
Jako, że czas wydaje mi się odpowiedni przedstawiam wam autentyczny sposób mojego kumpla na rozprawienie się z wk🤬iającą dzieciarnią żebrzącą po domostwach o cukierki w czasie zdebilałego święta hamburgerów. Ponieważ lokalne gnojki ogłupione telewizyjną sieczką dały mu się rok wcześniej we znaki, postanowił oduczyć smarków chodzenia po domach niczym jehowi. Owego dnia gdy dzieci przychodziły do jego mieszkania, z bezmyślnie wyuczonym tekstem "cukierek albo psikus" nie odpowiadał klasycznym "a może wp🤬l ? " lecz szczodrze obdarowywał cukierkami. Wieść o tym, że jakiś debil faktycznie rozdaje w c🤬j cukierków rozeszła się niczym smród po gaciach i ochoczo przychodziły kolejne grupy. A cukierkami sypał niczym jakiś sułtan. Jakież zdziwienie musiało być owych knypków gdy po całym aktywnym dni żebrania okazało się, że jakiś degenerat powyciągał cukierki z papierków, a zamiast nich zapakował do środka pokrojoną w kostkę słoninę
. Teraz już nie nawiedzają go owego dnia pewno w obawie co jeszcze innego mógłby przyszykować

