

Zabieram czasem ludzi na stopa czy blabla z nastawieniem, że to dobra okazja by poznać nowych ludzi, podyskutować, poszerzyć horyzonty myślowe, rozwinąć światopogląd - umilić sobie zazwyczaj jakąś dłuższą trasę.
Ale czasem zabieram kogoś w ten sposób, mijają dwie minuty, a ten śpi. Czuję się wtedy jak kierowca karawanu - ani głośniej muzyki nie puszczę, ani tym bardziej nie będę darł ryja przy ulubionych kawałkach, zatrzymać się na trasie na pół godziny, żeby rozprostować kości i połazić po lesie w samotności też już nie mogę, czy nawet jak ktoś dzwoni, to przy kimś takim sobie swobodnie nie porozmawiam na głośnomówiącym.
Bardziej wk🤬ia mnie tylko jak ktoś śpiąc odpina pasy, bo mu niewygodnie spać. Ale wtedy stawiam sprawę jasno - albo pasy albo wypad z auta.
I jest jeszcze jeden bardziej wk🤬iający motyw - chlanie w drodze na jakiś wypad. Zazwyczaj to ja jestem kierowcą - lubię jeździć i lepiej się czuję za kółkiem niż jako pasażer. Do tego zawsze mogę na imprezie odpuścić we właściwym dla siebie momencie i nie wdając się w dyskusje, powiedzieć "ale ja jutro prowadzę, mi już wystarczy" i to zaskakująco dobrze ucina wszelkie namowy.
Ale wk🤬ia mnie niemiłosiernie, jak jeszcze nie wyjedziemy z miasta, a już słyszę za uszami syk otwieranych puszek czy butelek. Teraz już nie pozwalam pić więcej niż jedno lub max dwa piwka przez całą trasę, czyli mniej więcej tyle ile ja przez ten czas wypiję wody lub jakiegoś izotonika. Wcześniej przykładowo 5-godzinna trasa wyglądała mniej więcej tak:
1 godzina - trzy browary na start, dwa razy na siku, druga godzina - 3 razy na siku + stacja po zestaw małpek, trzecia godzina - siku, siku, siku, czasem rzygu. Czwarta i piąta - spanie, trzeźwienie, sikanie, rzyganie. Dojeżdżamy na miejsce i okazuje się, że jestem jedynym trzeźwym, a reszta już w sumie może kończyć imprezę.
No zajebisty kawalerski / festiwal / urodziny /żagle czy co tam jeszcze - dzięki, chłopaki.
I w momencie, gdy człowiek może w końcu odpocząć po długiej trasie, otworzyć sobie zimne piwko i pogadać o pierdołach, albo wyruszyć na jakiś spacer, zwiedzanie, czy spędzić trochę czasu zgodnie z tym po co tam pojechaliśmy, to zazwyczaj nie ma z kim...
Teraz staram się sam ustalać zasady takich wyjazdów i pilnować ekipy - początkowo trochę ponarzekają, że o suchym pysku muszą jechać tyle godzin, ale za to impreza rozpoczyna się od pierwszego dnia intensywnie, a nie od kaca i zamulania przez cały pierwszy wieczór.
A takie przyhamowania zdarza mi się robić czasem, także przy śpiących pasażerach z blabla czy stopa - odrobinka adrenaliny dość dobrze pobudza, a sami nie muszą wiedzieć, że przyhamowałem specjalnie, a nie przed jakąś przeszkodą

Wk🤬ia mnie, jak ktoś mi śpi w samochodzie gdy prowadzę.
Zabieram czasem ludzi na stopa czy blabla z nastawieniem, że to dobra okazja by poznać nowych ludzi, podyskutować, poszerzyć horyzonty myślowe, rozwinąć światopogląd - umilić sobie zazwyczaj jakąś dłuższą trasę.
Ale czasem zabieram kogoś w ten sposób, mijają dwie minuty, a ten śpi. Czuję się wtedy jak kierowca karawanu - ani głośniej muzyki nie puszczę, ani tym bardziej nie będę darł ryja przy ulubionych kawałkach, zatrzymać się na trasie na pół godziny, żeby rozprostować kości i połazić po lesie w samotności też już nie mogę, czy nawet jak ktoś dzwoni, to przy kimś takim sobie swobodnie nie porozmawiam na głośnomówiącym.
Bardziej wk🤬ia mnie tylko jak ktoś śpiąc odpina pasy, bo mu niewygodnie spać. Ale wtedy stawiam sprawę jasno - albo pasy albo wypad z auta.
I jest jeszcze jeden bardziej wk🤬iający motyw - chlanie w drodze na jakiś wypad. Zazwyczaj to ja jestem kierowcą - lubię jeździć i lepiej się czuję za kółkiem niż jako pasażer. Do tego zawsze mogę na imprezie odpuścić we właściwym dla siebie momencie i nie wdając się w dyskusje, powiedzieć "ale ja jutro prowadzę, mi już wystarczy" i to zaskakująco dobrze ucina wszelkie namowy.
Ale wk🤬ia mnie niemiłosiernie, jak jeszcze nie wyjedziemy z miasta, a już słyszę za uszami syk otwieranych puszek czy butelek. Teraz już nie pozwalam pić więcej niż jedno lub max dwa piwka przez całą trasę, czyli mniej więcej tyle ile ja przez ten czas wypiję wody lub jakiegoś izotonika. Wcześniej przykładowo 5-godzinna trasa wyglądała mniej więcej tak:
1 godzina - trzy browary na start, dwa razy na siku, druga godzina - 3 razy na siku + stacja po zestaw małpek, trzecia godzina - siku, siku, siku, czasem rzygu. Czwarta i piąta - spanie, trzeźwienie, sikanie, rzyganie. Dojeżdżamy na miejsce i okazuje się, że jestem jedynym trzeźwym, a reszta już w sumie może kończyć imprezę.
No zajebisty kawalerski / festiwal / urodziny /żagle czy co tam jeszcze - dzięki, chłopaki.
I w momencie, gdy człowiek może w końcu odpocząć po długiej trasie, otworzyć sobie zimne piwko i pogadać o pierdołach, albo wyruszyć na jakiś spacer, zwiedzanie, czy spędzić trochę czasu zgodnie z tym po co tam pojechaliśmy, to zazwyczaj nie ma z kim...
Teraz staram się sam ustalać zasady takich wyjazdów i pilnować ekipy - początkowo trochę ponarzekają, że o suchym pysku muszą jechać tyle godzin, ale za to impreza rozpoczyna się od pierwszego dnia intensywnie, a nie od kaca i zamulania przez cały pierwszy wieczór.
A takie przyhamowania zdarza mi się robić czasem, także przy śpiących pasażerach z blabla czy stopa - odrobinka adrenaliny dość dobrze pobudza, a sami nie muszą wiedzieć, że przyhamowałem specjalnie, a nie przed jakąś przeszkodą![]()
Wybacz, ale nie czytałem do końca.
Nie chcę Cię obrażać, bo zwyczajnie Cię nie znam, ale muszę napisać, że znajomych masz zajebistych... niejeden menel musi ustąpić im pola do popisu...
połazić po lesie w samotności też już nie mogę,
To już tak w życiu bywa że jak kogoś zabierasz, to nie będziesz łaził sam

A tak na poważnie. Przestań się zadawać z alkoholikami to ci nie będą żygać i szczać co 15 minut, a zacznij zabierać koleżanki

podpis użytkownika
Rybka chwyciła spławik

podpis użytkownika
czarna fortunaWk🤬ia mnie, jak ktoś mi śpi w samochodzie gdy prowadzę.
A mnie to w ogóle nie wk🤬ia.
Nawet odwrotnie.
Podoba mi się jak ktoś usypia, bo to znaczy, że tak dobrze prowadzę.

To już tak w życiu bywa że jak kogoś zabierasz, to nie będziesz łaził sam![]()
A tak na poważnie. Przestań się zadawać z alkoholikami to ci nie będą żygać i szczać co 15 minut, a zacznij zabierać koleżanki![]()
Koleżanki nie śpią i mnie nie wk🤬iają


Ale fakt faktem, że dzięki wspólnej jeździe zweryfikowałem wiele znajomości. Zarzygańcy nie dostają drugiej szansy, ci co tylko na siku, podczas kolejnych wycieczek ograniczali się do max dwóch piwek po trasie.
Jeśli się z kimś dobrze dogaduję, to nie widzę sensu kończyć znajomości po jednym incydencie - zwłaszcza, że sam tak miałem, że ogarniałem wszystko dopóki nie wsiadłem do samochodu i powiedzmy,że ujawniła mi się wtedy silna choroba lokomocyjna
