"Trzecia sprawa. Zaczyna już mnie wk***iać to wieczne pieprzenie o polskim antysemityzmie. [...] to niech wypie**alają do Izraela."
Całe piękno tego "polskiego antysemityzmu" polega na tym... że to nie władze są uczulone, to nie sądy i urzędnicy mają problem z pochodzeniem, nacjonalnością czy miejscem urodzenia. Wszystko rodzi się raczej w głowach ludzi, którzy czują się poszkodowani tym, że nie oni są traktowani "lepiej". Czyli też typowo polska cecha zawiści międzyludzkiej, którą lwia część naszego społeczeństwa kieruje się w życiu codziennym. (Uwielbiam przykład Rzędziana - nie chodzi o gruszę, nie chodzi o gruszki, nie chodzi o granice, chodzi o to, że oni nie mogą mieć lepiej) Inne kraje radzą sobie w ten sposób, że albo ustawowo odmawiają odpowiedzialności za określone zdarzenia historyczne albo też odmawiają "bycia następcą prawnym" określonego państwa czy formy ustrojowej, która zdarzyła się w ich dziejach. Potem mogą wzruszyć ramionami i powiedzieć - sorry dude, law is the law, dura lex sed lex.
My jednak kierowani jakimś pokrętnym poczuciem, dumy i honoru tworzymy prawo ideowe, która ni w ząb nie ma się do naszych interesów. Duma i honor to fajne uczucia dla jednostki, ale na miłość boską nie dla organizacji jaką jest państwo!