

Jeśli dobrze widzę to niezłe combo :najpierw dolna część pnia wali ją w ryj, potem górna i równocześnie wali potylicą w glebę - a górna część pnia chyba jeszcze spadając ją lekko dobija. Poprawić to mógł jeszcze chyba tylko rowerzysta przejeżdżający jej po nerce.
Raczej dolna część pnia uderza ją w okolicy biodra, a góra przygważdża jej głowę przez przyciśnięcie włosów do ziemi.