Strona wykorzystuje mechanizm ciasteczek - małych plików zapisywanych w przeglądarce internetowej - w celu identyfikacji użytkownika. Więcej o ciasteczkach dowiesz się tutaj.
Obsługa sesji użytkownika / odtwarzanie filmów:


Zabezpiecznie Google ReCaptcha przed botami:


Zanonimizowane statystyki odwiedzin strony Google Analytics:
Brak zgody
Dostarczanie i prezentowanie treści reklamowych:
Reklamy w witrynie dostarczane są przez podmiot zewnętrzny.
Kliknij ikonkę znajdującą się w lewm dolnym rogu na końcu tej strony aby otworzyć widget ustawień reklam.
Jeżeli w tym miejscu nie wyświetił się widget ustawień ciasteczek i prywatności wyłącz wszystkie skrypty blokujące elementy na stronie, na przykład AdBlocka lub kliknij ikonkę lwa w przeglądarce Brave i wyłącz tarcze
Główna Poczekalnia Dodaj Obrazki Dowcipy Soft Szukaj Ranking
Zarejestruj się Zaloguj się
 

#przeszłość

2030 rok. Rząd zrujnowanych Stanów Zjednoczonych Ameryki wysyła terminatora do przeszłości, aby uratować swój kraj.

2020 rok. Dzwonek do drzwi:
- Czy mieszka tu George Floyd?
- Tak to ja.
- Masz tu 20 baksów, kup sobie papierosy.
To ich szukała przedwojenna policja.
S................n • 2019-01-24, 23:12
W Archiwum Państwowym w Lublinie jest tylko jeden taki album. - Sygnaturę otrzymał dopiero w latach 70. ubiegłego wieku, trafił do Lublina z aktami wracającymi z terenu ZSRR - mówiła ''Gazecie'' Edyta Targońska z Archiwum Państwowego w Lublinie.Nie jest to zwykła kolekcja zdjęć, ale podręczne archiwum Komendy Powiatowej Policji Państwowej w Łukowie. Zdjęcia były robione między rokiem 1918 a 1935. Prawdopodobnie z albumu w swojej pracy korzystali policjanci z wydziału śledczego.Obok prawie każdej z fotografii jest kartka papieru z imieniem i nazwiskiem, a czasami pseudonimem przestępcy. Nie brakuje też informacji o tym, za co każda z osób została zatrzymana.Wizerunki bosych mężczyzn ubranych w długie, znoszone płaszcze (na zdjęciu) sąsiadują z fotografią kobiety na pierwszy rzut oka wyglądającej na skromną gospodynię domową. Włosy zebrała w kok. Jest ubrana w białą bluzkę z długim rękawem i fartuch w paski. Kto mógłby podejrzewać, że to złodziejka?Ale są też fotografie dzieci, które prawdopodobnie zostały przyłapane na kradzieży. Kto zdecydował ustawić je od najniższego do najwyższego? I czy miało to jakiekolwiek znaczenie dla ich ewentualnej, późniejszej identyfikacji? To akurat zdjęcia w albumie z Łukowa jest podwójne, na jednym z nich zostały ręcznie dopisane nazwiska chłopców.Tylko przy niektórych zdjęciach można znaleźć dodatkowe informacje. O kobiecie sfotografowanej 7 sierpnia 1919 wiemy jedynie, że ''zmarła w siedleckim więzieniu w 1921 roku w czasie odsiadywania kary''.A na pierwszej stronie znalazł się zapisany na czerwono wpis: ''Zabity w czasie pościgu przez policję w Parczewie w 1920 roku''.

Takie albumy w okresie międzywojennym były w powszechnym użyciu. Co więcej, polska policja wymieniała się informacjami z sąsiadami. Jeśli podejrzewano, że ktoś mógł uciec za granicę, wystarczyło takie zdjęcie wysłać pocztą kurierską. Podobnie działo się z kartami zawierającymi odciski palców - tłumaczył "Wyborczej" prof. Robert Litwiński, historyk z UMCS, autor książki ''Policja państwowa w województwie lubelskim w latach 1919-1939'.- Po wojnie z tych albumów fotograficznych chętnie korzystała milicja, aby udowodnić, że policja wcześniej represjonowała działaczy proletariackich - dodawał prof. Litwiński.Właśnie z powodów politycznych do policyjnej kartoteki trafił przed wojną sam Bierut. Policjanci z warszawskiego urzędu śledczego sfotografowali go 20 grudnia 1933 roku.

Warto wspomnieć, że wśród eksponatów przechowywanych w Archiwum Państwowym w Lublinie są czerwone sztandary z wypisanymi na nich ręcznie komunistycznymi hasłami, na przykład ''Niech żyje pokój światowy! Niech żyje ZSRR. Twierdzo pokoju. Niech żyje jednolity front prolitarjacki i ludowy''. W albumie z Łukowa jest kilka fotografii ludzi podejrzanych o szpiegostwo. Osoby wyglądające na nieco bogatsze, zdecydowanie pozostają w mniejszości. Być może dlatego, że łatwiej im było opłacić sobie dobrego adwokata?

Wśród ówczesnych wykroczeń przeciwko prawu, zdarzała się też bigamia. Rocznik Statystyki Rzeczpospolitej Polskiej z lat 1927-1930 - te dane prof. Litwiński cytuje w jednej ze swoich książek - umieszcza taki rodzaj przestępstwa wśród 61 innych.Przeważają jednak zdjęcia pospolitych przestępców.
- Wówczas wierzono, że skłonność do przestępstw w naturalny sposób wynika z niskiego statusu społecznego - twierdzi prof. Litwiński.Na liście przestępstw w Roczniku Statystyki Rzeczpospolitej Polskiej z lat 1927-1930 znalazły się m.in.: rozbój zwyczajny, zabójstwo w bandach, podpalenie zbrodnicze, hazard karciany i opilstwo. W przypadku tego ostatniego statystyki były szczególnie obfite, na przykład w 1929 roku na opilstwie złapano w Polsce ponad 106 tysięcy osób! We znaki dawały się także kradzieże koni, więc koniokradów w albumie z Łukowa także nie mogło zabraknąć.Jak na tle kraju wypadała Lubelszczyzna? Profesor Litwiński przyznaje, że nasz region był punktem przerzutowym, jeśli chodzi o kobiety przeznaczone do domów publicznych.

Z Kresów były przewożone przez Lublin do Gdańska, a dalej nawet do Ameryki Południowej. Czasami handlarze żywym towarem rozkochiwali dziewczyny w sobie i obiecywali małżeństwo, oczywiście jeśli z nimi pojadą - mówił "Wyborczej" lubelski historyk.Prof. Litwiński: - Po zakończeniu I wojny światowej okazało się, że w prywatnych rękach na Lubelszczyźnie zostało wiele broni. Brzemienne w skutki dla bezpieczeństwa mieszkańców miało to, że Austriacy wycofując się wypuścili m.in. pospolitych przestępców z więzienia na Zamku.Może wśród nich był niejaki pan Porządny, który wybrał sobie profesję stojącą w całkowitej sprzeczności z noszonym nazwiskiem?Przed sądem stanął po tym, jak napadł na grupę ludzi wracających furmankami z jarmarku w Zaklikowie. Grożąc rewolwerem, ograbił ich z pieniędzy, a pani Bajli zabrał też ''dwie skórki z tchórza''.
Przed sądem Porządny bronił się, że w czasie napadu nie miał rewolweru, a jedynie korkowiec. Nie udało mu się też zdobyć oświadczenia o niepoczytalności (bracia pana Porządnego zeznawali, że miał on zapalenie mózgu po tym, jak ugryzła go żmija).Przechowywane w Archiwum Państwowym przedwojenne akta sądowe ciągle kryją wiele tajemnic. Wśród nich nie brakuje spraw sensacyjnych. Także na tle obyczajowym.
Cofnijmy się do 8 listopada 1936 roku. Wtedy nocna schadzka w jednej z pod lubelskich wsi zakończyła się dosyć niespodziewanie: 21-letnia Stanisława wykastrowała swojego narzeczonego po tym, jak dowiedziała się, że nie chce się z nią żenić. Użyła do tego celu brzytwy należącej do jej ojca. ''W chwili zajścia byłam już w ciąży (...) i ten fakt oraz to, że go miałam utracić, skłoniły mnie do tego postępku'' - to fragment zeznania sądowego Stanisławy. Gdy kobieta zobaczyła, co się stało, próbowała odebrać sobie życie, skacząc do studni głębokiej na ''trzydzieści parę łokci'.Wszystko skończyło się jednak szczęśliwie. Narzeczeni nie tylko się pogodzili, ale nawet wzięli ze sobą ślub. Czy ktoś z bohaterów łukowskiego albumu brał udział w tak misternej intrydze, jak ta, która była udziałem 24-letniego Karola? Mężczyzna poszedł do biura pisania podań w Kraśniku, żeby zapytać, jak może się rozwieść z żoną. Pracujący tam Leopold, podając się za adwokata, powiedział, że lepiej jest żonę sprzedać. Z tym, że najwygodniej będzie, jak nieszczęśliwy małżonek sam znajdzie chętnego do takiej transakcji. Chętny się znalazł, obie strony podpisały w biurze umowę, żona pana Karola została wyceniona na 500 tysięcy marek polskich.
Sprawa wyszła na jaw, kiedy mężczyzna, który dobił targu, zaczął się domagać wypełnienia umowy od... ojca dziewczyny.W aktach lubelskich sądów nie brakuje też historii bardziej tragicznych. - Jedna z tych najmocniej zapadających w pamięć dotyczyła kobiety, która porzuciła w polu czteroletniego synka. Jego ciało zostało znalezione kilka miesięcy później, gdy stopniał śnieg - mówiła w rozmowie z "Wyborczą" Ewa Bednarczyk z Archiwum Państwowego w Lublinie.
Kobieta chciała pozbyć się dziecka, ponieważ urodziło się w czasie, gdy jej mąż był na wojnie. Przed sądem tłumaczyła, że nie miała siły donieść synka do domu, bo była straszna zamieć. Została uniewinniona. Na zdjęciu jedna z ostatnich fotografii w albumie, ma przedstawiać ''młodocianych złodziei''.W Albumie Przestępców z Łukowa znalazły się także fotografie skradzionych przedmiotów. Wśród nich jest na przykład złoty zegarek z dewizką, pierścionek z brylantem (może zaręczynowy?), a nawet monstrancja.

Każdy, kto chce osobiście obejrzeć album z Łukowa, może to zrobić. Wystarczy przyjść do czytelni Archiwum Państwowego w Lublinie przy ul. Jezuickiej 13.

Przytoczone historie z lubelskich akt sądowych nie mają bezpośredniego związku z opublikowanymi zdjęciami.

Fot. Archiwum Państwowe w Lublinie



































Świat na fotografiach
z................n • 2018-12-02, 20:01
Witam,

ponizej wrzucam kilkadzisiat zdjec z ubieglego wieku. Fotografie przedstawiaja rozne zakatki globu, glownie z lat 50-tych i 70-tych ubieglego wieku.

Bali, Indonezja, lata 50-te


Odessa, Ukraina, 1982 r.


Neapol, Wlochy, lata 50-te


Mannheim, Niemcy, lata 70-te


Tanger, Maroko, lata 60-te


ukryta treść

Los Angeles, U.S.A. lata 40-te


Tanger, Maroko, lata 60-te


Marrakesz, Maroko, lata 60-te


Tanger, Maroko, lata 60-te


Casablanka, Maroko, lata 60-te


Sajgon, Wietnam, lata 80-te


Sajgon, Wietnam, lata 70-te


Sajgon, Wietnam, lata 70-te


Aylesbury, Wielka Brytania, lata 80-te


Aylesbury, Wielka Brytania, lata 80-te


Bali, Indonezja, lata 50-te


Bali, Indonezja, lata 50-te


Floryda, U.S.A. lata 50-te


Floryda, U.S.A. lata 50-te


Meksyk, lata 50-te


Floryda, U.S.A. lata 50-te


Torquay, Wielka Brytania, lata 50-te


St Ives, Wielka Brytania, lata 50-te


Hunstanton, Wielka Brytania, lata 50-te


Wlochy, lata 50-te


Wlochy, lata 50-te


Wlochy, lata 50-te


Wlochy, lata 50-te


Neapol, Wlochy, lata 50-te


Neapol, Wlochy, lata 50-te


Bali, Indonezja, lata 50-te


Floryda, U.S.A. lata 50-te


Giblartar, lata 60-te


Giblartar, lata 60-te


Giblartar, lata 60-te


Meksyk, lata 50-te


Odessa, Ukraina, 1982 r.


Odessa, Ukraina, 1982 r.


Odessa, Ukraina, 1982 r.


Iran, lata 70-te


Hong Kong, lata 60-te


Hong Kong, lata 60-te


Iran, lata 70-te


Iran, lata 70-te


Liverpool, Wielka Brytania, lata 60-te


Liverpool, Wielka Brytania, lata 60-te


Los Angeles, U.S.A. lata 40-te


Mannheim, Niemcy, lata 70-te


Mannheim, Niemcy, lata 70-te


Marrakesz, Maroko, lata 60-te


Los Angeles, U.S.A. lata 40-te


Paryz, Francja, lata 70-te


Paryz, Francja, lata 70-te


Berlin, Niemcy, lata 80-te


Berlin, Niemcy, lata 80-te


Berlin, Niemcy, lata 80-te


Bristol, Woelka Brytania, lata 70-te


Bristol, Woelka Brytania, lata 70-te


Bristol, Woelka Brytania, lata 70-te


Bristol, Woelka Brytania, lata 70-te
O co chodzi?

W 1961 roku w Roc de Marsal (Francja) znaleziono dość dobrze zachowane szczątki dziecka. Szacuje się, że liczą one około 70 000 lat. Kilkadziesiąt lat później natchniony rzeźbiarz uformował taką postać. Według niego tak miał wyglądać mały Neandertalczyk. Czy tak było naprawdę? Nie wiem. Nie znam się.



Dinozaury i ludzie
Cyjanek • 2016-02-11, 22:37
Myślę, że warto się tym z Wami podzielić, bo jest to warte uwagi O dziwo w samej biblii można się doszukać informacji nt dinozaurów, którymi były lewiatan oraz behemot...









Kobieca archeologia
w................x • 2015-05-17, 18:28
Wiecie, dlaczego tyle kobiet zostaje archeologami?

Bo dz🤬ki lubią wracać do przeszłości.
Relikt przeszłości
BongMan • 2013-12-29, 17:27
Kumpel po powrocie z zagranicy się wprowadził do mieszkania, pod sufitem znalazł taką szafkę, która chyba została zapomniana i zalepiona tapetą czy c🤬j wie czym, otworzył z trudem i znalazł:









23-letni proszek do prania Starszy niż większość użytkowników naszego forum.
Brigitte nosi w sobie tajemnicę, której nie zdradziła nawet wnukom. Spędziła dzieciństwo w obozach koncentracyjnych, którymi kierował jej ojciec Rudolf Höss. Dorastała w domu, z którego okien widać było krematorium Oświęcimia. Matka Brigitte nazywała to miejsce "rajem". Choć zgodziła się na rozmowę z dziennikarzem, nie chce pokazywać twarzy.

"Brigitte Höss żyje przy zielonej ulicy jednego z miast północnej Wirginii. Przez ponad 30 lat pracowała w salonie mody, dziś jest na emeryturze. Dni mijają jej na walce z chorobą, bo niedawno lekarze zdiagnozowali u niej raka. Od innych Amerykanów odróżnia ją sekret, którego nie zdradziła nawet wnukom. Jej ojcem był Rudolf Höss, komendant Auschwitz i jeden z największych masowych morderców w historii. Ten sam, który zaprojektował i zbudował obóz, gdzie można było mordować 2 tys. ludzi na godzinę. Gdzie do końca wojny zginęło 1,1 mln Żydów, 20 tys. Romów i dziesiątki tysięcy polskich i rosyjskich więźniów".



Tak zaczyna się historia opisana przez "The Washington Post". Jej autorem jest brytyjski dziennikarz i pisarz Thomas Harding. Trafił na ślad Brigitte Höss podczas pracy nad książką "Hanns i Rudolf". Opisał w niej, jak jego krewny Hanns-Alexander - niemiecki Żyd, który uciekł z Berlina w 1930 roku - schwytał słynnego, niemieckiego zbrodniarza.

Córka komendanta Auschwitz zgodziła się na rozmowę z Hardingiem pod wieloma warunkami. Jednym z nich była ochrona jej wizerunku: żadnych szczegółów na temat jej obecnej tożsamości, żadnych zdjęć.

- Udało mi się odnaleźć Brigitte po trzech latach poszukiwań. Przez ostatnie 40 lat nie opowiedziała nikomu historii swojej rodziny. Gdy ktoś w jej towarzystwie wspomina Holocaust, zmienia temat. Gdy pytają o jej ojca, mówi, że zginął w czasie wojny. Ale właśnie skończyła 80 lat. Zastanawia się, czy opowiedzieć swoją historię wnukom, czy może lepiej zabrać ją do grobu - opowiada Harding.

Luksusowe życie kilka kroków od horroru

Brigitte przyszła na świat 18 sierpnia 1933 roku w gospodarstwie przy wybrzeżu Morza Bałtyckiego. Jej ojciec Rudolf i matka Hedwig poznali się podczas spotkań niemieckiej młodzieży owładniętych ideą czystości rasowej. Mieli pięcioro dzieci: dwóch chłopców i trzy dziewczynki.

Dzieciństwo Brigitte nie przypominało dzieciństwa innych dzieci. Gdy jej ojciec awansował, ona razem z całą rodziną wędrowała z jednego obozu koncentracyjnego do drugiego. W Dachau była od 1. do 5. roku życia. W Sachsenhausen od 5. do 7. A w Auschwitz od 7. do 11. W latach 1940-44 rodzina Hössów mieszkała w dwupiętrowej willi na obrzeżach Oświęcimia - tak blisko, że z okna było widać bloki więźniów i stare krematorium.

Matka Brigitte nazywała to miejsce "rajem". Rodzina żyła w domu urządzonym meblami i dziełami sztuki odebranymi ludziom wysłanym do komór gazowych. Mieli kucharzy, nianie, ogrodników, szoferów, szwaczki, fryzjerów i sprzątaczki, wśród których zdarzali się więźniowie.

Na zdjęciach, które ostały się w archiwach, widać staw w ogrodzie i duży piknikowy stół, przy którym siedzi rodzina. Na kolejnym Rudolf Höss razem z dziećmi pływa kajakiem po rzece w okolicy Oświęcimia. Na jeszcze jednym dwie uśmiechnięte dziewczynki i chłopiec beztrosko zjeżdżają na ślizgawce.

- Więźniowie zbudowali dla chłopców wielki model samolotu na kółkach. Dziewczynki lubiły flirtować z przystojnymi żołnierzami, którzy strzegli wejścia do obozu. To było życie w luksusie zaledwie kilka kroków od horroru i cierpienia - opisuje Harding.

Dzieci wiedziały, że ich ojciec prowadził obóz. Raz wymyśliły zabawę. Przyczepiły do koszulek czarne trójkąty (tak w obozach oznaczano "więźniów aspołecznych") i żółte gwiazdy (tak oznaczano Żydów) i bawiły się w ganianego. Gdy ojciec je zobaczył, kazał przestać.

W kwietniu 1945 roku, gdy koniec wojny wydawał się nieunikniony, Rudolf Höss razem z rodziną uciekli na północ i się rozdzielili. Żona zabrała dzieci i schroniła się w Sankt Michaelisdonn na wybrzeżu. Mąż udawał robotnika i ukrywał się w gospodarstwie kilka kilometrów od duńskiej granicy. Czekali na odpowiedni moment, aby wyjechać do Ameryki Południowej.

Albo pokażesz obrączkę, albo obetniemy palec

Thomas Harding rozmawiał z Brigitte w jej domu. Dopytywał o czas, gdy mieszkała obok Auschwitz, ale ta unikała odpowiedzi. - Lepiej nie pamiętać tamtych czasów - ucinała. Chętniej mówiła o czasie, gdy Brytyjczycy pojmali jej ojca.

W marcu 1946 roku krewny Hardinga, brat jego babki, wówczas kapitan brytyjskiej armii, zapukał do drzwi ich domu.

- Miałam 13 lat. Brytyjscy żołnierze ciągle krzyczeli: "Gdzie jest twój ojciec? Gdzie jest twój ojciec?". Bolała mnie od tego krzyku głowa. Wybiegłam na dwór, płakałam pod drzewem i próbowałam się uspokoić. Migrena prześladowała mnie latami. Ustała dopiero kilka lat temu, ale gdy dostałam list od pana, wróciła - mówi Brigitte.

- Mój starszy brat Klaus został zabrany razem z matką. Brytyjczycy dotkliwie go pobili. Mama słyszała, jak krzyczy z bólu. Chciała chronić syna i powiedziała im, gdzie przebywa mój ojciec - wspomina.

Brytyjczycy znaleźli Hössa, gdy nocą spał w stodole. Zaprzeczał, że był komendantem obozu, więc kazali mu pokazać obrączkę. Zdjął ją dopiero wtedy, gdy zagrozili, że obetną mu palec. Po wewnętrznej stronie wygrawerowano: "Rudolf" i "Hedwig".

Höss był pierwszym wysoko postawionym funkcjonariuszem, który potwierdził skalę eksterminacji w Oświęcimiu. Jako świadek zeznawał w Norymberdze, potem przekazano go Polakom.



Został skazany na karę śmierci i powieszony obok krematorium w Auschwitz.





Jego rodzina trafiła na margines. Aby ogrzewać dom, kradła węgiel. Zamiast butów nosiła na stopach łachmany. Dopiero gdy najstarszy z synów znalazł pracę, sytuacja Hössów się poprawiła.

Córka komendanta obozu pracuje u Żydów

W 1950 roku Brigitte wyjechała do Hiszpanii. Była piękną młodą dziewczyną z długimi blond włosami. Pracowała jako modelka. Poznała pracującego w Madrycie amerykańskiego inżyniera. W 1961 roku wzięli ślub, urodziła im się dwójka dzieci. O rodzinnej przeszłości opowiedziała mu podczas randki.

- Na początku byłem zszokowany. Ale im dłużej z nią rozmawiałem, uświadamiałem sobie, że ona też była ofiarą. Gdy to wszystko się działo, była dzieckiem - opowiadał mąż Brigitte Hardingowi.

Para miała niepisaną umowę, aby nie opowiadać historii rodzinie. Sam mąż tłumaczył żonie: "Nie ma sensu ciągnąć tej strasznej historii. Chcę skupić się na naszym życiu, żyć z tobą szczęśliwie i zostawić to wszystko za nami. Nie jesteś za to odpowiedzialna. Nie ma powodu, abyś niosła winę ojca".

W 1972 roku małżeństwo zamieszkało w Waszyngtonie, a Brigitte dostała pracę w butiku. Pewnego dnia sklep odwiedziła Żydówka, właścicielka salonu mody. Spodobał jej się styl Niemki i zaproponowała jej pracę. Jak opowiada Brigitte, krótko po tym upiła się z menedżerem salonu i opowiedziała mu, kim był jej ojciec. Ten powtórzył historię właścicielce.

Powiedziała Niemce: możesz zostać, nie popełniłaś żadnego przestępstwa. Wtedy Brigitte jeszcze nie wiedziała, że szefowa wraz z mężem uciekła z Niemiec po Nocy Kryształowej. W salonie pracowała przez 35 lat, obsługując żony senatorów i kongresmanów.

Właścicielka sklepu zachowała dla siebie tajemnicę swojej pracownicy. Gdy Brigitte przeszła na emeryturę, jeszcze długo do niej dzwoniła. - A potem pojechała odwiedzić Izrael i przestała. Ludzie zmieniają się na starość - opowiada Brigitte.

Nie chciałam, aby neonaziści odwiedzali grób matki

Hedwig Höss odwiedzała córkę co kilka lat. Zajmowała się wnukami i nie rozmawiała o przeszłości. Zmarła podczas ostatniej wizyty w 1989 roku. Brigitte pochowała prochy pod tabliczką ze zmienionym nazwiskiem. Nie chciała, aby amerykańscy neonaziści przyjeżdżali na cmentarz. Dziś jej matka spoczywa pomiędzy grobami Żydów, muzułmanów i chrześcijan.

Życie samej Brigitte toczy się wokół lekarzy, szpitali i pigułek. Dawno rozwiodła się z mężem, mieszka razem z synem, który wie o tym, kim był jego dziadek, ale rodzinna historia go nie interesuje.

Brigitte zachowała nazwisko męża po rozwodzie. Unika niemieckich rodzin, aby nie mówić o swoim pochodzeniu. Nie chce "denerwować" wnuków. Boi się, że komuś opowiedzą, co może narazić rodzinę na niebezpieczeństwo. - Nadal się boję. Tutaj jest wielu Żydów, którzy ciągle nienawidzą Niemców. To nigdy się nie kończy - mówi.

Córka Hössa nie kwestionuje Holocaustu, jednak wątpi w rzeczywistą liczbę ludzi zamordowanych w obozach. - Jak to możliwe, że ocalało tak wielu, skoro tak wielu zostało zgładzonych? - pyta. Gdy Harding przypomina, że jej ojciec przyznał się do bycia odpowiedzialnym za śmierć ponad miliona Żydów, tłumaczy, że Brytyjczycy go torturowali.

- Jak go wspominasz? - pyta Harding. - Był najmilszym człowiekiem na świecie i troszczył się o nas. Pamiętam, jak razem jadaliśmy, bawiliśmy się w ogrodzie, jak czytał mi bajkę o Jasiu i Małgosi - opowiada Brigitte.

Brigitte jest przekonana, że jej ojciec był wrażliwym człowiekiem: - Musiał być smutny w środku. Sposób, w jaki zachowywał się w domu, to, jak czasem wyglądał, gdy wracał z pracy. W nim musiały być dwie osoby. Ta, która wiedziała, i ta druga...

Podczas długiego spotkania Brigitte oprowadziła Hardinga po domu. Na górze pokazała mu zdjęcie wiszące nad jej łóżkiem. Na ślubnej fotografii z 1929 roku jej ojciec i matka wyglądają na beztroskich i szczęśliwych. "80-letnia Brigitte śpi co noc pod czujnym okiem ukochanego ojca Rudolfa" - podsumowuje Harding.

--------------
Artykuł całościowo skopiowany ze strony GW (09.09.2013), treść Łukasz Woźnicki / zdjęcia dodane z internetu - tytuł orginału "Odnaleziona córka komendanta Auschwitz: "Był najmilszym człowiekiem na świecie". Link do artykułu - wyborcza.pl/1,75477,14574892,Odnaleziona_corka_komendanta_Auschwitz___...
drwale z przeszłości
~Griszon • 2012-09-02, 15:49
Dziś używa się potężnych maszyn, mogących ścinać i transportować olbrzymie drzewa. W przeszłości drwal pracował w obozach drwali i wiódł koczowniczy tryb życia, przemieszczając się pomiędzy miejscami wycinki lasów. Drwalnictwo było pracą sezonową. Drwal zwykle mieszkał w noclegowniach lub namiotach. Jego narzędziami pracy były siekiera i piła.
Drwali można było spotkać wszędzie, gdzie rosły lasy i występowało zapotrzebowanie na drewno, a zwłaszcza w Skandynawii, Kanadzie i w USA. W Stanach Zjednoczonych wielu drwali było pochodzenia skandynawskiego lub fińskiego. Przejmowali oni zawód po swoich rodzicach i dziadkach.


reszta w komentarzach