniku porażenia prądem.


Zamumifikowane przedramię.


Krwiak wewnętrzny czaszki, który uciska mózg.


Postrzelony mózg.


Odłamki granatu, które utkwiły w mózgu.


Dr n. med Łukasz Szleszkowski oprowadza po wystawie.


Czaszka którą rozłupano za pomocą tępego narzędzia.


Narzędzie, które były w przeszłości używane podczas sekcji zwłok.


Mgr Agata Thannhauser oprowadza po wystawie.


Czaszka, którą znaleziono na śmietniku. Była wykorzystywana do praktyk okultystycznych.


Ślady na kościach po spaleniu ciała w krematorium.


Pocisk karabinowy tkwiący w II i III kręgu lędźwiowym. Ofiara zmarła po 94 dniach.


Skóra topielca, która oddzieliła się od ciała - tzw. rękawiczki śmierci.


Zmumifikowana głowa.


Sala wystawa na Zamku Książ podczas Festiwalu Tajemnic.


Inscenizacja miejsca zbrodni.


Dr Tomasz Jurek, kierownik Katedry Medycyny Sądowej Uniwersytetu Medycznego im. Piastów Śląskich we Wrocławiu.


artykuł całościowo skopiowany z GW (25.08.2013 21:00), treść i zdjęcia Joanna Dzikowska - tytuł orginału "Takie muzeum już nie powstanie. Relikt mrocznej przeszłości'' . Link do artykułu: wyborcza.pl/1,75476,14489852,Takie_muzeum_juz_nie_powstanie__Relikt_mr...
The Iceman- Film o Richardzie Kuklinskim
Konto usunięte • 2013-08-17, 23:11
Jedna z lepszych scen filmu o naszej polskiej gwieździe mafijnego półświatka w USA, film polecam.

Sytuacja jest autentyczna, Kuklinski opowiadał o niej w swoich więziennych wywiadach z różnymi telewizjami.
Żona zleca zabójstwo męża
Konto usunięte • 2013-07-10, 16:53
Dowód na to, że niestety kobiety najczęściej to zwykłe materialistki.

20-letnia Julia Charlene Merfeld została nagrana przez policjanta pod przykrywką, który udawał płatnego zabójcę, gdy zlecała mu ona zabójstwo swojego 27-letniego męża.

Na nagraniu widać moment kiedy w trakcie rozmowy zleca zabójstwo swojego męża, gdyż jak twierdzi jest to o wiele lepszą opcją dla niej niżeli rozwód i łamanie jego serca.

Za zabójstwo miała zapłacić 50 tys. dolarów, z polisy na życie męża dostałaby 400 tys. dolarów, więc nie dość, że zostałaby szczęśliwą wdową w wieku 20 lat, to zarobiłaby na czysto 350 000 zielonych.

Wyrok na nią ma zapaść 30 lipca.

Wideo niestety tylko po angielsku



I weź tu zaufaj kobiecie
Morderca
Konto usunięte • 2013-06-23, 14:51
Co ma przeciętny sadol do seryjnego mordercy ?
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
- numer telefonu ...
"Bohater" holokaustu okazał się zbrodniarzem
Konto usunięte • 2013-06-22, 2:31
Ciekawy news, o niby-bohaterze, którego obwołali świętym, a ż🤬dzi dali mu medal za ratowanie ż🤬dów

Obecnie są 4 miasta które mają ulicę nazwaną po tym "bohaterze":
-Turyn ( tuttocitta.it/mappa/torino/via-giovanni-palatucci-12 )
-Lioni ( tuttocitta.it/mappa/lioni/via-giovanni-palatucci )
-Frigento ( tuttocitta.it/mappa/frigento/via-giovanni-palatucci )
-Battipaglia ( tuttocitta.it/mappa/battipaglia/via-giovanni-palatucci )



Giovanni Palatucci określany mianem "włoskiego Schindlera", męczennik Kościoła katolickiego i jeden ze Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata był w rzeczywistości nazistowskim kolaborantem i przyczynił się do śmierci kilkuset Ż🤬dów - dowiedli naukowcy, którzy przypadkiem trafili na dokumenty z okresu II wojny światowej w archiwach chorwackiego miasta Rijeka.

"New York Times" poinformował w piątek o tym, że Palatucci, wbrew rozpowszechnionym i powtarzanym od dekad przekazom o wielkiej pomocy, jaką miał nieść włoskim Ż🤬dom ratując nawet 5 tys. osób od śmierci, w rzeczywistości był "aktywnym egzekutorem rasistowskiej machiny" rozpętanej przez Nazistów.

Dokumenty w archiwach miejskich

W ostatnich miesiącach dr Natalia Indrimi, dyrektor centrum kultury włoskich Ż🤬dów z Nowego Jorku, weszła jednak w posiadanie setek dokumentów, które pozwoliły jej na odkrycie prawdziwej tożsamości Palatucciego.

Rozpowszechnione fakty od lat mówią o wielkiej roli, jaką "włoski Schindler" w czasie wojny odegrał w adriatyckiej Rijece (dzisiaj w Chorwacji, wtedy w granicach Włoch jako Fiume) sprawując tam funkcję szefa policji.

Między 1940 a 1944 rokiem miał ratować Ż🤬dów zmuszanych do przymusowej pracy fałszując i niszcząc ich dokumenty, dzięki czemu uniknęli oni wywózki do obozów koncentracyjnych. Wielu z nich miało znaleźć schronienie u jego wuja, biskupa Kampanii Mario Palatucciego.

Wywiezienie Palatucciego do obozu zagłady w Dachau i jego śmierć na miejscu w 1945 roku w wieku 36 lat pozwoliły utrzymywać przez ponad 60 lat taki obraz człowieka, który - jak wynika z nowych dokumentów - był odpowiedzialny za zbrodnie wojenne.

Bohater, który był katem

Profesor Indrimi przejrzała zapomniane dokumenty złożone w archiwach Rijeki i tak wpadło w jej i jej pomocników ręce mnóstwo materiałów dezawuujących prawdziwą tożsamość Palatucciego.

Naukowcy początkowo szukali odpowiedzi na pytanie, dlaczego w rejonie Rijeki tak sprawnie działała współpraca faszystów i nazistów tropiących Ż🤬dów.

Kierunek poszukiwań się zmienił, gdy okazało się, że dokumenty dotyczące Ż🤬dów mieszkających w okolicach Rijeki (Fiume) w rzeczywistości istnieją, bo nikt ich nigdy nie zniszczył. Okazało się też, że w okresie II wojny światowej mieszkało ich tam około 500, a nie - jak sądzono i utrzymywano przez lata podtrzymując mit Palatucciego - aż 5000.

Dodatkowo stwierdzono, że aż 80 proc. z nich trafiło do Auschwitz. Takiego odsetka wśród ludności ż🤬dowskiej wywiezionej do obozów koncentracyjnych nie miało żadne włoskie miasto w czasie wojny.

"Palatucci blisko współpracował z Niemcami i przez lata zapewniał im najświeższe i najdokładniejsze informacje dotyczące pobytu ukrywających się osób" - stwierdzili naukowcy.

Dzięki badaniom wiadomo też, że do Dachau zbrodniarz, który nie był też szefem policji w regionie, a jednym z czołowych urzędników wprowadzających rządy faszystów w Rijece, trafił nie jako obrońca Ż🤬dów, a zdrajca, który po cichu próbował "ułożyć się" z Brytyjczykami tak, by przekazać miasto w ich ręce w momencie dotarcia do niego aliantów.

Watykan go potrzebował


Mit Palatucciego ma ogromne oddziaływanie do dziś. W całych Włoszech ulice i place miast i miasteczek sygnuje jego nazwisko.

Rozpoczął go jego wuj, biskup Kampanii, który w 1952 r. próbował zapewnić emerytury rodzicom zmarłego bratanka. Przedstawił go jako męczennika.

Historia zaczęła zataczać coraz szersze kręgi, a Watykan na niej skorzystał, szukając wyjścia z ponawianych oskarżeń o antysemityzm za czasów papieża Piusa XII, który w historii jest w dużej mierze obwiniany za bierną postawę Kościoła katolickiego wobec Holokaustu.

Jan Paweł II ogłosił po latach Giovanniego Palatuccio męczennikiem. Instytut Yad Vashem odznaczył go pośmiertnie medalem Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata.

Watykan i Izrael potwierdziły, że nowe informacje dotyczące życia Palatucciego do nich dotarły i już przyglądają się nieznanym dotąd dokumentom.

zaj🤬e bez pardonu z...
tvn24.pl/wiadomosci-ze-swiata,2/wloski-schindler-byl-zbrodniarzem-woje...
Większość użytkowników Sadola jest za surowym karaniem morderców, pedofilów i sprawców ciężkich zbrodni. Również jestem za tym, by z całą surowością karać zwyroli. Wpadłem na pomysł, jak można karać, by kara działała odstraszająco. Żadne więzienie nie jest tak przerażające jak umysł. Własny. Zamykając w nim delikwenta, śmierć była by dla niego zbawieniem. Otóż; amputować wszystkie kończyny. Pozbawić wszelkich zmysłów uszkadzając słuch, wycinając język wraz z wargami, wydłubując oczy, obciąć pena (lub łechtaczkę). Skórę uszkodzić w taki sposób, by najdrobniejszy ruch lub najlżejszy dotyk sprawiały ból. Wszystko wykonać w narkozie ogólnej. Karmić sondą i trzymać przy życiu jak najdłużej. Świadomość takiej tortury zapewne podziałałby na wyobraźnię niejednego człowieka...