Główna Poczekalnia (5) Soft (5) Dodaj Obrazki Dowcipy Popularne Losowe Szukaj Ranking
Zarejestruj się Zaloguj się
👾 Zmiana domeny serwisu - ostatnia aktualizacja: 2025-07-22, 21:51
📌 Ukraina ⚔️ Rosja Tylko dla osób pełnoletnich - ostatnia aktualizacja: Dzisiaj 3:59

#szpieg

Mieczysław Słowikowski (superszpieg z Polski)
konto usunięte • 2012-11-01, 21:29
Chciałem wam przedstawić historię Mieczysława Słowikowskiego , superszpiega zwanego (człowiekiem z Algieru). Historia godna uwagi lecz ze smutnym końcem!

Mieczysław Słowikowski
(człowiek z Algieru)
– superszpieg z Polski

Algier, 21 lipca 1941
Śpiew muezina wzywającego wiernych na modlitwę zagłuszył na chwilę sapanie starego frachtowca, który wpływał do portu. Łysiejący mężczyzna w średnim wieku stał na pokładzie oparty o barierkę i przyglądał się jak krypa powoli dobija do nabrzeża. Mrugnął do stojącej obok kobiety i poszedł do skromnej kabiny. Wszystko było już spakowane od kilku godzin. Jeszcze raz przejrzał dokumenty i otworzył walizkę, w której podwójnym dnie ukrył listę zadań, księgę szyfrów i pokaźną sumę pieniędzy. Sprawdził, czy wszystko jest na swoim miejscu, po czym zamknął walizkę i wyszedł z kabiny. Powoli zszedł po trapie na ląd.

Mieczysław Zygfryd Słowik vel Słowikowski ps. Rygor urodził się 25 lutego 1896 w Jazgarzewie k. Piaseczna. Całe swoje dorosłe życie związał z wojskiem. Podczas studiów handlowych w Warszawie wstąpił do tajnej Polskiej Organizacji Wojskowej założonej przez Józefa Piłsudskiego.

Zaraz po odzyskaniu niepodległości wstąpił do Wojska Polskiego i zaczął powoli piąć się po szczeblach kariery. Jako porucznik piechoty walczył w wojnie polsko-bolszewickiej. Po ukończeniu Wyższej Szkoły Wojennej został przydzielony do Oddziału IV Sztabu Generalnego.

W 1934 już w stopniu kapitana został przeniesiony do Korpusu Ochrony Pogranicza, gdzie objął stanowisko szefa sztabu Brygady KOP „Wilno”. 1 stycznia 1937 został awansowany do stopnia majora.

W 1937 rozpoczął pracę dla Oddziału II Sztabu Generalnego – słynnej „Dwójki” zajmującej się wywiadem zagranicznym. Pod przykrywką dyplomaty został wysłany na swoją pierwszą placówkę do Kijowa. Tam zastał go wybuch wojny.

Udało mu się ewakuować do Francji, gdzie wstąpił do odradzającej się po wrześniowej klęsce polskiej armii. Po upokarzającej kapitulacji Francji i utworzeniu kolaboracyjnego rządu Vichy zajął się przerzutem polskich żołnierzy do Wielkiej Brytanii.

Francuzi utrudniali to jak mogli – wydali przepis na mocy którego wizy otrzymywali wyłącznie mężczyźni powyżej 45 roku życia. Słowikowski fałszował więc dokumenty wpisując fikcyjne daty urodzenia. Jeśli to nie pomogło – przekupywał urzędników.

Francuzi wkrótce w ogóle zaprzestali wydawania Polakom wiz wyjazdowych. Major wywiadu znalazł więc przemytników, którzy przeprowadzali polskich żołnierzy przez Pireneje do neutralnej Hiszpanii oraz opłacił właścicieli kutrów, którzy pod pokładami swoich łajb transportowali uciekinierów z portów południowej Francji.

Dzięki Słowikowskiemu kilka tysięcy polskich żołnierzy przedostało się do Wielkiej Brytanii i mogło kontynuować walkę.



Major Mieczysław Słowikowski
(na marginesie)
W ciągu pierwszych kilku miesięcy wojny brytyjski wywiad poniósł ogromne straty i został całkowicie sparaliżowany. Zamknięto brytyjskie placówki dyplomatyczne w krajach okupowanych przez Niemców oraz na administrowanych przez rząd Vichy francuskich terytoriach zależnych w Afryce Północnej. Specjalista i wieloletni badacz tajnych służb Jean Medrala podkreślił, iż w 1940 w okupowanej Europie Brytyjczycy nie mieli politycznych i wojskowych struktur, które mogłyby wesprzeć pracę ich tajnych służb. W tym czasie wywiad brytyjski był dosłownie głuchy i ślepy.

Profesor Jan Ciechanowski, członek polsko-angielskiej komisji historycznej, stwierdził, że do końca 1940 Brytyjczycy nie mieli na terenie Belgii, Francji i Holandii ani jednego czynnego agenta. W takich warunkach coraz większego znaczenia nabierała współpraca z polskimi służbami wywiadowczymi, podległymi emigracyjnym władzom w Londynie. Polacy dysponowali rozwiniętą siecią agenturalną nie tylko na terenie okupowanej Polski, ale także we Francji, a nawet w III Rzeszy. Profesor Keith Jeffery, wspierając się dokumentami SIS (Secret Intelligence Service), stwierdził, że w czasie wojny polski wywiad dysponował ponad 30 siatkami szpiegowskimi rozsianymi po całej Europie i liczącymi około 300 osób.
Wróćmy do tematu, w tym samym czasie w północnej Afryce miały miejsce niezwykle ważne wydarzenia. W grudniu 1940 wojska brytyjskie pod dowództwem gen. Archibalda Wavella rozpoczęły operację „Kompas” mającą na celu wyparcie wojsk włoskich z Libii.

Był to prawdziwy Blitzkrieg w wykonaniu Brytyjczyków – w trzy miesiące oczyścili zachodni Egipt, zdobyli Cyrenajkę, unicestwili włoskie lotnictwo i wzięli do niewoli 130 tys. jeńców.

No cóż... Makaroniarze nigdy nie słynęli z waleczności...

Hitler postanowił wysłać na pomoc Włochom słynny Afrika Corps po dowództwem znakomitego stratega generała Erwina Rommla.

Przed wyjazdem do Afryki korpus ćwiczył na naszej Pustyni Błędowskiej. Warto w tym miejscu wspomnieć, że Afrika Corps był jedyną dużą jednostką hitlerowskich sił zbrojnych, na której nie ciążą żadne oskarżenia o zbrodnie wojenne. Generał Rommel był zaś poważany i szanowany przez aliantów.

Świetnie wyszkolony Afrika Corps wyparł Brytyjczyków z Cyrenajki. Groźba kontrolowania przez Niemców Kanału Sueskiego stała się bardzo realna.

Major Mieczysław Słowikowski otrzymał polecenie udania się do Algierii podlegającej pod kolaboracyjny rząd Vichy (będącej ich kolonią) i zorganizowania siatki wywiadowczej.

Alianci nie posiadali w północno-zachodniej Afryce ani jednego czynnego agenta (wówczas Amerykanie wogóle nie mieli swojej agencji wywiadu, tworzyli ją od wybuchu wojny z Japonią, byli dopiero w trakcie budowania swoich struktur i wciąż nie mieli zawodowych oficerów wywiadu. W Afryce Północnej polegali na informacjach od Anglików, a ci mieli je od Polaków). Na tym terenie aktywnie działali za to szpiedzy niemieccy i włoscy.

Słowikowski nigdy nie był w Afryce, ale natychmiast odnalazł się w nowej rzeczywistości. Za przemycone z Francji pieniądze założył Floc-Av Company – fabrykę produkującą płatki owsiane. W kraju, gdzie żywność była reglamentowana to przedsięwzięcie okazało się olbrzymim sukcesem. Kolejne fabryki zaczęły wyrastać jak grzyby po deszczu od Tunisu po Casablankę w Maroco.

Słowikowski zyskuje znakomity pretekst do podróży służbowych po całej północno-zachodniej Afryce. Firma przynosi ogromne zyski, które służą finansowaniu działalności wywiadowczej. Polski oficer werbuje do współpracy dziesiątki ludzi – jednych przekupuje, innych zastrasza, jeszcze inni z własnej woli zaczynają zbierać dla niego bezcenne informacje.

Miał wszystkie cechy doskonałego agenta – doświadczenie, inteligencję, spryt, stanowczość i umiejętność manipulowania ludźmi.

Przez tajną radiostację płyną do Londynu dane o dyslokacji i liczebności wojsk, r🤬ach okrętów, bazach wojskowych, lotniskach, umocnieniach nabrzeżnych, składach amunicji, węzłach kolejowych i nastrojach ludności.

Do Algieru przyjeżdżają dwaj oficerowie polskiego wywiadu oddelegowani do pomocy Słowikowskiemu – podpułkownik Gwido Langer i major Maksymilian Ciężki.

Obydwaj byli kryptologami i wnieśli olbrzymi wkład w złamanie kodu Enigmy.

Polscy oficerowie zostają dyrektorami największych fabryk w koncernie Słowikowskiego i rozwijają własne siatki wywiadowcze.

Cała organizacja była zbudowana na zasadzie piramidy, na szczycie której stał Słowikowski, używający pseudonimu „Rygor”. Tylko on kontaktował się z podwładnymi kierującymi osobnymi siatkami agentów i nie znającymi się nawzajem.

Ważną rolę w działalności Słowikowskiego odgrywała także jego żona Maria, którą m.in. odbierała meldunki ze skrzynek kontaktowych, ukrywała kompromitujące materiały w wypadku kontroli i przekupywała urzędników. Była bardzo inteligentną i opanowaną kobietą.

W szczytowym okresie dla polskiego superszpiega pracowało kilka tysięcy ludzi o skrajnie odmiennych pozycjach – byli wśród nich zarówno szefowie dużych firm, jak i sklepikarze i pracownicy portowi. Większość nie miała najmniejszego pojęcia dla kogo pracują i czemu służą przekazywane przez nich informacje, które pozwoliły na kontrolę większości dziedzin życia kolonii Vichi - z Algieru płynęły bezcenne dane przekazywane przez majora do Londynu.

Stworzona przez niego siatka szpiegowska funkcjonowała w brytyjskim sztabie generalnym pod kryptonimem „Agencja Afryka”.

Polski agent był jak złowrogi pająk, który oplótł swoją siecią całą północno-zachodnią Afrykę od Dakaru po Tunis. Wiedział o każdym okręcie wojennym, samolocie, oddziale wojska, składzie paliwa, bunkrze i baterii nabrzeżnej na tym terenie. Znał nastroje ludności i morale francuskich żołnierzy wiernych rządowi Vichy. Wszystkie informacje przekazywał do Londynu, gdzie powstawały plany operacji desantowej „Torch” (Pochodnia).

8 listopada 1942 na plażach Maroka i Algierii wylądowali brytyjscy i amerykańscy żołnierze pod dowództwem generała Dwighta Eisenhowera. Operacja „Torch” okazała się olbrzymim sukcesem. Po krótkich walkach jankesi pokonali broniące się na nim oddziały francuskie. Dzięki informacjom polskiego superszpiega alianci zajęli cała francuską Afrykę Północną w ciągu 8 dni tracąc przy tym zaledwie około 500 żołnierzy. Zniszczenie niemieckiej Afrika Corps było już tylko kwestią czasu.

Generał Władysław Sikorski nie musiał udawać zdziwienia, kiedy w lutym 1943 prezydent Roosevelt podziękował mu za polski wkład w operację aliantów w Afryce Północnej. Po prostu nie miał bladego pojęcia o istnieniu głęboko zakonspirowanego Słowikowskiego.

Major Mieczysław Słowikowski pozostał na swoim posterunku w Algierze do września 1944, do chwili oddelegowano go na stanowisko szefa Oddziału II Inspektoratu Zarządu Wojskowego w Londynie. Następnie przez dwa lata pracował w Centrum Wyszkolenia Piechoty w Szkocji.

Brytyjczycy nagrodzili go Orderem Imperium Brytyjskiego, a od Amerykanów otrzymał Legię Zasługi.

Mieczysław Słowikowski

Zarówno jedni, jak i drudzy nie mieli jednak później najmniejszych skrupułów, by zasługi polskiego agenta przypisać własnym wyimaginowanym siatkom wywiadowczym w Afryce. Komunistyczne władze PRL nie ujęły się za majorem Słowikowskim (co w owych czasach było normą). Został uznany za zdrajcę i pozbawiony obywatelstwa polskiego.

Umarł w zapomnieniu jako zwykły, szary emigrant w skromnym mieszkaniu w południowo-wschodnim Londynie 29 lipca 1989.

Amerykański szpieg w ZSRR
zejfi • 2011-06-30, 20:12
UWAGA! CHOLERNIE DŁUGI! (Jak na realia sadistica.)

Z góry przepraszam za łamany(kołem) rosyjski i polsko-angielski a'la Dżoana.

Środek Zimnej Wojny. USA, obawiając się ataku ZSRR, szkolą szpiegów, by zdobyli informacje. Kurs kończy najlepszy z najlepszych wśród najlepszych. Dzień odprawy.
- Listen! - mówi dowódca - Twoja mission jest top secret i very fuckin' important. Twoim celem jest dotrzeć do Moscow i zdobyć top secret information na temat planowanej invasion! Potem nasz łącznik we Vladivostok załatwi Ci powrót do USA. Zrozumiałeś?
- Yes, sir! Znaczy... Da, tawarisz kamandir!
Zrzucają agenta na totalnym zadupiu. Po kilku godzinach znajduje wioskę - kilka chałupek na krzyż. Myśli sobie:
- OK. Teoria teorią time for practise.
Dostrzega babulkę na ławeczce, podchodzi doń:
- Zdrastwujcie, babciu.
- Zdrastwujcie, amerikanski szpiegu.
- Szto?
- Zdrastwujcie, amerikanski szpiegu.
- Szto? Ja nie amerikanski szpieg, ja ruski!
- Niet, wi nie ruski, wi amerikanski szpieg.
- Ja nie ruski? Nu pagadi!
Odśpiewuje babulce hymn ZSRR, Katiuszę, Kalinkę, Pust wsiegda budziet sonce.
- I szto? Ja nie ruski?
- Niet, wi amerikanski szpieg.
- To patrzcie teraz!
Odtańcowuje jej kazaczoka i to tak jakby nic nie robił od dziecka, tylko nak🤬iał kazaczoki.
-I szto? Ja nie ruski?
- Niet, wi amerikanski szpieg.
Facet myśli sobie:
- Damn it. Jak ona? Yeah, w sumie mówić, śpiewać i tańczyć każdy się nauczy. Ale tego nie da rady...
Tu wyciąga zza pazuchy pół litra. Otwiera i obala flaszkę w rekordowym tempie.
- I szto? Ja nie ruski?
- Niet, wi amerikanski szpieg.
- Ale, kak wi? Gawarim kak ruski...
- Da.
- Śpiewam kak ruski...
- Da.
- Tańczę kak ruski...
- Da.
- Nawet piję kak ruski!
- Da.
- To kak wi poznali, ze ja amerikanski szpieg?
- Widzisz, u nas w Sajuzie czornych niet.
Amerykański szpieg
Centurion • 2007-10-28, 22:12
Amerykański szpieg dostał od swoich szefów zadanie w Rosji. Przebrany za Rosjanina miał wkraść sie do wioski przy bazie wojskowej. Przez kilka miesięcy szlifował mowę, kulturę i zwyczaje rosyjskie.
Po wylądowaniu na spadochronie, ruszył do wioski. Spotkał po drodze drwala.:
-Zdrastwuj, amerykański szpiegu.
Zdziwiony agent dotarł do wioski, ale każdy mieszkaniec wołał do niego: "Zdrastwuj, amerykański szpiegu'".
- Skąd wiecie, że jestem amerykańskim szpiegiem? Przecież doskonale znam wasz język, kulturę i zwyczaje!
- Bo ciarnych u nas niet.
Stirlitz
Centurion • 2007-10-16, 17:25
Stirlitz z trudem otworzył oczy i pomyślał: Jeżeli jestem u nich
to się nazywam Standartenfurer Stirlitz, a jeżeli u nas to pułkownik
Isajew...
Rozmyślania przerwał mu pochodzący jakby z niebytu glos:
- Ale się wczoraj napiliście towarzyszu Tichonow*
(*Aktor grający Stirlitza)

Wróciwszy do swego gabinetu Müller zauważył, jak Stirlitz
w podejrzany sposób kreci się w pobliżu sejfu.
- Co tu robicie Stirlitz? - srogo zapytał.
- Czekam na tramwaj - odpowiedział Stirlitz.
- W porządku! - rzucił Müller wychodząc.
Na korytarzu pomyślał: Jakiż u diabła może być tramwaj w moim
gabinecie...
Zawrócił. Ostrożnie zajrzał do gabinetu. Stirlitza nie było.
Pewnie już odjechał - pomyślał Müller.

Stirlitz zobaczył jak banda wyrostków pompuje kota benzyna.
Kot wyrwał się, przebiegł kilka metrów i upadł.
Benzyna się skończyła - pomyślał Stirlitz.

Stirlitz siedział w swoim gabinecie, gdy rozległo się pukanie.
Bormann - pomyślał Stirlitz.
Ja - pomyślał Bormann.

Stirlitz ukradkiem karmił niemieckie dzieci. Od ukradka dzieci puchły i
umierały.

Naprzeciw Stirlitza szły trzy umalowane kobiety.
Prostytutki - pomyślał Stirlitz.
Pułkownik Isajew - pomyślały prostytutki.

Gdy Stirlitz szedł korytarzem, oczom jego ukazało się ogłoszenie o czynie
społecznym. Wpadłem - pomyślał.
Skierował się w kierunku gabinetu Müllera.
- Gratuluję poczucia humoru - powiedział - Tak, jestem agentem sowieckim!
- Dobra dobra Stirlitz... Odmaszerować!
Po chwili Müller wykręcił numer Kaltenbrunerra.
- Czego to nie wymyśli nasz poczciwy Stirlitz, rzekł ze śmiechem - żeby
się wykręcić od roboty...

Dom Stirlitza okrążyli gestpowcy.
- Otwieraj! - krzyknął Müller
- Stirlitza nie ma w domu! - powiedział Stirlitz.
Odjechali. W ten oto sprytny sposób Stirlitz już piąty raz przechytrzył
gestapo.

Stirlitz spacerował po dachu Kancelarii Rzeszy. Nagle poślizgnął się,
upadł i tylko cudem zahaczył o wystający gzyms, unikając upadku z dużej
wysokości.
Następnego dnia cud posiniał i obrzękł.

Podczas uroczystej akademii w dniu urodzin Hitlera dostarczono
Stirlitzowi na salę depeszę.
"Stirlitz jesteście zwykła dupa!" - mogły odczytać zbyt ciekawe oczy.
Ale tylko Stirlitz wiedział, ze właśnie tego dnia otrzymał tytuł
Bohatera Związku Sowieckiego.

W stołówce berlińskiego bunkra ustawiła się długa kolejka po kiełbasę.
Nagle sprężystym krokiem wszedł Stirlitz, ominął wszystkich i kupił od razu trzy kilogramy.
- Ale z niego cham! - syknął Bormann do Müllera.
Oni jednak nie wiedzieli, ze Bohaterów Związku Sowieckiego kolejka nie obowiązuje.

Stirlitz wolnym krokiem zbliżył się do lokalu kontaktowego.
Zapukał umówione 127 razy. Nikt nie otworzył.
Po namyśle wyszedł na ulicę i spojrzał w okno.
Tak, nie mylił się. Na parapecie stały 63 żelazka - znak wpadki.

Idzie sobie Stirlitz poboczem drogi. Nagle minął go samochód Bormana.
Idzie Stirlitz dalej. Po pewnym czasie znowu minął go samochód Bormana.
Stirlitz idzie dalej przed siebie. Znów minął go samochód Bormana.
"Rondo" - pomyślał Stirlitz...

Idzie sobie Stirlitz lasem, i nagle słyszy za sobą: szur, szur, szur.
-To chyba żaba - pomyślał Stirlitz
-Tak, to ja - pomyślała żaba.

Stirlitz jesteście Ż__em! - stwierdził nagle Müller, gdy standartenfurer
opuszczał jego gabinet.
- Nieprawda, jestem uczciwym Rosjaninem - dumnie odparł Stirlitz.

- W kancelarii Rzeszy pojawił się sowiecki szpieg - stwierdził Himmler
głęboko wpatrując się w oczy Müllera.
- Wiem, to Stirlitz - odpowiedział Müller z zimna krwią.
- Dlaczego go wiec nie aresztujesz???
- Nie ma sensu. I tak się wykręci.

"Gratulujemy urodzenia syna" - przeczytał Stirlitz zaszyfrowaną depeszę.
Rozczulił się.
Przecież już dwanaście lat mija, jak opuścił ojczyznę...

Podczas ważnej narady w gabinecie Hitlera nagle otworzyły się drzwi. Wbiegł
przez nie mężczyzna z bukietem kwiatów, które położył na stole. Następnie
sprawnie otworzył sejf, sfotografował wszystkie dokumenty, odłożył na
miejsce i wyszedł.
- Kto to był? - spytał zaskoczony Hitler.
- Sowiecki szpieg Isajew - odpowiedział Bormann.
- Dlaczego go więc nie aresztujesz???
- I tak udowodni, że kwiaty przyniósł...

Stirlitz wszedł do gabinetu Müllera i rzekł:
- Herr Müller, czy chciałby pan pracować jako agent radzieckiego wywiadu?
Dobrze płacą.
Müller zszokowany, podrywa się ze złością, potem przypatruje się
podejrzliwie Stirlitzowi. Stirlitz zaczyna wychodzić, ale zatrzymuje się i
pyta:
- Gruppenfuhrer, czy ma pan aspirynę?
Stirlitz wiedział, że ludzie zawsze pamiętają tylko koniec konwersacji.

Stirlitz rano podczas golenia spogląda w swoje odbicie w lustrze.
- Stirlitz - pomyślał Stirlitz.
- Stirlitz - pomyślało lustro.

Do gabinetu Bormanna wchodzi nieznajomy. Patrząc prosto w oczy Bormanna
wykonuje jakieś dziwne gesty. W końcu mówi:
- Słonie idą na północ, a wołki zbożowe podążają ich śladem.
Bormann spojrzał na przybysza z wyraźnym niesmakiem:
- Gabinet Stirlitza jest piętro wyżej - odpowiada.

Stirlitz chodził przez cały dzień z rozpiętym rozporkiem, z którego
wystawały czerwone gacie.
W ten oto sposób Stirlitz obchodził święto 1 Maja.

Stirlitz na popijawie u Müllera mocno przeholował. Następnego dnia, żeby
rozwiać wątpliwości, wchodzi do gabinetu Müllera i pyta:
- Słuchajcie, czy domyśliliście się po wczorajszym, że jestem sowieckim
agentem?
- Nie - przyznał Müller.
Stirlitz odetchnął z ulgą.

Hitler dzwoni do Stalina:
- Czy wasi ludzie nie brali z mojego sejfu tajnych dokumentów?
- Zaraz wyjaśnię.
Stalin dzwoni do Stirlitza:
- Isajew, braliście z sejfu Hitlera tajne dokumenty?
- Tak jest, towarzyszu Stalin.
- Odłóżcie je natychmiast! Ludzie się denerwują!

Stirlitz wszedł do kawiarni "Elefant".
- To Stirlitz. Zaraz tu będzie zadyma - Powiedział jeden z siedzących przy
stole.
Stirlitz spokojnie wypił kawę i wyszedł.
- Nie, - odpowiedział drugi - to nie był Stirlitz.
- Jak to nie!? To Stirlitz!!! - krzyknął trzeci.
Zaczęła się zadyma.

Stirlitz z Plejshnerem szli ulicą i omawiali plan przyszłej operacji. Nagle
padł strzał i Plejshner z jękiem osunął się na ziemię. Stirlitz obejrzał się
w jedną stronę - nikogo, potem w drugą - też nikogo.
- Pewnie mi się wydawało - pomyślał.

Stirlitz kopnięciem otworzył drzwi i na palcach, cichutko zbliżył się do
czytającego gazetę Müllera.

Müller wiedział, że Rosjanie, zamieszawszy cukier, zostawiają łyżkę w
szklance z herbatą. Chcąc sprawdzić Stirlitza, zaprosił go do siebie na
herbatę.
Stirlitz wsypał cukier do szklanki, zamieszał go, wyjął łyżeczkę, położył ją
na spodeczku, po czym pokazał Müllerowi język.

Odcinek 333.
Stirlitz myśli.

Stirlitz, spacerując zimą nad brzegiem jeziora, ujrzał na nim ludzi.
- Łyżwiarze - pomyślał Stirlitz.
- Stirlitz - pomyśleli wędkarze.

Müller, wglądając przez okno, ujrzał podążającego gdzieś Stirlitza.
- Dokąd on idzie? - pomyślał Müller.
- Nie twój zasrany interes! - pomyślał Stirlitz.

Gestapo obstawiło wszystkie wyjścia, ale Stirlitz ich przechytrzył.
Uciekł przez wejście.

Stirlitz migiem uciekł przez okno.
Mig skrył się w chmurach.

- Jak wy się naprawdę nazywacie?
- Tichonow. - odpowiedział Stirlitz - A wy?
- Broniewoj.
- No, Müller, wkopaliście się!

Stirlitz dzwoni do Schellenberga i melduje:
- Parteigenosse Schellenberg, w tajnym sejfie Bormanna odkryłem dwie butelki
"Stolicznej".
- A co wy, Isajew, myślicie, że tylko wy tęsknicie za ojczyzną?

Idzie Stirlitz przez las i zobaczył w dziupli parę dużych, żółtych oczu.
- Dzięcioł - pomyślał Stirlitz.
- Sam jesteś dzięcioł - pomyślał Bormann.

- Gdzie pan się tak dobrze nauczył prowadzić samochód, Stirlitz? - spytał
Müller.
- Na kursach NKWD - odpowiedział Stirlitz.
- Chyba nie powiedziałem nic tajnego - pomyślał.

- Stirlitz to sowiecki agent - rzekł Müller do Schellenberga - Musimy go
zdemaskować. Niech pan stanie Jak wejdzie, proszę go uderzyć polanem w
głowę. Jeśli jest Rosjaninem zaraz się wygada.
Po chwili wszystko przebiegło według zaplanowanego scenariusza.
- Ach, job twoju mat'! - zaklął Stirlitz.
- Ubit'! - rozkazał Müller.
- Ciszej, towarzysze - syknął Schellenberg - Niemcy dokoła!

- Heil Hitler! - pozdrowił Stirlitz Bormanna.
- Nie przesadzajcie, Isajew! - warknął Bormann.

Esesmani poszli się kąpać. Stirlitz zdejmuje mundur, a pod mundurem ma
czerwony podkoszulek z sierpem i młotem. Müller pyta:
- Skąd macie taką koszulkę Stirlitz?
- A, to żona podarowała mi w Dzień Armii Radzieckiej - odpowiedział Stirlitz
i pomyślał: "Czy aby nie powiedziałem za dużo?"

Stirlitz się zamyślił.
Spodobało mu się to, więc zamyślił sie jeszcze raz.

Stirlitz jest już w Rosji, pije piwo pod kioskiem i krzywi się do sąsiada:
- Rozwodnione.
Na co sąsiad:
- Trzeba było gorzej szpiegować, pilibyśmy Heinekena.

Stirlitz szedł ulicami Berlina, coś jednak zdradzało w nim szpiega:
może czapka-uszanka, może walonki, a może ciągnący się za nim spadochron?

Oznaczenia wiekowe materiałów są zgodne z wytycznymi Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji

 Oświadczam iż jestem osobą pełnoletnią i wyrażam zgodę na ukrycie oznaczeń wiekowych materiałów zamieszczonych na stronie
Funkcja pobierania filmów jest dostępna w opcji Premium
Usługa Premium wspiera nasz serwis oraz daje dodatkowe benefity m.in.:
- całkowite wyłączenie reklam
- możliwość pobierania filmów z poziomu odtwarzacza
- możliwość pokolorowania nazwy użytkownika
... i wiele innnych!
Zostań użytkownikiem Premium już od 5,00 PLN miesięcznie* * przy zakupie konta Premium na 3 miesiące. 6,00 PLN przy zakupie na jeden miesiąc.
* wymaga posiadania zarejestrowanego konta w serwisie
 Nie dziękuję, może innym razem