
Do setna- pewnego dnia, z samego rana, zwyczajnie sobie srałem. Siedziałem na kiblu i czytałem skład kostki toaletowej z biedry, gdy nagle ten pojeb wszedł do środka (nie zamykałem się, bo po c🤬j?). RJ wlazł jak do siebie (hehe), stanął i patrzył się na mnie bez słowa. Nie wiem, nie mam pojęcia, co mi chodziło po głowie, ale wstałem, jebnąłem go z buta, poczym zacząłem na niego zwyczajnie szczać. Nie wiem po c🤬j. Widocznie jeszcze trzymały mnie dopalacze, czy inne gówno, które brałem dzień wcześniej. Kiedy mniej więcej ogarnąłem co się dzieje dookoła, stałem w oszczanym kiblu, z pośladami uj🤬ymi gównem, a RJ leżał przede mną. Martwy. K🤬a, szkoda chłopa. No ale w końcu to tylko pająk.
:V

