Każdy pracodawca, począwszy od właściciela małego sklepiku po wielkiego przedsiębiorce mającego kilkanaście fabryk powinien być świadomy społecznej roli zatrudnienia. W idealnym świecie pracodawca powinien przeznaczyć część zysku przedsiębiorstwa na rozwój (nowe maszyny, samochody, projekty innowacyjne etc), nieznaczną (podkreślam: NIEZNACZNĄ) część przeznaczyć dla siebie (na poziomie pozwalającym na życie na średniej stopie jemu i jego najbliższej rodzinie) a całą resztę podzielić na osoby które również pracują nad bytem i dalszym rozwojem firmy - podzielić na pracowników. I powinien być świadomy tego, że nie zawsze złotówka "włożona" w zatrudnienie nowej osoby = 2 (i więcej) złotówki zysku, przeważnie większość stanowisk pracy jest deficytowych a powstają jedynie po to, żeby umozliwić funkcjonowanie firmy.
Ze społecznego punktu widzenia lepiej jest, żeby na stacji benzynowej pracowało np. 6 pracowników - w tym ten jeden, którego problem został poruszony w filmie, całkowicie deficytowy i nie przynoszący żadnego (poza zwiększaniem komfortu podróżnych) czyściciel szyb i lamp - każdy z nich dostawałby 1500 euro na rękę (a "kosztują" go ponad 2500 - podatki

), pracodawca miałby w takim układzie "tylko" 6000 euro miesięcznie zysku na czyściocha ale zza to każdy z jego pracowników mógłby założyć rodzinę i wyżywić 2-3 dzieci = mamy jednego, średnio zadowolonego właściciela (który mimo wszystko ma 2,5 raza wiecej kasy na życie niż jego pracownicy) i 6 mega-happy osób.
W innym układzie mamy 5 pracowników (bez czyściciela), stacja przynosi DOKŁADNIE TYLE SAMO zysku, klienci troszkę mniej zadowoleni ale właściciel ma te 2500 euro więcej - czy zrobi mu wielką różnicę czy ma 6000 euro czy 8500, wciąż ma tyle kasy że starczy mu na godziwe życie (wycieczki, drogie ubrania, zmiana samochodu co roku) a jedna osoba siedzi gdzieś smutna w pośredniaku i martwi się, z czego utrzyma rodzinę. To samo byłoby, gdyby 5 pracowników otrzymywało te 1500 a on powiedzmy był zatrudniony na pół etatu za 700 euro.
A teraz wariant polski - 3-4 pracowników, każdemu dać po głodowe 400 euro i niech zapierniczają 150% normy za brakujących pracowników - niedziele, święta, nocne zmiany, wszystko to za te 400 euro, żadnych nadgodzin, a jak się odezwiesz choć słowem - zwolnienie. Wydawałoby się: super sprawa dla pracodawcy, ma 4 pracowników za mniej niż normalnie musiałby wydac na jednego, zgoda! Ale ponieważ wszyscy pracodawcy w Polsce tak traktują niewykwalifikowaną siłę roboczą, więc 60-80% społeczeństwa tyra za te 400 euro i nie ma kasy na nic - także na paliwo, wiec ludzie oszczędzają, jeżdzą jak najmniej i zyski stacji są mizerne, 2000-3000 euro. Pracodawca ma aspiracje do klasy wyższej, chciałby jeździć Mercem, ubierać się u Gucciego i uważa, że stacja mogłaby zarabiać więcej, a że największym miesięcznym kosztem są pracownicy, więc wykminił żeby obniżyć (i tak niską) pensję minimalną, albo ją całkiem zlikwidować - ludzie i tak będą robić, choćby za 1 euro na godzinę bo muszą z czegoś kupić chleb i masło żeby się wyżywić a on będzie miał dodatkowe zyski.
I tu pytanie za milion - z czego najpierw zrezygnuje te 60-80% zarabiających teraz w okolicy płacy minimalnej, czy nie bedzie to przypadkiem paliwo? Z czego będzie się utzrymywał właściciel stacji paliw kiedy ludzie przestaną to paliwo kupować?