Dotyczy to oczywiście obu strun, z jednej strony facet wierzący że jest kobietą, z drugiej facet wierzący że nie należy do królestwa zwierząt, a jego stwórca zrobił ulepił go z błota 6 tys lat temu, a ziemia jest mu dana, więc może ją niszczyć, zatruwać i do niczego złego to nie prowadzi. Natomiast fakty, lata badań, naukę uważa się za coś głupiego i niepotrzebnego. Jeśli coś nie mieści się w memie, ewentualnie jednym rozdziale magicznej książki, to też nie mieści się w rozumkach dzisiejszych ludzi.
Dotyczy to oczywiście obu strun, z jednej strony facet wierzący że jest kobietą, z drugiej facet wierzący że nie należy do królestwa zwierząt, a jego stwórca zrobił ulepił go z błota 6 tys lat temu, a ziemia jest mu dana, więc może ją niszczyć, zatruwać i do niczego złego to nie prowadzi. Natomiast fakty, lata badań, naukę uważa się za coś głupiego i niepotrzebnego. Jeśli coś nie mieści się w memie, ewentualnie jednym rozdziale magicznej książki, to też nie mieści się w rozumkach dzisiejszych ludzi.
Akurat dla Ciebie uściślę. Chodzi mi o absolutną prawdę, której brak, zakłada postmodernizm. No i jego wszelkie mutacje. Zresztą nawet i sam Marks uznawał polilogizm.
Wybacz, Marks nie jest dla mnie autorytetem. Jedyną jego zasługą dla świata jest uknucie pewnych terminów, które do dziś okazują się pomocne przy opisywaniu pewnych fenomenów społecznych.
Pisanie, że postmodernizm neguje każdą formę "prawdy absolutnej" (przez co rozumiesz oczywiście bóstwa albo kwestie związane z ideami, prawem naturalnym czy boskim, jak sądzę?) też jest trywializowaniem. To znaczy tym, przeciwko czemu wcześniej protestowałeś: czyli przez abstrakcje doskonałą, na przykład, sprowadzanie wszystkich księży do pedofilii i temu podobne. Postmodernizm bowiem, o czym być może sam wiesz, nie jest homomorficznym nurtem myślowym.
Jeśli chodzi o prawdę absolutną... Wybacz, nie zgodzę się z tezą, że jest taka możliwa w obrębie większych zorganizowanych religii. Bo skoro prawda jest absolutna, jest zasadą intersubiektywną. Zapytaj się 100 przypadkowo spotkanych wiernych katolików czym jest:
a) Bóg
b) Jezus
c) etyka chrześcijańska
d) biblia
i jeszcze co będziesz chciał. Mimo, że każda z tych stu osób będzie uważała się za katolika, zapewne nie znajdziesz w stu procentach zbieżnego wyobrażenia z innym pośród tych wszystkich przez ciebie zebranych. Przez co, jak myślę, można zaryzykować tezę, że każdy z tych ludzi wierzy w gruncie rzeczy w innego Boga.
Problem chyba był już nawet poruszany u pseudo Dionizego (zabraniał on zresztą swoim uczniom mówić o swojej wierze przy innych - inni, twierdził, mogą strywializować, poprzekręcać i zwyczajnie zniszczyć 'rdzeń' tej wiary).
Jeżeli ludzkość poznałaby prawdę w tematach teologicznych i około-teologicznych, to nie byłoby żadnych sporów.
Niestety śmieszny lewaczku, nie da się tego obiektywnie stwierdzić, bo wykracza to poza obręb nauki czy ogólnie racjonalnego poznania. Co próbuje wam wyjaśniać cały czas, to ,że nauka jest tylko pewnym mniej lub bardziej cherlawym konstruktem ludzkiej myśli, dotyczącym tylko pewnej części rzeczywistości. Co zresztą sama nauka wielokrotnie udowadniała. Nie jest absolutem jak półgłówki typu Sezamkowy twierdzą.
Naprawdę chcesz użyć argumentu, że im bardziej teologicznie-konserwatywne społeczeństwo tym większy dobrobyt?
To ty zasugerowałeś, że USA są niby krajem wariatów.
Zresztą teza, że konserwatywne społeczeństwa lepiej się rozwijają jest jak najbardziej prawdziwa.
Wybacz, Marks nie jest dla mnie autorytetem.
Ale dla marksistów jest.
Pisanie, że postmodernizm neguje każdą formę "prawdy absolutnej" też jest trywializowaniem.
Oczywiście, że trywializuje. Moim celem było zasugerowanie tym Panom gdzie stoi ateizm i jego pochodne w stosunku do naukowego poznania. Zauważ, że rozmawiam z ludźmi, którzy za poważnych przedstawicieli chrześcijaństwa traktują jeźdźców na dinozaurach, porównują chrześcijaństwo do teorii płaskiej Ziemi oraz twierdzą, że nie ma ono teologicznych podstaw i wiele wiele innych. Dlatego proszę nie wymagaj ode mnie seminariów z Derridy, Baumana czy Focoulta, dla takich intelektualistów.
Jeśli chodzi o prawdę absolutną... Wybacz, nie zgodzę się z tezą, że jest taka możliwa w obrębie większych zorganizowanych religii. Bo skoro prawda jest absolutna, jest zasadą intersubiektywną. Zapytaj się 100 przypadkowo spotkanych wiernych katolików czym jest:
Prawda jak najbardziej jest kwestią obiektywną, to że 100 katolików ma różne zdanie na temat Boga to nie znaczy, że każdy ma po trochę racji. Bo jednak w katolicyzmie prawda ma fundamentalne znaczenia i jej relatywizowanie nie przejdzie. Zresztą jak zapytasz 100 ludzi co to jest np. inflacja to każdy Ci powie coś innego, ale to nie znaczy, że nie ma żadnej obiektywnej prawdy o tym czym jest inflacja.
Mimo, że każda z tych stu osób będzie uważała się za katolika,
To jeszcze, że ktoś się za kogoś uważa nie znaczy, że nim "absolutnie prawdziwie" jest.
Kolejna rzecz, to to, że idiotyzmem jest również negowanie wiary przez ateistów i nazywanie ludzi wierzących zacofanymi. Przecież nikt z Was nie zbadał niczego w swoim życiu co ułatwiło by wam udowodnienie, że Boga nie ma. Generalnie zwolennicy teorii ewolucji mają tyle samo do przedstawienia co ludzie wierzący w Boga, bo i tak żaden z Nas tego na własną rękę nie sprawdzi, a opierać możemy się jedynie na czymś co zostało zbadane/napisane przez kogoś innego, w co możemy wierzyć lub nie. Natomiast do kwestii tożsamości narodowej, spójności społeczeństwa, zasad etycznych, moralnych nie ma wątpliwości, że jak dotąd tylko wiara religijna pozwala połączyć te filary.
Na koniec może jeszcze do ateistów.... Weźcie pod uwagę, że gdyby każdy stosował zasad zawartych w Biblii to mielibyśmy zdrowe, szczęśliwe społeczeństwo. To, że kościół to kościół czyli przepych, pedofilia, wcześniej wyprawy krzyżowe itd, to nie ma znaczenia dla człowieka prawdziwego chrześcijanina.
Teraz jak przystało na chrześcijanina... czekam na falę krytyki i memów ze strony ateistów
Prawda jak najbardziej jest kwestią obiektywną, to że 100 katolików ma różne zdanie na temat Boga to nie znaczy, że każdy ma po trochę racji. Bo jednak w katolicyzmie prawda ma fundamentalne znaczenia i jej relatywizowanie nie przejdzie. Zresztą jak zapytasz 100 ludzi co to jest np. inflacja to każdy Ci powie coś innego, ale to nie znaczy, że nie ma żadnej obiektywnej prawdy o tym czym jest inflacja.
To jeszcze, że ktoś się za kogoś uważa nie znaczy, że nim "absolutnie prawdziwie" jest.
I właśnie też mi o to chodzi. Skoro nie da się "wygenerować" tego samego rodzaju "wiary" wśród wszystkich "wiernych", zorganizowane instytucje religijne nie mają większego sensu (zresztą zapewne jesteś zaznajomiony ze sporami doktrynalnymi kościoła katolickiego). I z tego także względu nie mogę nie krytykować przesadnej "obrządkowości" współczesnych odłamów chrześcijańskiej (jak kiedyś "być chrześcijaninem" znaczyło wyłącznie "żyć chrześcijańskim modelem życia", tak teraz "święcić jajka, chodzić do kościoła, spierać się o słowa świętych itd."; jakby chrześcijaństwo zaczęło pomijać kwestie z początku najistotniejsze: etykę)".
Swoją drogą przypomniał mi się ciekawy fragment z Koranu. Brzmiał mniej więcej tak 'dlatego strzeż się tych, co mówią, że są jedynie prawdziwymi wiernymi, a gw🤬t zadają innym wiernym. Oni są niewiernymi (w sensie "infidel") i dlatego zostaną ukarani przez allaha' (to jest tylko parafraza
I tak jak już wspomniany pseudo Dionizy tłumaczył, że mówiąc o prawdach absolutnych człowiek może się ograniczyć jedynie do ogólników: do tak zwanej teologii apofatycznej. Tylko tak możemy zachować "absolutność" prawdy wobec wiernych.
Oświadczam iż jestem osobą pełnoletnią i wyrażam zgodę na ukrycie oznaczeń wiekowych materiałów zamieszczonych na stronie